Żużel to bez wątpienia sport, który łączy pokolenia. Mecze oglądają całe rodziny. Od dziadków, poprzez rodziców i maleńkie, niekiedy nie potrafiące jeszcze dobrze chodzić, dzieci. Na trybunach zasiada coraz więcej kibiców, coraz szersze grono osób zaczyna interesować się speedway’em. Na myśl przychodzi jednak pytanie: jaka część z nich zdaje sobie rzeczywiście sprawę z istoty czarnego sportu?
Jest wielu fanów, którzy obudzeni o 1 w nocy potrafią wymienić np. zawodników reprezentujących ich ulubioną drużynę z ostatnich pięciu lat. Od razu widać, że to część ich duszy, z którą nie umieją i nie chcą się rozstawać. Inni kolekcjonują programy, autografy czy proporczyki. Są również uzależnieni od warkotu silników oraz charakterystycznego zapachu metanolu. Prawdę mówiąc, na tę przypadłość „cierpi” chyba większość kibiców.
Jednakże wśród tysięcy fanów na stadionie, dostrzec można całkiem przypadkowych „turystów”. Ich liczba zdaje się rosnąć wprost proporcjonalnie do liczby widzów. Nierzadko zobaczyć można tam kogoś, kto przychodzi na żużel, bo to teraz modne, bo znajomi się tym interesują, bo jest akurat jakiś ważny mecz. Taki „turysta” zamiast skupiać się na walce na torze, podczas biegu... siedzi na Facebooku lub Twitterze! I jak tu być spokojnym, kiedy właśnie Gollob pokonuje Hancocka, a pan w koszuli przed tobą, rozmawiając przez telefon, komentuje mecz... siatkówki?!
Coraz częściej obserwowanym zjawiskiem jest obecnie, wspomniane już, robienie zdjęć, czyli tzw. słit foci. Szczególnie często, choć nie tylko, przez nastolatki. Przecież muszą się pochwalić się tym, że stały obok super przystojnego, młodego i na dodatek wolnego zawodnika. Ach, a potem trzeba jeszcze to wszystko skomentować. I tak czytasz gdzieś w sieci: „To będzie mój mąż” albo „Mój kochany przyjaciel – żużlowiec X (choć X wcale nie wie o istnieniu tej dziewczyny). To z kolei nakręca maszynę i przyczynia się potem do powstawania stron poświęconych przystojnym sportowcom. Z drugiej jednak strony, może dzięki temu więcej osób dowie się czegoś na temat speedway’a?
Zbliżając się do końca tego jakże wspaniałego felietonu, chciałabym przypomnieć po co naprawdę przychodzimy na żużel. Oni – kibice sukcesu, desperacko szukające chłopaka nastolatki czy przypadkowi, chcący być trendy, goście tego nie rozumieją. Speedway to adrenalina. To kibice, którym nie w głowach dewastowanie stadionów (choć zawsze znajdzie się jakiś wyjątek potwierdzający regułę). TO MIŁOŚĆ. Miłość do klubu, do zawodników, do „martwego urządzenia”, jakim jest motocykl. To wszystko ma swoją magię i zrozumie ją tylko ten, który prawdziwie pozna i pokocha ten sport.