Spotkanie rozpoczęło się od mocnego uderzenia gospodarzy - w biegu młodzieżowców "Byki", za sprawą Piotra Pawlickiego oraz Tobiasza Musielaka, zwyciężyły w stosunku 5:1. Był to zaledwie przedsmak tego, co zamierzali pokazać obaj juniorzy Unii. To właśnie oni wspólnie z Przemysławem Pawlickim nadrabiali braki spowodowane kiepską postawą Damiana Balińskiego oraz początkowymi problemami Troy'a Batchelora. Ostatecznie Australijczyk można powiedzieć 'wyszedł z twarzą" i po pierwszych nieudanych startach zdołał na swoim koncie zapisać 6 "oczek". Nieudanie sezon rozpoczął również Kamil Adamczewski, który mimo ambitnej walki w pierwszym swoim starcie zanotował upadek, a następnie defekt.
Jeszcze przed spotkaniem wiadomo było, że najsłabszym ogniwem "Lwów" będą młodzieżowcy. Pokazał to ich pierwszy start, kolejne nie był w ich wykonaniu lepsze. Dwoił się i troił poniedziałkowy jubilat - Grigorij Łaguta, swoje punkty dorzucali również Daniel Nermark oraz Chris Harris, jednak w przypadku Włókniarza kompletnie zawiodła tzw. druga linia. Mirosław Jabłoński oraz Grzegorz Zengota zbyt często oglądali plecy rywali, a Jarosław Dymek ze względu na wynik spotkania oscylujący w okolicach remisu, nie miał kogo za nich wstawić. Dopiero w trzynastej gonitwie pojawiła się możliwość rezerwy taktycznej, zresztą z której od razu goście skorzystali.
Pojedynek Unii Leszno z Włókniarzem Częstochowa pokazał, że pewniaków w lidze nie ma. Stawiana w roli faworyta do medalu Unia sporo namęczyła się z teoretycznie słabszym Włókniarzem. Dyspozycja dnia jednego zaledwie zawodnika może zadecydować o "być albo nie być" drużyny. Na razie czeka nas runda zasadnicza, jednak by w fazie finałowej mieć dobrą pozycję wyjściową, liczył się będzie każdy już teraz zdobyty punkt.