Zwycięzcy biorą wszystko! Tarnowianie biorą brąz! Nie ma złota, ale medal, który wywalczyły tarnowskie ?Jaskółki?, cieszy mnie niezmiernie. To czwarty krążek w przeciągu ostatnich czterech lat. Rok 2012 był wstępem do tłustych lat w Mościcach. Chociaż tych największych laurów nie ma, to przecież tarnowianie z podium nie schodzą.
Kiedy z klubem żegnał się Marek Cieślak na jesieni ubiegłego roku, wielu wróżyło rychły upadek drużyny, która zdobyła trzy medale z rzędu. Fakty są jednak takie, że Paweł Baran poradził sobie doskonale, a stary- nowy zespół spasował się idealnie. O ile ubiegłoroczny medal był na otarcie łez, bo przez pechowe kontuzje, tarnowianie nie wygrali mistrzostwa, o tyle brąz w tym roku bralibyśmy w ciemno przed, a może i w trakcie sezonu, kiedy wiodło się różnie. Można mówić, że po drugim miejscu w rundzie zasadniczej, apetyty urosły na finał. Żałują głównie zawodnicy, którzy czują, że być może wynik w pierwszym meczu półfinałowym mógł być zupełnie inny. Muszą jednak zapomnieć, bo sukces jest wielki. Z drużyny odeszli przecież Hancock, Buczkowski i zawsze świetnie jeżdżący w Tarnowie, Artiom Laguta. Zakontraktowano ponownie Madsena, a skład uzupełnili Bjerre i Mroczka, który szukał zatrudnienia po degradacji Wybrzeża Gdańsk. Ten pierwszy nie zapomniał jazdy po tarnowskim owalu i świetnie na nowo wkomponował się w zespół. O chimerycznym Kennethcie też wiele można powiedzieć, ale akurat ten rok miał bardzo dobry i w Unii robił to, co do niego należało. Artur Mroczka jeździł w kratkę, czasami zawodził, ale waleczności i ambicji mu odmówić nie wolno. Cenne punkty dokładał, chociażby w tym ostatnim meczu, kiedy wypełnił lukę po słabszym Bjerre. Ode mnie Artur ma jednak jednego solidnego minusa, za wywyższanie się nad innymi (pamiętna sytuacja po meczu derbowym z Karolem Baranem).
W Mościcach zbudowano ekipę bez gwiazd z Grand Prix, za które płaci się horrendalne pieniądze, a często też żużlowcy jeżdżący w cyklu, przyjeżdżają na mecze zmęczeni i z innym sprzętem. Skład oparto na Kołodzieju i Vaculiku, którzy bezwzględnie byli liderami i rzadko zawodzili. Dużo przez te miesiące mówiło się o słabych juniorach, bo jednak statystyki nie kłamały. Często brakowało punktów młodzieżowców, ale właśnie tym większy jest ten sukces. Seniorzy stanowili monolit, o którym wielokrotnie mówił Paweł Baran. Jeden senior mógł mieć zawsze słabszy dzień, bo zastąpiła go czwórka pozostałych. Czy taką drużynę trzeba zmieniać? Jedna, może dwie korekty i jedziemy dalej za rok. O tym jednak na razie nie ma co gadać, bo sezon ogórkowy jeszcze się nam przeje. Zmienić zapewne trzeba, ale cokolwiek na stadionie. Przyjął on bowiem nieoficjalnie, nie do końca chlubną nazwę – Estadio de La Gruz. Cóż, ironicznie, ale trudno się z nią nie zgodzić. Mościcki obiekt sypie się - i to dosłownie. Skoro nie ma szans na coś nowego, może warto próbować, chociaż po części, odremontować stare? Montujemy profesjonalne bramki i monitoring na ruinie. To lekka niedorzeczność. Rzecz należy jednak do miasta, które niestety nie kwapi się z inwestycjami w żużel. A szkoda, bo ten sport promuje Tarnów doskonale, w Polsce i na świecie.
Trochę mi jednak też smutno. No przecież to koniec sezonu i znowu długa zima, podczas której karmić będziemy się jedynie plotkami transferowymi, z boku gdzieś podglądając Ice Speedway, nieustannie wmawiając i oszukując samych siebie, że to też jest dobre. Liga się skończyła, żużlowy Tarnów powoli zasypia w zimowy sen. Do końca jest jeszcze trochę emocji w GP, a niedługo także turniej na Wandzie w Krakowie o puchar prezydenta, na który również będzie warto się wybrać. Ja osobiście muszę też w tym miejscu polecieć nieco prywatą. Był to 12 sezon, w którym mogłem w pełni świadomie uczestniczyć w meczach tarnowskich „Jaskółek”. Od 2004 roku klub wzbogacił się o sześć medali, a ja o pasję na całe życie.
Amadeusz Bielatowicz (za: inf. własna)