Początek zawodów był udany dla Lechma Startu Gniezno. Zawodnicy dotrzymywali kroku przeciwnikom, pokazując, że nie są „chłopcami do bicia”. Coś pękło, jednak w końcówce zawodów, co zadecydowało, o dziesięciopunktowej porażce beniaminka Enea Ekstraligi.
Ze swojego występu mógł być, jednak zadowolony Oskar Fajfer, który w czterech startach wywalczył siedem „oczek”. - Mój występ był udany. Dziękuję Bogu i mojemu teamowi, że wszystko się ułożyło. Z drugiej strony boli porażka drużyny. Walczyliśmy i zostawiliśmy serce na torze. Ciekawy mecz był, ale, niestety, bydgoszczanom się udało. Ekstraliga w tym roku jest bardzo zacięta.
- Drugi mecz z rzędu nie przywiozłem żadnego punktu, ale za trzecim razem wystrzelę z armaty i się zrehabilituję. Mam coś do udowodnienia niektórym ludziom. Będę wszystko robił, aby pojechać dobry mecz i przywieźć bardzo ważne punkty, żebyśmy jako drużyna zaczęli wygrywać i odepchnęli się od dna. Tak samo ja muszę zrobić. – komentował zasmucony Wojciech Lisiecki.
Obaj zawodnicy odnieśli się również do tego, jak występy w najwyższej klasie rozgrywkowej wpływają na nich samych: -Głowa, wiara i sprzęt są coraz lepsze. Tutaj jest wiele czynników, który wpływają na moją aktualną dyspozycję. Muszę wszystko mądrze robić, a będzie jeszcze lepiej. Szkoda, natomiast, że moja forma idzie powoli do góry, a zespół niestety przegrywa. – twierdzi „Oski”.
- Nie wiem, co obecnie szwankuje. Drugi mecz jadę dno. Nie ma co się, jednak załamywać. W następnych meczach będę jechał, tak jak w Gorzowie, a nawet lepiej. Bywały biegi, w których przywoziłem bardzo ważne punkty. Było tak np. w Gnieźnie, gdzie przywiozłem z Matejem podówjne zwycięstwo, przeciwko Unibaksowi. Nie mówię sobie, że jestem słaby. Ci, którzy są prawdziwymi kibicami, czy też moi przyjaciele, wiedzą, że nie jestem „cieńki”. Potrafię jeździć, tylko wszystko musi się zgrać. Wiem, że potrafię. – dodaje „Lisek”
Sytuacja Lechma Startu Gniezno, staję się coraz trudniejsza, a upragniony cel, czyli utrzymanie w Enea Ekstralidze, oddala się. Oskar Fajfer nie traci, jednak nadziei. - Myślę, że będzie bardzo ciężko. Widać po wynikach wszystkich drużyn, że ekstraliga w tym roku jest niezmiernie zacięta. Jeszcze nie wszystko stracone. Musimy wygrywać u siebie wszystkie mecze za „trzy” i nadal jest realna szansa, aby uratować ekstraligę dla Gniezna.
Wtóruje mu jego kolega, Wojciech Lisiecki. - Zawsze jest szansa. Ktoś gdzieś przegra, ktoś gdzieś wygra. W kilku meczach my „wystrzelimy” i może, to się wszystko odwrócić. Mam nadzieję, że będziemy w czołowej szóstce. Liga w tym roku jest bardzo zacięta i wyrównana, tak samo jak Grand Prix, czy inne ligi na świecie. Wszędzie można wygrać i wszędzie można przegrać. Dzięki temu jest ciekawie. Szkoda tylko, że takie problemy jak strefa spadkowa dotyczy akurat nas.