Przykre jest to, że pomimo licznych sukcesów na arenie międzynarodowej, speedway wciąż jest pomijany przez polskie media. Lepiej promować pechową reprezentację naszych piłkarzy - przecież piłka nożna to nasz sport narodowy! To nic, że porażki biorą górę nad zwycięstwami, przecież "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało".
Tyle razy już słyszałam o "głupiej jeździe w kółko", o "nudnym skręcaniu cały czas w lewo"... Ale ci, którzy tak twierdzą, chyba nigdy nie byli na stadionie żużlowym. A to właśnie tam rozgrywają się wydarzenia, które na długo pozostają w pamięci. Nigdzie indziej nie można doświadczyć tak zróżnicowanej mieszanki emocji jak podczas zawodów żużlowych, a towarzyszących temu uniesień nie da się opisać słowami - to trzeba przeżyć na własnej skórze. Ryk silników, na których dźwięk przechodzi przeszywający dreszcz po całym ciele. Wstrzymany oddech, kiedy taśma idzie w górę. Wejście w pierwszy łuk. Charakterystyczny zapach. Tumany unoszącego się kurzu. Strach po groźnym upadku. Adrenalina, kiedy przy samej mecie ostatniego biegu rozstrzyga się wynik zawodów. Tłum rozentuzjazmowanych kibiców. A na koniec pozostają tylko zdarte gardła po dopingowaniu zawodników i radość ze zwycięstwa swojej ulubionej drużyny lub rozczarowanie po przegranej.
Żużlowcy zasługują na miano prawdziwych gladiatorów, bo często pomimo kontuzji i bólu po upadku, decydują się ponownie wsiąść na motor i do końca walczyć o punkty dla swojej drużyny. Wywieszenie białej flagi kompletnie nie wchodzi w rachubę.
Ostatnio będąc na jednym z treningów Unii Leszno obok mnie usiadł mężczyzna z córką. Przypuszczam, że dziewczynka była w wieku przedszkolnym. Z ich rozmowy wynikało, że czekali na autobus, ale gdy usłyszeli dźwięk motocykli przyszli z przystanku na stadion, żeby zobaczyć co się dzieje. Tak dla zabicia czasu. Dziewczynka na początku była trochę zmieszana. W pierwszej chwili odruchowo zasłoniła sobie dłońmi uszy, kiedy jeden z zawodników wyjechał na tor by wykonać okrążenie. Tata wziął małą córkę na kolana i zaczął jej tłumaczyć, czym jest żużel, że nie trzeba bać się huku wydawanego przez motory. Wyjaśniał, że ten hałas jest jedną z najpiękniejszych rzeczy charakteryzujących ten sport. Dziewczynka coraz bardziej zaciekawiona zaczęła zadawać mu przeróżne pytania. W końcu zerwała się na równe nogi i podbiegła bliżej toru. W pewnym momencie mężczyzna oznajmił córce, że muszą już wracać, ale jeśli chce, mogą jeszcze iść na spacer do mini zoo znajdującego się blisko stadionu. Na tę propozycję mała kibicka odpowiedziała głośnym: "Nieee tato, zostańmy jeszcze! Popatrzmy na te fajne motory!"
Patrzyłam na tę scenę ze wzruszeniem, ponieważ w tym dziecku zobaczyłam uderzające podobieństwo do siebie sprzed kilkunastu lat. W tamtej chwili odżyły we mnie wspomnienia z czasów, kiedy to ja, jako pięcioletnia dziewczynka po raz pierwszy zmierzałam wraz z tatą na stadion im. Alfreda Smoczyka. To właśnie on zaszczepił we mnie miłość do czarnego sportu. Zawsze mi się wydawało, że przez to wolał mieć syna. A przyszło mu zabierać ze sobą małolatę uczesaną w dwa warkocze z kokardami. Szybko zafascynowałam się tym sportem, choć mogłoby się wydawać, że to dość nietypowe zainteresowanie jak na dziewczynkę, w dodatku w tak młodym wieku. Odtąd jednak, nie wyobrażałam sobie już niedzieli bez wyjazdu na mecz, a ściany mojego pokoju zostały ozdobione szalikami i plakatami Unii Leszno.
Na motocyklu Scotta Nichollsa, 2000r
Któregoś żużlowego dnia, dostałam od taty małą plastikową figurkę Leigh Adamsa na motorze. Z czasem ten zawodnik w czerwonym kombinezonie stał się moim ulubionym żużlowcem i tak pozostało do dziś. Mimo że zakończył karierę prawie trzy lata temu, wciąż wzbudza we mnie ogromny szacunek. Lesznianie także o nim pamiętają, bowiem do dnia dzisiejszego jego imię skandowane jest na Smoczyku.
Dziś połączyłam swoją miłość do żużla z moją drugą pasją - fotografią. Przekonałam się, że nic nie daje takiej satysfakcji jak możliwość dzielenia się tymi pasjami z innymi ludźmi również kochającymi żużel. Mimo braku sprzętu za milion dolarów i dużego doświadczenia, czuję się bardzo szczęśliwa, kiedy mogę tworzyć swoją własną żużlową historię poprzez fotorelacje. W tej dziedzinie moim wzorem jest jeden z najwybitniejszych fotografów - Mike Patrick, który od lat związany jest także z karierą Leigh Adamsa. Dziś całe moje życie kręci się wokół żużla, dzięki temu jednemu dniu, kiedy tata zabrał mnie na stadion i na dobre zaraził czarnym sportem.
Leigh Adams, mój tata i ja, 2000r
Sport żużlowy ma to do siebie, że na trybunach spotkać można przeróżnych kibiców: od kilkuletnich dzieci po ludzi w podeszłym wieku. W niedzielne popołudnia na stadionie pojawiają się całe rodziny, które mocno trzymają kciuki za swój ulubiony team. Widok ten ma swój specyficzny urok. Wszyscy są częścią tego widowiska, a emocje naturalnie udzielają się każdemu. Często pasja do speedwaya przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Mój Tato wkrótce doczekał się też syna i jego również zaraził miłością do żużla. Tak jak zabierał kiedyś mnie, tak pewnie ja w przyszłości odkryję przed moimi dziećmi magię tego sportu.
Z moim tatą i bratem podczas Drużynowego Pucharu Świata w Gorzowie, 2011r