Za nami runda zasadnicza Enea Ekstraligi. Wiadomo już, komu w przyszłym sezonie przyjdzie ścigać się na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, a kto już za dwa tygodnie rozpocznie walkę o medale. Jednym z objawień objawień trwającego roku żużlowego jest, bez wątpienia, rewelacyjny junior Unibaxu Toruń - Paweł Przedpełski.
W rozmowie z redaktorem lokalnego dziennika przesympatyczny żużlowiec opowiada m.in. o początkach swojej kariery. Jak sam podkreśla, początkowo niewiele wskazywało na tak burzliwy rozkwit jego sportowej klasy. - Jeszcze dwa lata temu w ogóle mnie do żużla nie ciągnęło. Wolałem jeździć z bratem Łukaszem na zawody i pomagać mu w parkingu. Kiedyś pojechałem z nim na trening i powiedział, że mam wsiąść na motocykl. Powiedziałem mu, że nie ma opcji, bo nie chcę jeździć, ale w końcu niemal siłą zaciągnęli mnie na ten motor i się przejechałem. Spodobało mi się i tak zostało do teraz - opowiada Paweł Przedpełski.
Dobre występy zaowocowały, rzecz jasna, wzrostem popularności 18-latka. Młody torunianin znakomicie radzi sobie jednak z presją i wymaganiami fanów. Podkreśla również, iż tegoroczne znakomite występy nie wpłynęły na jego osobowość. - Jeśli chodzi o mnie, to się nie zmieniłem, jestem taki sam, jak przed rozpoczęciem trenowania żużla. Natomiast popularność... Czasami czuję wzrok na sobie, są zdjęcia, autografy, ale na razie mi to nie przeszkadza - twierdzi junior Unibaxu.
Wysoka forma powoduje jednak znaczne obciążenie zawodnika, związene z wieloma występami na kilku frontach. Przedpełskiemu w niczym to nie przeszkadza. - Mnie to akurat pasuje. Lubię dużo jeździć. Im więcej jazdy, tym lepiej. W meczu jednak da się pojechać maksymalnie tylko siedem razy, ostatnio jeżdżę po sześć. A po zawodach wystarczy trochę relaksu, odnowa biologiczna i wszystko wraca do normy - mówi torunianin.