Niewątpliwie minionego sezonu kibice Żurawi nie będą dobrze wspominać. Wyniki drużyny, jak i poszczególnych zawodników zeszły na dalszy plan wobec tragedii, jaka spotkała nie tylko rzeszowski klub, ale i cały żużlowy światek podczas majowego meczu ligowego we Wrocławiu. Śmierć Lee Richardsona, słabsza postawa Jasona Crumpa, czy przedłużające się prace na torze przy Hetmańskiej 69 przyczyniły się do zaledwie siódmej lokaty w Enea Ekstralidze.
Cel postawiony przed sezonem przez Panią Prezes Półtorak – czyli awans do fazy play-off – nie został osiągnięty, co wraz ze zmianami regulaminu pociągnęło za sobą ciekawe zmiany personalne.
Zacznijmy od początku: Stalowcy ściganie rozpoczęli od dwóch wyjazdowych potyczek w Gdańsku i Gorzowie. Dopiero w III rundzie fani ekipy ze stolicy Podkarpacia dostali możliwość obejrzenia swoich pupili na stadionie przy Hetmańskiej 69 w starciu z leszczyńskimi Bykami. Wszystko to ze względu na prace związane z budową nowej, zadaszonej trybuny. Roboty, które mogły doprowadzić nawet do przeniesienia tego pojedynku do Lublina. Szczęśliwie taka sytuacja nie miała miejsca, jednak remont trybuny – co podkreślał Dariusz Śledź – znacząco utrudnił rzeszowianom treningi, a to przekładało się na wyniki.
Początek sezonu z pewnością nie napawał fanów Żurawi optymizmem: dwie porażki oraz remis pokazały, jak ciężko będzie zrealizować postawiony przez zarząd cel. Okazało się, że najgorsze dopiero miało nadejść. O tym, co wydarzyło się 13 maja we Wrocławiu napisano już wiele, nie tylko na portalach żużlowych. Śmierć Lee Richardsona niezwykle mocno dotknęła wszystkich fanów speedwaya na całym świecie, a co dopiero jego kolegów z toru. Paradoksalnie jednak kolejne trzy spotkania przyniosły komplet punktów (m.in. przekonujące, dwudziestopunktowe zwycięstwo z Polonią). I nie umniejsza tego fakt, że mecze rozgrywane były na własnym torze. Można też powiedzieć, że to właśnie wtedy pałeczkę lidera przejął od Jasona Crumpa Grzegorz Walasek i tym liderem pozostał do końca sezonu. Sezonu, który w dalszej części był swoistą sinusoidą wyników: od dwóch derbowych przegranych z Azotami Tauron Tarnów, przez jedyne wyjazdowe zwycięstwo w Częstochowie, po… zakończenie takie, jak początek, a więc dwie porażki i remis.
Od strony czysto sportowej wynik drużynowy nikogo w klubie nie zadowolił. Spory niedosyt sprawiła kibicom postawa Crumpa. Najlepiej świadczy o tym brak trzykrotnego mistrza świata w pierwszej dziesiątce najskuteczniejszych zawodników Ekstraligi. Spory wpływ na to miały kontuzje, niemniej jednak nawet to nie do końca rozgrzesza Kangura. Natomiast niedawno okazało się, że Crumpie nie będzie w przyszłym sezonie miał okazji zrehabilitowania się za swoją słabszą postawę, gdyż niespodziewanie zdecydował się zakończyć karierę.
Nie zachwycił również wychowanek Stali, Maciej Kuciapa. Z jego strony nikt nie spodziewał się fajerwerków, jednakże w oczach fanów miał być zawodnikiem na 6-7 punktów w meczu, czego nie udało mu się dokonać. Średnia równa 1,041 w pełni oddaje zawód, jaki spotkał z jego strony rzeszowski klub.
Na drugim biegunie znaleźli się z kolei Rafał Okoniewski, Łukasz Sówka, a przede wszystkim Grzegorz Walasek. Popularny Greg po dwuletniej przygodzie z bydgoską Polonią postanowił przenieść się na Podkarpacie, gdzie mógł przede wszystkim liczyć na wypłacalność klubu, z czym w przypadku kujawskiej ekipy „bywało różnie”. Dla prezes Półtorak ten transfer okazał się być przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” – Walasek nie tylko dotrzymywał kroku Crumpowi, ale często on sam był liderem i najlepiej punktującym zawodnikiem Żurawi. Jego postawa znajduje odzwierciedlenie w statystykach: pod względem średniej meczowej znalazł się jedynie za Jarosławem Hampelem i Januszem Kołodziejem, biorąc pod uwagę jedynie Polaków.
Okoniewski pokazał, że gdy tylko nie trapią go kontuzje, może być bardzo ważnym ogniwem drużyny i solidnie punktującym zawodnikiem „drugiej linii”. Indywidualne wicemistrzostwo Polski, nawet pomimo braku w wielkim finale wielu czołowych żużlowców, świetnie obrazuje jego tegoroczne wyniki. Duży progres w porównaniu do poprzedniego - pierwszego w biało-niebieskich barwach sezonu, zaliczył Łukasz Sówka. Dziewiętnastolatek zaimponował w kilku spotkaniach (m.in. z Unibaxem czy Wybrzeżem przy Hetmańskiej) zarówno zdobyczą punktową, jak i walecznością czy ambicją. Z pewnością jego dobra postawa w zakończonym sezonie pociągnie za sobą większe oczekiwania wobec niego w kolejnym. I z tą presją wychowanek klubu z Ostrowa będzie musiał sobie poradzić.
Z „wysokiego C” swoją przygodę ze Stalą zaczął Joonas Kylmaekorpi. 10 „oczek” z bonusem w debiucie z Unibaxem i 12 z Polonią to wynik, którego raczej nikt po Finie się nie spodziewał. Nadzieje na dobrą jazdę mistrza świata na długim torze pryskały jak bańka mydlana z każdym kolejnym meczem i koniec końców uzyskał średnią biegową 1,356, niewiele wyższą od młodego Sówki.
Pozostali juniorzy, a więc Marco Gaschka, Damian Michalski oraz Łukasz Kret (może wyłączając tego ostatniego), nie wyróżnili się w ciągu sezonu niczym szczególnym. Każdy z nich pozostawał gdzieś w cieniu Łukasza Sówki i ciężko wróżyć, by w najbliższym sezonie zbliżyli się do poziomu swojego kolegi.
W związku ze zmianami regulaminowymi, w tym szczególnie wprowadzeniem Kalkulowanej Średniej Meczowej, w kadrze doszło do sporych przetasowań. Przede wszystkim doszło do zmiany lidera – Jasona Crumpa zastąpi najlepiej punktujący zawodnik Enea Speedway Ekstraligi – Nicki Pedersen. I jeżeli tylko Power utrzyma swoją dyspozycję z tego sezonu, ta zmiana powinna wyjść zespołowi na plus – przede wszystkim w kontekście zdobywanych punktów. Inna sprawa to kontakt Duńczyka z resztą zespołu.
Za Joonasa Kylmaekorpiego z Leszna sprowadzono Juricę Pavlicia. Chorwat uważany jeszcze 2-3 lata temu za jeden z większych talentów w żużlowym światku jest bez wątpienia w stanie punktować na poziomie Rafała Okoniewskiego. Warunek jest jeden – muszą omijać go kontuzje. Swoją ambitną i waleczną postawą na torze szybko powinien zdobyć serca rzeszowskiej publiczności. Po rocznej „banicji” u rywala zza miedzy do Stali wraca Dawid Lampart i zapewnia, że zrobi wszystko, aby nie powtórzył się scenariusz z poprzedniego sezonu, gdy w barwach Jaskółek praktycznie nie pojawiał się na torze, a kiedy dostawał szansę kompletnie zawodził. Jako junior pokazywał, że jest w stanie punktować w Ekstralidze z każdym rywalem, jednak jak to wielokrotnie bywa w przypadku żużlowca kończącego z „juniorką”, przeskok na pozycję seniora okazał się w jego przypadku bardzo bolesny. Sam zawodnik liczy, że uda mu się odbudować „na starych śmieciach”. Na papierze drużyna wygląda na mocniejszą niż w tym sezonie, jednakże jak wiadomo – nazwiska nie jeżdżą. Wszystko tak naprawdę zweryfikuje tor.
Mateusz Opioła (za: inf. własna)