Już niespełna miesiąc pozostał do zakończenia tegorocznych rozgrywek w Enea Ekstralidze. Dla wszystkich klubów koniec sezonu oznaczać będzie czas rozliczeń - nie tylko tych finansowych - z zatrudnionymi zawodnikami. Nie inaczej będzie w toruńskim Unibaxie.
W Grodzie Kopernika coraz głośniej mówi się o definitywnym zakończeniu współpracy z Ryanem Sullivanem. Powrót Australijczyka po dziesięciomiesięcznej przerwie nie należy do najbardziej udanych. Jeden dobry występ w meczu z osłabioną Fogo Unią Leszno (po którym mówiło się nawet o przedłużeniu współpracy na linii Sullivan-Unibax o kolejny sezon) to zdecydowanie za mało, zwłaszcza biorąc po uwagę dość wygórowane wymagania finansowe Saletry. Według "Przeglądu Sportowego", Sullivan miał kupić kilka nowych silników, by odpowiednio zadbać o swoją szybkość w końcówce sezonu w Polsce, ale tego nie zrobił. Korzysta ciągle z maszyn pożyczonych od Chrisa Holdera i testowego sprzętu Tomasza Golloba.
Ostatni sezon w roli juniorów nie był także udany dla braci Pulczyńskich. Eksplozja talentu Pawła Przedpełskiego pokazała, że nadzieja pokładana w toruńskich bliźniakach okazała się płonna, gdyż, w porównaniu ze swoim młodszym o trzy lata kolegą, Kamil i Emil wypadają blado. - Motocykle, które mamy, nie spisują się tak, jak w zeszłym roku - tłumaczy Emil Pulczyński.
Menadżer Unibaxu Toruń - Sławomir Kryjom - już wcześniej zapowiadał koniec okresu ochronnego dla braci Pulczyńskich. Czy słaba postawa w obecnym sezonie przesądzi o zakończeniu ich współpracy z toruńskim klubem? - To nie jest tak, że nie przejmujemy się tym, jak wypadamy - wyznaje Kamil Pulczyński. - Nie jest przyjemnie mieć świadomość, że się zawiodło. Na pewno jest nam przykro, że nie jeździmy chociaż tak, jak w zeszłym roku, w którym w kilku meczach z rzędu wygraliśmy biegi juniorskie po 5:1. Wiem, że ludzie nie lubią słuchać tłumaczeń żużlowców, że mają słaby sprzęt. Ale taka jest, niestety, prawda. Dzisiaj w ekstralidze trzeba mieć naprawdę szybkie motocykle. Nieraz człowiek jest załamany przez swoją bezradność. A jestem przekonany, że Emil i ja potrafimy się ścigać. Kilka razy w ubiegłych latach to udowodniliśmy. Na treningach jednak kręcimy na naszym sprzęcie gorsze czasy od kolegów z drużyny - mówi Kamil Pulczyński.