Daria Kawczyńska: - Jak zaczęła się Twoja przygoda z żużlem?
Dawid Dąbek: - Od dziecka interesowałem się tym sportem. Zawsze mnie fascynował. Kiedyś mój tata spotkał się z panem Jackiem Gomólskim. Dzięki niemu mogłem na własne oczy zobaczyć, jak wygląda warsztat prawdziwego żużlowca. Nie można opisać słowami tego, co wtedy czułem. To było dla mnie coś zupełnie nowego.
- I trafiłeś w końcu do szkółki żużlowej…
- Tak. Mój tata poznał pana Roberta Wawrzyniaka, opiekuna szkółki. Ten zaproponował, żebym dołączył do żużlowych adeptów. Rozmowy na ten temat były dość długie. Wiedziałem, że ten sport jest bardzo niebezpieczny, ale postanowiłem zacząć treningi.
- Czy młodemu człowiekowi ciężko jest podjąć decyzję : „pasja czy życie normalnego nastolatka”? Żużel to przecież wiele poświęceń…
- Decyzja na pewno była trudna. Bardzo trudno jest pogodzić szkołę ze sportem. Z jednej strony nauka, a z drugiej treningi.
- I oczywiście kontuzje, których nie da się wykluczyć. Myślisz o nich, gdy wychodzisz na tor?
- Staram się o nich nie myśleć. Jestem osobą wierzącą i to bardzo mi pomaga. Gdy już zakładam kewlar i wsiadam na motocykl, to liczy się tylko jazda. Nie zaprzątam sobie głowy czarnymi scenariuszami.
- Co więc mógłbyś powiedzieć młodym chłopakom, którzy chcieliby zacząć uprawiać speedway?
- Przede wszystkim powinni zadać sobie pytanie, czy naprawdę chcą to robić. Jeśli ktoś zaczyna bawić się w żużel na siłę, to nie ma to sensu. Muszą się też zastanowić, czy będą zdolni do poświęceń. Niekiedy trzeba odpuścić spotkanie ze znajomymi i spędzić kilka godzin na treningu. Jeżeli jednak kochasz czarny sport, warto spróbować.
- Masz może swój rytuał przed startem? Niektórzy zawodnicy słuchają ulubionej piosenki, inni zakładają szczęśliwy kask…
-Tak, mam swój mały rytuał. Słucham piosenki, która nastraja mnie do walki. Jest to utwór Soboty, „Do góry łeb”.
- Do działania motywują także cele, które założy sobie żużlowiec. Masz może jakieś konkretne plany na przyszłość, czy traktujesz speedway jako fajną, lecz krótką przygodę?
- Ten sport bez wątpienia nie jest dla mnie zabawą. Chcę być profesjonalistą. Póki co moim głównym celem jest pokazanie się z jak najlepszej strony. Dążę do tego, by brać udział w wielu zawodach i zdobywać doświadczenie. Natomiast, gdy osiągnę wiek seniora, chciałbym zostać Indywidualnym Mistrzem Polski. A może kiedyś nawet Mistrzem Świata?
- Kto jest Twoim sportowym autorytetem? Na kim się wzorujesz, kogo podziwiasz?
- Jeśli chodzi o żużlowe ideały to na pewno Greg Hancock i Tomasz Gollob. Są naprawdę świetnymi zawodnikami. A jeśli mówimy o sporcie ogólnie, to najbardziej podziwiam Sebastiana Vettela.
- Zespół Lechmy Startu Gniezno awansował do Enea Ekstraligi. Nominalnym juniorem będzie Oskar Fajfer, a w parze z nim najprawdopodobniej występować będzie Wojciech Lisiecki. Planujesz ścigać się z orłem na piersi w zawodach młodzieżowych, czy może spróbujesz swoich sił w niższych ligach?
- Jako, że jestem dopiero początkującym zawodnikiem, chciałbym do maja lub czerwca prezentować się tylko w zawodach młodzieżowych. Co będzie później? Pomyślę o tym. Może wystąpię kilka razy jako gość w drugiej lidze.
- Jak zamierzasz przygotować się do nadchodzącego sezonu?
- Będę przygotowywał się głównie indywidualnie. Gram również w piłkę nożną z kolegami z gnieźnieńskiego Techmetu. Oprócz tego biegam, a niedługo zaczynam zajęcia na siłowni i basenie.
- Co możesz powiedzieć o kibicach w Gnieźnie i ich stosunku do młodych adeptów sztuki żużlowej?
- Bez wątpienia duża część z nich działa motywująco. Niestety, zdarzało mi się też przeczytać wiele gorzkich słów na mój temat. Kibice nie zdają sobie sprawy, że takie komentarze są bolesne. Dużo w czarnym sporcie zależy od sprzętu, dyspozycji danego dnia, a przede wszystkim wieku i doświadczenia.
- Ostatnio głośno było o Adrianie Gale, który z powodu braku pieniędzy rozważał zakończenie kariery. Jak klub wspomaga swoich wychowanków?
- Cóż… Start Gniezno to moja macierzysta drużyna i darzę ją ogromnym szacunkiem. Jednak współpraca z działaczami układa się różnie. Klub słabo wspiera wychowanków. Duże pieniądze idą na zagranicznych zawodników, a juniorom brakuje finansów na sprzęt i wyposażenie. Dlatego niektórzy utalentowani adepci musieli zaprzestać jazdy, bo po prostu nie było ich na to stać.
- W takim wypadku młody zawodnik musi szukać sponsorów…
-Tak, jest to dość trudne zajęcie. Nie wszyscy chcą wspierać młodego i nieznanego jeszcze żużlowca. Aktualnie klub mnie nie wspiera, dlatego bardzo dużo zawdzięczam rodzinie i właśnie sponsorom. Zasługują oni na ogromne podziękowania. Gdyby nie panowie: Krzysztof Trzaskawka, Józef i Marek Fabiszak, Wojtek Krawczyk, Ryszard Starczewski, Marek Kolski, Rafael Wojciechowski i Łukasz Rasiak, bardzo ciężko byłoby mi odnaleźć się w świecie speedwaya. Słowa uznania kieruję także do mechanika Leszka Stefankiewicza i mojego kolegi Wojtka Lisieckiego. Dziękuję również braciom Gomólskim i braciom Fajferom.