- To kolejny mecz, po którym księgowy naszego klubu może dostać zawału serca. Nie powinno tak być. Nie winię gdańskiego klubu, ale co to za ekstraliga jeżeli drużyny wystawiają takie składy? Jest dużo do myślenia, żeby było inaczej. Kilka takich meczów i my też możemy zostać bankrutami. Cieszę się, że przeżyliśmy te zawody, bo tor, nie z winy gospodarzy, był kiepski. To efekt opadów, przed którymi wszystko z nawierzchnią było w porządku. Ciężko było na tym jechać, martwiłem się o zawodników - powiedział szkoleniowiec Grupy Azoty Unia Tarnów, Marek Cieślak.
- Nie miałem wątpliwości jaki będzie wynik tego spotkania. W kilku biegach rozsądnie włączył się do walki Artur Mroczka, ale to wszystko na co było nas stać. Uczulałem moich zawodników, aby w trudnych warunkach szanowali kości. Byliśmy za tym, by zaliczyć mecz po ośmiu wyścigach, ale o tym decyduje sędzia. Tarnów jedzie o mistrza Polski, a nam pozostał jeden mecz do odjechania. Nasza sytuacja jest przykra, ale odpowiada za nią poprzedni zarząd, czyli ludzie, którzy nie powinni się za to brać. Jeden z zagranicznych zawodników przysłał dziś zwolnienie lekarskie, a drugi zgłosił, że jest chory. Myślę, że wszyscy wiemy o co chodzi. Pozostaje nam przeprosić gości, że wystartowaliśmy w takim składzie - mówi trener Renault Zdunek Wybrzeże Gdańsk, Piotr Szymko.