I prawdopodobnie już nie raz zadawałeś sobie pytanie, dlaczego ten portal ma właśnie taką, budzącą ostateczne skojarzenia, nazwę? Jeśli jesteś tu jednak po raz pierwszy, prawdopodobnie w tym momencie też się nad tym zastanawiasz ;) Nic bardziej mylnego. Witaj w Zuzelend.com! To, co dla jednych jest końcem, dla nas jest początkiem. Wsiadaj, przed nami cztery biegi ścigania ironii, omijania znaczeń i jazdy po bandzie autośmieszności. Podobno nie istnieje takie słowo. A jednak je przed chwilą przeczytałeś. Czyli jednak istnieje. Nie musisz czekać regulaminowych dwóch minut. Zrzuć osłonkę powagi. Taśma w górę!
Dawno, dawno temu, w trawie stadionowej murawy, gdy młode, nieopierzone szczenię - Internet – dopiero uczyło się chodzić po świecie XXI wieku, a o gazeciarzach lud słyszał już tylko w przekazywanych sobie legendach, pewien młodzieniec zaciągający się specyficznym zapachem żużlowych bestii, postanowił ujarzmić zwierzę, jakim jest żużel i wybudować dla niego przestrzeń, w której mogłoby rosnąć w siłę na oczach tysięcy zainteresowanych. I tak oto, 1 grudnia 2002 roku na wody internetowego oceanu wypłynęła załoga Zuzelend.com, a na jej banderze widniał motocykl żużlowy…
Wchodzimy w pierwszy łuk, na którym rozegra się zaraz bitwa na łokcie. Przyznaj, że wymawiając nazwę naszego portalu uśmiechnąłeś się pod nosem i pomyślałeś o skojarzeniu z końcem żużla. Bo to nieszczęsne „end”, na końcu! I w chwili, gdy Ty myślisz o końcu, po Twojej wewnętrznej stronie pojawia się napędzony motocykl, który częstuje Cię szprycą, wyprzedza i obejmuje prowadzenie. Zawodnik z numerem jeden: zaciętość Nostradamusa, poczucie humoru Majów i przewrotność Sławomira Drabika – tak wygląda prawdziwa geneza nazwy Zuzelend.com. Nie ma końca. Ani świata ani żużla. Oni wszyscy i my mówimy dziś: żartowaliśmy. Odkręć manetkę gazu maksymalnie i rozpocznij z nami pogoń za prawdziwym znaczeniem. Detektyw Monk też czasem jeździ na żużlu. Chyba nie planujesz defektować?
Wszystko, co Ci się do tej pory wydawało… faktycznie, wydawało Ci się. Jesteś właśnie na portalu, którego twórcy lubią zaskakiwać i nie wpisywać swojej pracy w znane schematy. Żużel nie lubi nudy, kibice też nie. My też nie.
Ciekawe jak wyglądałby Sherlock Holmes na motocyklu żużlowym. Nie interesuje Cię to. Masz rację, mnie też nie. Prawdopodobnie Nicki Pedersen wywiózłby go w płot już podczas pierwszego okrążenia, a tam pozostałaby mu co najwyżej analiza nawierzchni. Ciekawsze jest to, co mógłby odnaleźć… na przykład w naszej nazwie.
Może zauważyłby, że nazwa Zuzelend.com jest oparta na fonetyce? Na brzmieniu?
Dlaczego?
Bo nasza redakcja, prawdopodobnie tak samo jak Ty, uwielbia w żużlu brzmienie. Dźwięk to coś, z czym żużel kojarzy się już od pierwszych sekund, od pierwszej chwili, gdy przechodzisz obok stadionu. Dźwięk rozgrzewanych silników, pracujących na pełnych obrotach maszyn, kibicowskiego dopingu, euforii wygrywania. Nie ma żużla bez dźwięku. Podobnie jest z naszą nazwą.
Sherlock mógłby odkryć, a wraz z nim Ty, że siłą napędową naszego portalu jest intrygujące end na końcu, bo wbrew pozorom, to ono wszystko zaczyna. Tajemnicą jest angielskie and pisane po spolszczeniu. Za bardzo pokrętna teoria? Być może. Napisz angielskie and w wymowie po polsku, a otrzymasz odpowiedź. Zuzelend.com nie oznacza końca żużla, ani świata, ani nawet kariery Tomasza Golloba. Zuzelend.com to żużel i… wszystko, co z życiem żużlowym związane.
Nie powinieneś marnować ani chwili dłużej przy tym bezsensownym tekście, choć jeśli dotrwałeś do tego miejsca, to chyba zauważyłeś jak puszczamy do Ciebie oko i pół żartem, pół serio mówimy: zostań z nami kolejne jedenaście lat, przecież sami najlepiej wiemy, że żużel się nie kończy!