- Co z tego, że postawiliśmy się w Tarnowie, skoro znowu przegraliśmy mecz. Wszędzie należy się jednak doszukiwać plusów. U nas w tym przypadku takimi plusami była postawa Grzesia Zengoty i Artura Czai. Cieszy mnie również ambicja Huberta Łęgowika, który o swój pierwszy debiutancki punkt musiał biec z motocyklem. Gorzej niż oczekiwaliśmy pojechał Daniel Nermark, zaś Chris Harris to dla mnie człowiek zagadka. Jego postawa to wielka sinusoida. Potrafił wygrać z ogromną przewagą, ale też przyjechać daleko z tyłu. Naprawdę nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Mam tylko nadzieję, że będzie utrzymywał dobrą formę w meczach na naszym torze, bo to dla nas priorytet – ocenił Jarosław Dymek.
Menadżer zespołu przyznaje się, że jego drużyna została mimo wszystko zaskoczona nawierzchnią jaką zastali w meczu - Spodziewaliśmy się innego toru względem lat poprzednich. Jednak jego charakterystyka zmieniała się z biegu na bieg i bardzo trudno było nam go rozgryźć. Stąd też takie wahania w postawie naszych zawodników. Grisza Łaguta raz wygrał, natomiast gonitwę później kompletnie sobie nie poradził i był ostatni. Na wszelkie zmiany trzeba było momentalnie reagować. Każdy moment zawahania oznaczał straty. Tak już mówiłem, tor był taką zagadką, że zwycięstwo w jednym biegu nie oznaczało równie dobrej postawy w kolejnym. Poza tym, Daniel czynił korekty w sprzęcie i widać było, że zaczynały one przynosić skutki, dlatego wraz z Januszem Stachyrą zdecydowaliśmy się mu zaufać – powiedział menadżerczęstochowskiego zespołu Jarosław Dymek.