Przedstawiciele tylko dwóch nacji wygrywali turnieje Grand Prix rozgrywane na najpiękniejszym żużlowym obiekcie globu: Polacy i Szwedzi. Bilans minimalnie lepszy mają biało-czerwoni, którzy wygrywali trzykrotnie, przy dwóch triumfach Skandynawów. Motoarena im. Mariana Rosego sprzyja Polakom - corocznie na końcowym podium staje przynajmniej jeden reprezentant kraju nad Wisłą.
Odkąd zadecydowano o budowie nowego stadionu żużlowego w Toruniu (styczeń 2008) i przedstawiono projekty - przy których tworzeniu współpracował co ciekawe uwielbiany w grodzie Kopernika Per Jonsson, mistrz świata 1990 z Bradford - było oczywistym, że Toruń będzie pewnym kandydatem do organizacji turniejów Grand Prix, być może już od sezonu 2010. Tak też się stało. Niecałe pół roku po debiucie Motoareny, która miała miejsce 3 maja 2009, prezydent miasta Michał Zaleski podpisał z szefem BSI Paulem Bellamy’m pięcioletnią umowę na organizację GP w grodzie Kopernika. Poinformowano także, że pierwszy raz światowa elita zawita do Torunia 19 czerwca 2010 roku na turniej o Wielką Nagrodę Polski.
Premiera okazała się być dla organizatorów i kibiców wręcz wymarzona. Niezwykłe emocje, kapitalna oprawa, nadkomplet publiczności, a sam turniej uznany został wówczas za jeden z najlepszych w historii cyklu. Po raz pierwszy na podium zawodów stanęli też przedstawiciele tylko jednego kraju, w tym przypadku Polski. Bezkonkurencyjny, nietykalny i niepokonany był tego dnia Tomasz Gollob, za którym w finale dojechali Rune Holta i Jarosław Hampel. Reprezentanci biało-czerwonych poskromili w najważniejszym biegu obrońcę mistrzowskiego tytułu Jasona Crumpa, który niepocieszony zjeżdżał do parkingu, świadomy że obrona złotego medalu trzeci raz będzie dla niego misją niemożliwą do wykonania. W całym sezonie prym wiedli, bowiem wreszcie złoty Gollob i mający najlepszy sezon w karierze srebrny Hampel. Polacy pozostawili australijskiemu multimedaliście krążek z kruszcu brązowego. Co ciekawe udany start zaliczył przed pięcioma laty Tai Woffinden, dla którego ówczesny sezon był debiutem wśród najlepszych. 20-latek po raz pierwszy w życiu przebrnął do fazy półfinałowej, pokazując się z naprawdę dobrej strony. Dziś może po raz drugi w Toruniu świętować mistrzostwo świata.
W 2011 roku triumfował, mający sezon życia Andreas Jonsson, zmierzający po swój jedyny w karierze medal (srebrny). Szwed brylował na Motoarenie od początku zawodów, a w samym finale nie dał się wyprzedzić Hampelowi i debiutującemu wśród najlepszych, jadącemu z dziką kartą Darcy’emu Wardowi. Australijczyk szalał w każdym ze swoich biegów, bawiąc publiczność akcjami, jakimi nie powstydziliby się najwięksi tego sportu, z mistrzem walki na dystansie Markiem Loramem na czele. Do historii przeszedł szczególnie wyścig numer 12, w którym Ward na trzecim okrążeniu w tylko dla siebie zrozumiały sposób zmieścił się przy samej bandzie na przeciwległej startowej, mając po lewej ręce Grega Hancocka i Golloba, który został wzięty w przysłowiową „kanapkę” przez obu anglojęzycznych rywali. Na dodatek na ostatnim okrążeniu dwukrotny najlepszy junior świata (2009 i 2010) śmiałym atakiem po wewnętrznej wyprzedził Amerykanina, po raz pierwszy w życiu triumfując w pojedynczym wyścigu w GP.
Ward debiut wśród światowej elity miał, więc kapitalny, potwierdzając że jest to wyjątkowy żużlowy talent i że drzemią w nim nadzwyczajne możliwości. Niestety, Darcy tylko dwukrotnie ścigał się na Motoarenie podczas GP (drugi raz w 2013 roku, zajmując 5. miejsce), a dziś to jego koledzy z toru będą ścigali się dla niego, w specjalnie uszytych kevlarach, które imitują jego kombinezon, w którym startował w tym sezonie. Po zawodach wszystkie zostaną wystawione na aukcje, z których cały dochód zostanie przeznaczony na kosztowne leczenie ciężko kontuzjowanego 23-letniego żużlowca z Nanango.
Po tym jak warunki pogodowe przeszkodziły w dokończeniu ostatnich zawodów elity w sezonie 2011 w Gorzowie Wielkopolskim, w kolejnych trzech zdecydowano się na organizacje finałowych rund na Motoarenie, na której dobudowano dach, który prawie w całości zakrywa tor, mając pewność że każde kolejne turnieje się odbędą. Zadaszenie zdało egzamin już w 2012 roku, bowiem tuż przed zawodami przez miasto przebrnęła ulewa, która częściowo zmoczyła nawierzchnię, ale nie przeszkodziło to jednak w rozegraniu zawodów, gdyż szybka kosmetyka toru opóźniła je raptem o kilkadziesiąt minut.
Tamtego wieczora pierwsze skrzypce grał wielki przyjaciel Warda Chris Holder, który po zaciętej, nerwowej i prawdziwie elektryzującej walce z Nickim Pedersenem zdobył tytuł mistrzowski. Mający fantastyczny rok Australijczyk w biegu półfinałowym o mało nie stracił swojej życiowej szansy, po tym jak po starcie Duńczyk upadł, co mogło skończyć się wykluczeniem „kangura”. Sędzia uznał jednak, że powtórkę należy rozegrać w pełnej obsadzie i za drugim razem Chris nie pokpił już sprawy, wygrywając co oznaczało jego ogromny sukces i pozbawiło szans Pedersena na wywalczenie czwartego tytułu. 28-latek z Sydney nie zdołał wygrać całego turnieju, choć w decydującej gonitwie przez jedno okrążenie prowadził. Motocykl odmówił mu jednak posłuszeństwa, na czym skrzętnie skorzystał Antonio Lindbaeck, który skutecznie odpierał do samej mety ataki szybkiego Golloba i wygrał drugi turniej GP w sezonie (poprzednio we włoskim Terenzano). Trzeci był, jak zwykle doskonale czujący się w Toruniu Hancock, który nie dał sobie wydrzeć brązowego krążka na koniec sezonu na rzecz Golloba, który stracił do Amerykanina 6 punktów.
Sporym wydarzeniem wówczas było też niewątpliwie pożegnanie z cyklem i jak się okazało z „czarnym sportem” wielkiego mistrza Crumpa. Australijczyk, który w latach 2001-2010 nieprzerwanie stawał na podium IMŚ i który wygrał rekordowe 23 turnieje w historii, zajął 12. miejsce, wykonując po ostatnim biegu rundę honorową, otrzymując od tysięcy kibiców owację na stojąco. „Ginger” pomógł też wydatnie Holderowi, ostudzając emocje i uspokajając młodszego rodaka po przepychankach z Pedersenem, a następnie szczerze mu gratulując wywalczonego tytułu, na dodatek w pierwszą rocznicę śmierci dziadka Jasona Neila Streeta, byłego zawodnika, a następnie managera reprezentacji Australii.
W czwartym toruńskim GP, które odbyło się przed dwoma laty zwyciężył wychowanek Apatora Adrian Miedziński, który wprawił w ekstazę nadkomplet widzów, mijając na wejściu w wiraż czwartego okrążenia wielkiego finału niemal pewnego wygranej Hancocka, osiągając tym samym największy indywidualny sukces w karierze. Na trzecim stopniu podium zmagania zakończył Hampel, który odebrał tego dnia drugi srebrny medal IMŚ w życiu. Czwarty w finale był zaś Niels Kristian Iversen, który także wykorzystał swoją szansę i w biegu półfinałowym przypieczętował krążek w kolorze brązowym. Trzeci z reprezentantów Polski Krzysztof Kasprzak kończył turniej na miejscu siódmym.
Czas wychowanka Unii Leszno nadszedł jednak przed rokiem, gdy zwyciężył w całym turnieju i odebrał srebrny medal za cały cykl, co jest bezsprzecznie jego największym osiągnięciem w karierze. Kasprzak w decydującej gonitwie w pokonanym polu pozostawił świetnie dysponowanego w końcówce sezonu Jonssona, a także Hampela. Wykluczony z decydującej rozgrywki był natomiast Pedersen, przez co musiał on rozegrać wyścig dodatkowy o brązowy medal, co było pierwszą taką sytuacją w historii żużlowego Grand Prix. W walce o medal rywalem Duńczyka był ustępujący Hancockowi miejsca na tronie Woffinden. Brytyjczyk przegrał jednak moment startowy i pomimo zaciekłych ataków nie zdołał minąć bezbłędnie jadącego „Powera”, kończąc sezon poza podium. Tym razem sukcesu nie powtórzył też Miedziński, trzeci już raz jadący z dziką kartą. Torunianin odpadł w półfinale, ostatecznie kończąc turniej na siódmej pozycji.
Corocznie turnieje na toruńskim obiekcie odbywają się przy nadkomplecie publiczności i przy fantastycznej oprawie. Do Torunia zjeżdżają kibice z całej Polski i z wielu zakątków świata. Entuzjaści speedwaya nie mają prawa czuć się rozczarowani, bowiem co roku zawody są nad wyraz interesujące i na pewno głęboko zapadają w pamięć, każdemu kto śledził poczynania żużlowych gladiatorów z trybun wciąż najpiękniejszego obiektu żużlowego świata.
Każdego roku główne role odgrywają na dodatek reprezentanci Polski. Trzy pierwsze miejsca (Gollob, Miedziński, Kasprzak), trzy drugie miejsca (Holta, Hampel, Gollob) i dwa trzecie miejsca (dwukrotnie Hampel), potwierdzają, że Motoarena sprzyja biało-czerwonym i nie inaczej może być w tym roku. Największe nadzieje wiąże się z coraz śmielej poczynającym sobie w elicie Macieju Janowskim, który już dwukrotnie startował w toruńskiej rundzie GP - raz jako dzika karta (2012) i raz jako nominowany rezerwowy (2014), osiągając przyzwoite rezultaty. „Magic” nie ukrywa też swojej sympatii do toruńskiego owalu, co pozwala wierzyć w jego udany start dzisiejszego wieczora. Kibice gospodarzy najbardziej liczą zaś na Pawła Przedpełskiego, który zmaga się z urazem ręki, co na pewno utrudni mu rywalizację. Wychowanek miejscowego klubu udowadniał już jednak, że nawet pomimo towarzyszącemu mu bólu potrafi skutecznie ścigać się z najlepszymi i na pewno wykorzysta znakomitą znajomość domowego toru.
Z pewnością można żałować, że zabraknie dziś na starcie Jarka Hampela, który na pięć startów w Toruniu, czterokrotnie meldował się w finale, ale nigdy nie zdołał zwyciężyć. Kontuzjowany kapitan polskiej reprezentacji pojawi się jednak dziś na stadionie, śledząc poczynania kolegów z parku maszyn.
Uczestnicy zawodów w 2015 roku i ich historia startów w turniejach GP w Toruniu (na końcu najwyższe miejsce):
Greg Hancock --- 5 turniejów / 63 punkty / 31 biegów (11 wygranych) / 2 miejsce (2013)
Andreas Jonsson --- 5 turniejów / 49 punktów / 29 biegów (7 wygranych) 1 miejsce (2011)
Nicki Pedersen --- 5 turniejów / 44 punkty / 30 biegów (7 wygranych) / 4 miejsce (2014)
Chris Holder --- 4 turnieje / 35 punktów / 21 biegów (7 wygranych) / 4 miejsce (2012)
Krzysztof Kasprzak --- 2 turnieje / 26 punktów / 13 biegów (5 wygranych) / 1 miejsce (2014)
Tai Woffinden --- 3 turnieje / 26 punktów / 18 biegów (5 wygranych) / 6 miejsce (2013, 2014)
Maciej Janowski --- 2 turnieje / 15 punktów / 11 biegów (2 wygrane) / 8 miejsce (2012)
Chris Harris --- 4 turniej / 15 punktów / 20 biegów (1 wygrany) / 10 miejsce (2012)
Niels Kristian Iversen --- 1 turniej / 13 punktów / 7 biegów (2 wygrane) / 4 miejsce (2013)
Troy Batchelor --- 2 turnieje / 12 punktów / 10 biegów / 11 miejsce (2014)
Matej Zagar --- 2 turnieje / 8 punktów / 10 biegów (1 wygrany) / 12 miejsce (2014)
Paweł Przedpełski --- 1 turniej / 4 punkty / 3 biegi (1 wygrany) / 13 miejsce (2014)
Michael Jepsen Jensen --- 1 turniej / 0 punktów / 1 bieg / 18 miejsce (2014)
Jason Doyle --- nie startował
Tomas H. Jonasson --- nie startował
Peter Kildemand --- nie startował
Piotr Pawlicki --- nie startował
Bartosz Zmarzlik --- nie startował