Dariusz Sprawka (prezes Lubelskiego Węgla): Chłopcy potracili punkty na początku, jak Kostro czy Łopaczewski. Jest zgodnie z planem, a czy dwa punkty w tą, czy w tamtą nie mają znaczenia. Mecze wyjazdowe naszego zespołu to szansa dla niektórych zawodników, by mogli się pokazać szerszej publiczności i przypomnieć sobie speedway. Wielu z nich miało długi rozbrat. Muszą sobie uświadomić czy walczyć dalej, czy tylko zostać kibicem tego sportu. Będzie jeszcze mecz w Grudziądzu, gdzie pewnie pojedziemy zbliżonym składem. Koncentrujemy się teraz na dwóch meczach w Lublinie.
Mateusz Łukaszewski (Lubelski Węgiel): Gospodarze byli bardzo dobrze dopasowani do swojego toru. My staraliśmy się nawiązywać walkę. Indywidualnie dwa pierwsze moje biegi były niezłe, ale popełniałem błędy na trasie. Gdański tor mi nie leży. I tak chyba zrobiłem największą ilość punktów na tym torze. I tak pokazałem się z niezłej strony, ale gubiłem punkty. Gospodarze wyprzedzali mnie tylko po moich ewidentnych błędach.
Michał Łopaczewski (Lubelski Węgiel): Mój wynik nie był najgorszy. Zdefektowałem na drugiej pozycji i przez to popsułem sobie mój dorobek, bo byłoby dziewięć punktów i bonus. Mówi się trudno - łańcuszek strzelił, tak to jest w żużlu. Liczę na powołanie na kolejne mecze, aby działacze pozwolili mi się znowu pokazać. Z meczu na mecz pnę się coraz wyżej, staram się jeździć jak najlepiej. Pokazałem, że mam hart ducha. Cieszę się, że mogłem jechać i cało i zdrowo dojechałem. To pierwsza liga, a ja mam mało jazdy, więc taki dorobek mnie satysfakcjonuje.
Tomasz Piszcz (Lubelski Węgiel): W zeszłym roku miałem poważny wypadek. Leczyłem się po nim i ciężko mi było z powodów zdrowotnych wrócić. Dochodzę do siebie, ale muszę się zastanowić co będę robił dalej. Jestem ciągle waleczny, a nie ma punktów. Nikt nie bije braw za samą walkę. Ciężko mi dopasować się na wyjazdach, podejmować mądre, zdecydowane decyzje odnośnie ustawień. Taki tor kilka lat temu w ogóle by mi nie przeszkadzał. Cieszyłem się z jazdy, a teraz było ciężko.
Robert Terlecki (prezes Wybrzeża): Dramat ze strony Lublina, że przyjeżdżają w takim składzie. To karygodne. Zapytałem ich przed meczem po co awansowali do czwórki. Jak nie ma pieniędzy, to nie ma co się pchać. Też mamy problemy finansowe, ale to jest sport i trzeba spiąć pośladki i iść do przodu.
Stanisław Chomski (trener Wybrzeża): Lublinianie przyjechali w składzie w jakim przyjechali i szacunek dla tych odkurzonych zawodników za podjęcie walki. My trochę poeksperymentowaliśmy. Cieszy postawa Dawida Stachyry, który wcześniej nie potrafił z niektórymi zawodnikami nawiązać kontaktu, a teraz radził sobie doskonale. To najbardziej pozytywny prognostyk z tego meczu.
Dawid Stachyra (Wybrzeże): Mecz trzeba rozpatrywać pod różnymi aspektami. Rywale pojechali osłabieni i nie ma co patrzeć na cyferki i na poziom rywali. Lublinianie oczywiście walczyli, wygrywali starty i musieliśmy mijać ich po trasie. Ja patrzę na to jak motor reagował i widzę, że jechałem tak jak chciałem i tak jak jechał motor. Przede wszystkim zwracałem uwagę na to jak spisywałem się w biegach z Miśkowiakiem, czy z Jonassonem. Powiększałem przewagę i to dla mnie pocieszające. Ten rok mnie wykańczał. Przywiozłem silnik z Anglii, który jest najstarszy, ale sprawuje się najlepiej. Ma chęć jazdy i to najważniejsze. Długo myślałem, że to ze mną jest coś nie tak, ale udowodniłem, że mogę. Z dnia na dzień mogę cieszyć się jazdą i jechać tam gdzie ja chcę, a nie gdzie motocykl. Póki co mam jeden silnik gwarantujący możliwość dobrej jazdy i na nim będę jeździł.