Gdyby nie to, że jakiś czas temu (prawie) na dobre porzuciłem mocniejsze alkohole, byłbym się, niczym trener Cieślak wziął i napił. A wszystko za sprawą tego, co dzieje się w tym sezonie na żużlu. Nieprzypadkowo nazywany jest on czarnym sportem, a w tym roku pokazuje wyjątkowo czarne oblicze.
"Trzeba się napić, relaksu zaznać..."
śpiewają Poparzeni Kawą Trzy. I w Ostrowie im wtórują. To był bardzo pracowity sezon, w końcu do klubu przyszedł sam Marek Cieślak - trener kadry i nadzieja nie tylko dla beznadziejnych przypadków. W jego osobie pokrywało się wiele nadziei na walkę o awans do najwyższej klasy rozgrywek i królowanie nad pozostałymi zespołami w Nice Polskiej Lidze Żużlowej - i tak się poniekąd stało. Poniekąd, ponieważ prezes MDM Komputery ŻKS Ostrovii Ostrów chyba nie takiego zakończenia sezonu sobie życzył, a bęcki dostał Cieślak. W jednej chwili jego reputacja została zdeptana. To, co zostało powiedziane cofnięte nie będzie, a co w internet poszło, zapomniane nie zostanie - mawiał Yoda. Mimo wyrażania ubolewań i żalu z powodu zaistniałej sytuacji, a także wielkiego wybacz mi, które odbyło się na drugi dzień niesmak pozostał, a odór sytuacji ciągnie się nadal.
Polski speedway zaczyna przypominać raczej arenę licytacji, kto da więcej, dłużej, mocniej i w taki sposób balon napełnia się powietrzem, a jak wszyscy wiemy, w pewnym momencie on pęka. Ta sytuacja daje do myślenia i dla jednego flaszka jest do połowy pełna, dla drugiego pusta. Są osoby, które cieszą się z zaistniałej sytuacji, chociaż bardziej z tego, że ujrzała ona wierzch butelki. Wreszcie przeciętny Kowalski zobaczy, do jakich karygodnych sytuacji dochodzi w ośrodkach żużlowych. Stracili tylko działacze. Twarz, pieniądze, posady. A Marek Cieślak? Kiedyś w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że słucha tylko żony, więc zawistne głosy nie zmienią jego postawy. A dla nas zostanie on Agentem 0,7.
Polak - Łotysz, dwa bratanki...
...i do żużla, i do szklanki? Nie wiem jak do szklanki, choć początkowo trener Cieślak próbował tłumaczyć wskazania alkomatu faktem, że się rzekomo z trenerem Kokinem co nieco pobratali. W każdym razie do żużla z pewnością nie. Dobitnie świadczy o tym sposób, w jaki działacze Ekstraligi odnoszą się do awansu Lokomotivu. To by było nie fair, mawiają. Zasady powinny być takie same dla wszystkich, mawiają. Okej! Tego się trzymajmy! Na początek zacznijmy od tego, żeby identycznie zasady panowały we wszystkich trzech ligach żużlowych w Polsce. Jeżeli Lokomotiv rywalizował na określonych zasadach w I oraz II lidze, nie widzę powodu, dla którego dla Ekstraligi powinno się robić wyjątki. Oczywiście Ekstraliga niechętnie wpuści łotewski zespół do swojego towarzystwa, bo klub z Daugavpils całe to towarzystwo ośmiesza. Żadnych długów przez 10 lat jazdy w polskiej lidze, solidna szkółka, dobre wyniki i brak afer. Chyba żaden polski klub nie może pochwalić się takim wyczynem, bardzo chętnie ciągnąc natomiast coraz większą i większą kasę, która i tak nie wystarcza na zaspokojenie coraz większych i większych apetytów. Patrząc pod tym kątem nic dziwnego, że nikt w tej piaskownicy łobuzów nie chce zbyt grzecznego chłopca z Daugavpils. Zabieraj swoje zabawki i spadaj bawić się gdzie indziej! Argumentu, jakoby nikomu nie chciało się jeździć na mecze na Łotwę, szkoda nawet komentować - do Vetlandy na Ligę Mistrzów wcale nie było bliżej i nikt nie narzekał. Kto chce dokładniej zapoznać się z tematem, polecam
kapitalny artykuł Tomka Janiszewskiego.
Warszawski seeeen?.
A raczej koszmar. To nie tak miał wyglądać powrót Speedwaya przez wielkie es do stolicy naszego kraju. Przez organizatorów kreowane na wydarzenie oczekiwane całe życie przez kibiców - Speedway Grand Prix na Stadionie (przewrotnie nazywanym także basenem) Narodowym. I tak dokładnie było. Kto był - lub jest - studentem za czasów wdzięcznych systemów USOS ten wie, co czuje się w momencie, gdy zegar pokazuje coraz mniej sekund pozostałych do rozpoczęcia rejestracji. To samo czuli kibice żużla namiętnie klikając f5 lub ,,odśwież? w momencie, gdy możliwość zakupu biletu ruszyła. Zakupowana była hurtowa ilość wejściówek - dla taty, dziadka, siostry wujka szwagra córki i sam Pan wie jeszcze dla kogo. Z każdej strony Polski - i nie tylko -przed zawodami gromadziły się rzesze fanów odzianych w biało-czerwone barwy, chcących godnie pożegnać mistrza rodem z Bydgoszczy - Tomasza Golloba. Bramy stadionu zostały otwarte - dla wielu bramy niebios. Na pierwszy rzut oka, tak naprawdę były to bramy do piekła. Cztery godziny spędzone na stadionie, oglądanie wątpliwej jakości ścigania na tragicznym torze. W plebiscycie Złotych Malin organizatorzy i Ole Olsen mogą iść po statuetkę bez chwili zawahania. Nawet Ostrów im jej nie odbierze, mimo usilnych starań. Najsmutniejszym elementem w tym wszystkim jest nie tylko pożegnanie Golloba, na którym pozostało niewielu kibiców. Tak nie żegna się mistrza. Można go lubić bądź nie, ale jego medali nikt mu nie odbierze. Zawiedzionym był także każdy kibic czarnego sportu, który zabrał swojego przyjaciela po raz pierwszy na żużel z nadzieją, że zainteresuje go ściganiem. A gdzie to zrobić, jak nie podczas bombowego wydarzenia na Narodowym? Jak się okazało, bomba okazała się niewypałem.
Never ending story
Zaczyna się jesień, wracają nowe sezony popularnych seriali. Szlagierem na długie, zimne wieczory wśród kibiców speedwaya jest produkcja pod tytułem ?Proces licencyjny?. Fabuła odrobinkę przypomina ?House of Cards? - wraz z procesem licencyjnym zaczyna się trzepanie brudów, które pracowicie zamiatano pod dywan przez cały sezon. Zebrany kurz zwykle wylewa się pod postacią pozwów do Trybunału PZM, wezwań do zapłaty i wzajemnych oskarżeń na łamach różnych mediów. Co roku inni bohaterowie walczą, by w morzu długów utrzymać się na powierzchni. Inni w tym czasie walczą o to, by kosztem rywali przekonać do siebie co lepszych zawodników i tym samym dojść na szczyt. Tym razem głównym amantem telenoweli zostaną zapewne Motor Lublin i
F-A-L-U-B-A-Z Zielona Góra, chociaż wróble ćwierkają że niezły potencjał na gwiazdę tej zimy mają też Rzeszów i Ostrów. Jedno jest pewne: miłośnicy seriali na pewno nie będą zawiedzeni. Pierwszy odcinek nowego sezonu już wkrótce!
Hyc o nawierzchnie i zawodnik bęc
Każdy kto porwie się na motocykl żużlowy, musi liczyć się z kontuzjami. Często wypadek, który wygląda z pozoru niegroźnie, okazuje się fatalny w skutkach, a te wyglądające tragicznie okazują się banalne. Często, choć nie zawsze. Speedway zbiera krwawe żniwa. W tym roku jako pierwszy uderzył nas wypadek Jarosława Hampela. ,,Mały? podczas rozgrywania półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie upadł na tor i z całym impetem uderzył w dmuchawca. Po badaniach okazało się, że Hampel ma wieloodłamowe złamanie kości i krwotok. Powrót na tor w sezonie 2015 ? Owszem, pod warunkiem, że zainstaluje grę żużlową na telefon i będzie mógł się ścigać, bo dlaczego nie? Tragedia dotknęła Darcyego Warda. Młody zawodnik podczas ostatniego wyścigu meczu, już ?o nic?, zanotował paskudnie wyglądający upadek, zahaczając o motocykl Rosjanina Artema Laguty i z dużą mocą uderzył w drewniany element płotu. Pierwsze diagnozy sprawiły, że serca milionów fanów tej dyscypliny na chwilę zamarły. Młody Kangur może nigdy więcej nie chodzić. Cudem jest to, że zawodnik rusza rękoma i jest w stanie samodzielnie zjadać pizze oglądając zawody. Teraz czekają go dokładniejsze badania, diagnoza i długi proces rehabilitacyjny. Trzymamy kciuki, Darcy ?.
Znowu w życiu mi nie wyszło...
...a w Łodzi produkcja pecha idzie pełną parą. Sympatyczny Mariusz Puszakowski miał pecha na treningu, łamiąc sobie kość podudzia z przemieszczeniem. Mniej szczęścia miał Rory Schlein, którego upadek podczas meczu z Lokomotivem był na tyle drastyczny i poważny w skutkach, że zawodnik niemal natychmiast został przetransportowany do szpitala, gdzie podjęto decyzję o operacji kręgosłupa. Szczęściem w nieszczęściu okazał się fakt, że Australijczyk nie stracił czucia w rękach i nogach. Młody Jakub Jamróg podczas meczu z krakowską Wandą także zapoznał się z nawierzchnią toru.Do rajdera wyjechała karetka, jednak poszedł on do parku maszyn o własnych siłach, trzymając się za nadgarstek. Wiadomości, które dotarły do nas z Togliatti dotyczące Witalija Biełousowa także przyprawiły nas o ciarki. Wypadek wyglądał groźnie, udział brał w nim Artem Laguta, który o własnych siłach udał się do parkingu. Biełousow nie miał tyle szczęścia. Został przetransportowany do szpitala, gdzie stwierdzono poważne obrażenia ciała i zdecydowano o operacji kręgosłupa. Prognozy są jednak optymistyczne, więc nie pozostaje nam nic jak czekać na dobre wieści. Cała redakcja życzy dużo zdrowia!
Ekscentryczny Witold Skrzydlewski prowadzi zakład pogrzebowy i niejednemu prezesowi podczas meczu obiecywał rabaty na pochówek , jeśli Orzeł wygra, a ten dostanie zawału serca. Każda osoba przyglądająca się speedwayowi jakiś czas i znająca zachowanie pana Witolda nie była zdziwiona. Jednak później każdy się obawiał, że ktoś może z tej oferty skorzystać?.
Hej ho, kolejkę nalej...
Patrząc na ten sezon, wielokrotnie mieliśmy ochotę, wzorem trenera Ostrovii, po prostu się napić. Żuzel z daleka wygląda jak butelka Johnny Walkera, ale smakiem coraz bardziej przypomina stadionowe piwo o mocy 3,5% - nie dość że szczyny, to jeszcze drogie. Trudna rada - w gębie suszy, więc krzywiąc się niemiłosiernie, pijemy co jest. Jeszcze da się przełknąć, ale niesmak w ustach coraz większy. Pozostaje pytanie: jak długo jeszcze polski żużel będzie wystawiał naszą cierpliwość na próbę?
Aleksandra Zgardowska
Tomasz Jastrzębski
Tomasz Jastrzębski (za: inf. własna)