Pierwszy turniej Polak zakończył upadkiem, po którym nie mógł kontynuować strartu w zawodach. W drugiej rundzie wywalczył 14 punktów i wjechał do półfinału, gdzie niestety ponownie zaliczył upadek. Nie był on jednak groźny, ucierpiał jedynie motocykl. Mimo wszystko żużlowiec łódzkiego Orła nie traci dobrego humoru i opowiada kibicom o swoim występie w tej imprezie.
- Runda zasadnicza poszła super, jedynie w pierwszym swoim starcie byłem drugi, bo trochę asekuracyjnie jechałem, nie będąc pewnym jak się będzie zachowywał nadgarstek. Na szczęście nie doskwierał mi podczas jazdy. Później przyszedł czas na połfinał. Przed nim miałem lekkie problemy z motocyklem, bo urwała mi się szpilka od sprzęgła - relacjonuje Jamróg.
W biegu półfinałowym Polak przegrał start. Oleg Biesczastnow okazał się sprytniejszy i wywiózł Jakuba na zewnętrzną część toru. Jamróg zapoznał się z nawierzchnią i tym samym zakończył swój udział w drugiej rundzie Mistrzostw Argentyny.
- Motocykl zaczął wariować i jechał prosto. Dobrze, że udało mi się z niego zeskoczyć i uratowałem kości. Niestety, motocykl mocno skasowany, ale mam tu dużą pomoc i nie będzie problemów, żeby go naprawić - mówi Jakub Jamróg.
Żużlowiec zauważa różnicę między speedwayem europejskim, a tym, co odbywa się na torze w Bahia Blanca. Nie narzeka jednak i cieszy się, że może startować w tego typu zawodach.
- Nie jest tu tak wszystko poukładane, jak w Europie, lecz tragedii nie ma. Nie byłem w wojsku, to teraz tu mam swoją szkołę życia i żużla - kończy zawodnik Orła Łódź.