Wielkimi krokami zbliżają się decydujące rozstrzygnięcia w Enea Ekstralidze. Po pierwszych meczach półfinałowych na papierze bliżej awansu są Unibax Toruń i Unia Tarnów, jednak zaliczki wypracowane przed te kluby na własnych torach nie pozwalają ich kibicom spokojnie myśleć o niedzielnych spotkaniach rewanżowych. Szczególne emocje wywołuje pojedynek toruńsko-częstochowski.
Ośmiopunktowa zaliczka z pierwszego meczu może okazać się całkiem niezłym rezultatem dla toruńskich "Aniołów". Menadżer Unibaxu, Sławomir Kryjom, uważa, iż jego podopieczni doskonale wiedzą, jak częstochowianie przygotują tor na ten arcyważny mecz. - Gospodarze pojadą na torze, na którym jeździli do tej pory. Jeśli coś zmienią, to tylko będzie z korzyścią dla nas. Przegraliśmy wysoko w rundzie zasadniczej, ale przypomnijmy sobie okoliczności. Dwa dni wcześniej rozbił się Chris Holder, co miało ogromny wpływ na wartość mentalną naszej drużyny. Po kontuzji wrócił Adrian Miedziński, Tomasz Gollob jechał z kontuzją kręgosłupa, nie są tajemnicą jego problemy z dyskopatią i nie czuł się najlepiej. Tamten mecz to przeszłość. Będziemy gryźć każdy centymetr toru i nie czujemy się gorsi o Włókniarza - zapewnia Kryjom.
Menadżer Unibaxu żałuje, że jego zawodnikom nie udało się wypracować jeszcze większej przewagi, tym bardziej, że w pewnym momencie ubiegłotygodniowego meczu torunianie prowadzili już czternastoma punktami. - Nie będę go oceniał z perspektywy czasu, ale wydarzeń, jakie miały miejsce na torze. Apetyty były dużo większe, bo prowadziliśmy różnicą 14 punktów. Gdzieś tam w głowie zaświtało, że już jest wszystko poukładane. Mimo wielkiej mobilizacji i koncentracji w parku maszyn, nie udało się tej przewagi utrzymać. Osiem punktów to dużo i mało, ale to my wygraliśmy i to my mamy teraz przewagę. Jesteśmy w połowie drogi i teraz czeka nas 15 ciężkich wyścigów w Częstochowie - ocenia Sławomir Kryjom.
Były zawodnik toruńskiego Apatora, pełniący obecnie rolę komisarza toru - Jacek Krzyżaniak - twierdzi z kolei, iż bez Emila Sajfutdinowa w składzie częstochowianie nie zdołają awansować do finału. - Bardzo dużo zależy od Emila Sajfutdinowa. Jeśli Rosjanin pojedzie w rewanżu, szanse torunian oceniam jako marne. Co nie znaczy, że nie uda im się awansować do finału, ale będzie to niezwykle trudne. Inaczej wygląda sprawa, jeśli Emila nie będzie. On sam raczej nie pozwoli sobie na zastosowanie zastępstwa zawodnika, bo będzie to dla niego oznaczało zwolnienie lekarskie na okres przynajmniej 15 dni. Dlatego może być tak, że gospodarze pojadą bez tzw. ZZ. Zamiast niego może wystąpić np. Mirosław Jabłoński. Natomiast jeśli częstochowianie pojadą z zastępstwem zawodnika, to Unibax ma duże szanse na finał. Powiem tak - jeśli we Włókniarzu zabraknie Emila, torunianie powinni obronić zaliczkę z pierwszego meczu na MotoArenie - ocenia Krzyżaniak. Dziś wiemy już, że Emil Sajfutdinow w niedzielnym meczu z Unibaxem na pewno nie wystąpi.
W sukces "Lwów" wierzy natomiast menadżer ds. sportowych Włókniarza - Sławomir Drabik. - Osiem punktów to generalnie niewiele i z Emilem czy bez powinno się udać to odrobić - mówi Drabik. - Chyba że będą się działy jakieś dziwne rzeczy. Że jakiś "magik" od torów będzie utrudniał Włókniarzowi życie - dodaje.
Decyzję o rezygnacji z występu Emila Sajfutdinowa w pełni rozumie i popiera prezes Włókniarza - Paweł Mizgalski. - Jakąkolwiek Emil podejmie decyzję, to nikt nie powinien mieć mu niczego za złe. Ciężko przecież pracował na wyniki w Grand Prix i mistrzostwach Europy - podkreśla Mizgalski. - Nas najbardziej martwi jednak zdrowie tego młodego chłopaka. Emil nie powinien nim szafować. Ma przed sobą całą karierę i wszystko do zdobycia. W rozmowie z Tomaszem Suskiewiczem prosiliśmy, żeby nie robili nic na siłę - ocenia prezes klubu z Częstochowy.