Początek sobotnich zawodów należał bez wątpienia do Biało-Czerwonych. Swoje pierwsze starty wygrali Zmarzlik i bracia Pawliccy. Natomiast od Kacpra Gomólskiego lepszy okazał się tylko Andriej Karpov. Ukrainiec z resztą świetnie sobie radził na rybnickim torze, po zwycięstwie, na konto dopisał dwa punkty. Niestety dla zawodnika dwa kolejne biegi nie potoczyły się po jego myśli i szanse na wysokie miejsce znacząco zmalały.
Druga seria biegów udowodniła jak świetnie na rybnickim owalu czuje się Vaclav Milik. Sympatyczny Czech wystrzelił spod taśmy i nawet Zmarzlik nie mógł znaleźć recepty na tego zawodnika. W wyścigu piątym miał miejsce pierwszy i zarazem ostatni tego dnia wypadek. Na wejściu w łuku zrobiło się bardzo ciasno, a na torze leżeli Przemysław Pawlicki oraz Peter Kildemand. Na strachu się jednak skończyło i powtórka mogła zostać rozegrana w pełnej obsadzie. W niej bardzo dobrze pierwszy wiraż rozegrał Leon Madsen i wysunął się na chwilowe prowadzenie, jednakże to Fredrik Lindgren nabrał więcej prędkości i minął Madsena. Na kolejnym okrążeniu Duńczyka minął jeszcze Pawlicki.
Po 8 biegach na czele tabeli trzymali się dalej Polacy, a do najgroźniejszych rywali należeli Harris, Milik, Lindgren i Karpov. Nieco poniżej oczekiwań jechał Peter Kildemand. Co prawda w 9. gonitwie odniósł dość pewne zwycięstwo, a w całym turnieju zgarnął 10 punktów, to wpadka w drugim biegu niemal przekreśliła jego szanse na awans. Na stadionie przy ul. Gliwickiej emocji nie brakowało, również i efektowne mijanki się zdarzały. Ciekawy okazał się bieg dziesiąty. Bardzo dzielnie radzący sobie Nicolas Covatti odważnym atakiem na wyjściu z drugiego łuku minął Przemysława Pawlickiego. Polak nie dał za wygraną i tym samym atakiem pokonał Argentyńczyka okrążenie później. W tym biegu zwyciężył Kacper Gomólski, ale zawodnik ten reprezentował bardzo nierówną formę i jakiekolwiek błędy gwałtownie odbijały się na zajmowanej pozycji w tabeli.
Zawodził Antonio Lindbaeck. Szwed przyzwyczaił do efektownej jazdy w Rybniku, a w tym sezonie świetnie sobie radzi na torach Nice PLż. Najwidoczniej jednak rybnicki owal po przebudowie kompletnie mu nie odpowiada. Słabo zaprezentował się tutaj podczas ligowego meczu na początku sezonu, tak samo w GP Challenge nie szło mu najlepiej. W jego pierwszym biegu można mówić o pechu, bowiem niekorzystnie dla niego rozegrał się pierwszy wiraż. Jednak kolejne biegi to spora nieporadność “Antona”. Jedno zwycięstwo to zdecydowanie za mało jak na takiego zawodnika.
W wyścigu 13. odważną akcją popisał się Milik, który wszedł między dwójkę Polaków i odpowiednia prędkość pozwoliła mu wyjść na prowadzenie. Chwilę później to jednak Piotr Pawlicki jechał na pierwszym miejscu, a za plecami Czecha jechał jeszcze Gomólski. Kolejny wyścig rozpoczął się walką na łokcie między Zmarzlikiem i Przemysławem Pawlickim. W całym tym zamieszaniu najlepiej wyszedł zawodnik z Gorzowa, a Pawlicki chcąc później zawalczyć o trzy punkty popełnił błąd co wykorzystał Madsen.
Przed ostatnimi biegami było już niemal pewne, że zawody na podium zakończy Zmarzlik. Jeden punkt, który wywalczył w końcowym starcie wystarczyły mu do wygranej całego GP Challenge. Było bardzo blisko tego, aby całe podium uzupełnili Polacy. Niestety 18. wyścig i kapitalna jazda Harrisa pozbawiła starszego z braci Pawlickich awansu. Brytyjczyk dwoił się i troił, a na wygraną nieźle się napracował. Początek biegu układał się po myśli Polaków, ale dość szybko rozdzielił ich “Bomber”. Trzy punkty Przemkowi dawały jeszcze miejsce na podium, ale wszystko się zmieniło na samej linii mety. Brytyjczyk po wyprowadzeniu kilku ataków, dopiero na ostatnim metrach pokonał obchodzącego tego dnia swoje 24. urodziny Przemysława Pawlickiego.
Ostatni bieg oraz ten dodatkowy nie miały już w sobotę właściwie żadnego znaczenia. Najważniejsza była wygrana Zmarzlika, oraz awans Piotra Pawlickiego. A Chris Harris? Brytyjczyk chyba nas już przyzwyczaił do świetnych występów w GP Challenge. Choć trzeba przyznać, znajomość rybnickiego toru z pewnością mu nieco pomogła.