Po dwóch latach reprezentacja Polski ponownie zawitała do Lublina na towarzyski test-mecz. Rywalami biało-czerwonych była ekipa złożona z zawodników najwyższej półki światowego speedwaya.
Relacjonując to spotkanie, pozwolę sobie odejść od utartej formy sprawozdawczej, opisującej wydarzenie krok po kroku; mam nadzieję, że P.T. Czytelnicy wybaczą mi tę drobną herezję. Zamiast tego, pragnę skupić się na tym, co na tym spotkaniu było:
A zatem, co było?
- była bardzo dobra promocja. Bez przesady można powiedzieć, że mecz ten zaczął się na długo przed pierwszym biegiem. Na miesiąc przed spotkaniem w całym mieście pojawiły się reklamy promujące to wydarzenie: na telebimach, billboardach, potykaczach, słupach i słupkach przeróżnych. Klientów jednej z lubelskich galerii witał na zakupach nawet sam Tai Woffinden. Ma się rozumieć, nie osobiście - przy wejściach rozstawiono natomiast jego papierowe makiety, zachęcające klientów do przyjścia na stadion 10 października. Ten niepozorny fakt jest godny uwagi o tyle, że rzadko zdarza się by Lublin, mimo że tradycyjnie żużlowy, żużlem żył i oddychał jak jakiś Gorzów albo inna Częstochowa. W tym przypadku było inaczej. Ten mecz było na mieście widać i czuć, nawet jeśli Twoje zainteresowanie sportem kończy się na spacerach z psem.
- było mnóstwo ciekawych nazwisk w obsadzie. Hancock, Woffinden, Łaguta, Kildemand, Zmarzlik, Janowski, Dudek w jednym meczu! Czegóż można chcieć więcej?
- była ciekawa oprawa imprezy. Organizatorzy zadbali o to, by otoczka imprezy robiła wrażenie. Przed meczem kibice mogli obejrzeć pokaz wyczynów motocrossowych, a prezentację zawodników poprowadził Waldemar Kasta, znany szerzej jako konferansjer gali KSW. Jego charakterystyczny głos wprowadził na chwilę klimat gali bokserskiej prosto z Los Angeles. Ceremonia dekoracji też wyglądała znakomcie - pod względem otoczki Polish Speedway Battle naprawdę mogło się podobać,
- była całkiem niezła frekwencja. W sumie na stadion przy Al. Zygmuntowskich zawitało ok. 6 tysięcy osób. To sporo, biorąc pod uwagę, że dokładnie w tym samym czasie na świeżo wybudowanym stadionie mecz z okazji jubileuszu istnienia klubu grali piłkarze. Ranga równie pietruszkowa co zawody PSB, tym niemniej od kilkunastu dni na lubelskich słupach i latarniach trwał dyskretny pojedynek na plakaty między obiema imprezami. Obawiano się, że owa kolizja terminów może znacząco wpłynąć na frekwencję na żużlu, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło, chociaż wyniku na poziomie 8 tys. kibiców z 2013 oczywiście nie udało się powtórzyć,
- było kilka naprawdę fajnych i wzruszających momentów, na przykład gdy Marek Kępa wyjechał do pokazowego biegu razem z Hansem Nielsenem. "Profesor z Oksfordu" miał na sobie kevlar stylizowany na plastron Motoru Lublin z 1994 roku. Trzeba przyznać, piękny ukłon w stronę historii,
- program meczowy oraz okolicznościowe smycze zostały zaprojektowane na wzór kevlaru Darcy'ego Warda i nosiły znany wszystkim kibicom żużla hashtag #DW43. Bardzo fajny gest ze strony organizatorów,
- były długie kolejki po bilety, tanie gadżety i drogie kiełbaski, czyli generalnie wszystko to, co każda szanująca się impreza masowa powinna mieć,
- ponadto: było cholernie zimno.
No dobrze, zatem czego nie było?
- nie było ścigania. Zresztą wynik mówi sam za siebie. Mimo ciekawych nazwisk, z toru generalnie wiało nudą i jeżeli ktoś przyszedł pierwszy raz na żużel, chyba nie poczuł mięty. Widać było, że Woffinden czy Hancock mieli ochotę trochę powalczyć, ale niestety lubelski tor to nie Motoarena i po szerokiej polatać się nie da. Najciekawszy był bieg 13, w którym Bartosz Zmarzlik stoczył z Peterem Kildemandem ładną, choć nieudaną, walkę o trzy punkty. Takie momenty można by jednak policzyć na palcach jednej ręki,
- w porównaniu do roku 2013 nie było problemu, żeby zakupić bilet przez internet czy też w sklepach sieci Empik. Biorąc pod uwagę obsadę zawodów, nie było też zbyt drogo.
Podsumowując: impreza na bardzo duży plus, zorganizowana z pomysłem i rozmachem. Jeśli tylko kolejna runda odbędzie się w jakimś cieplejszym miesiącu, pojawię się na pewno. A nawet jeżeli odbędzie się w październiku, przyjdę równie chętnie - tylko cieplej ubrany. Jak powiedział na konferencji Greg Hancock, Polish Speedway Battle to impreza, która bardzo mocno się rozwija i wnosi do żużla coś fajnego. Do Lublina wniosła ona posmak światowego splendoru i namiastkę imprezy Grand Prix. A jakby tak lekko skorygować geometrię lubelskiego owalu, to Grand Prix będzie wisieć nie tylko w powietrzu, ale i na torze.
RESZTA ŚWIATA: 36
1. Greg Hancock (2,3,2,1*,1,d) 9
2. Artiom Laguta (1*,0,-,0,1*) 2+2
3. Tai Woffinden (2,1,2,3,0) 8
4. Troy Batchelor (0,0,-,0,1) 1
5. Niels Kristian Iversen (2,0!,1*,2,2) 7+1
6. Peter Kildemand (0,3,w,2,1,3) 9
Menedżer: Hans Nielsen
POLSKA: 54
9. Maciej Janowski (0,2,3,2,3) 10
10. Przemysław Pawlicki (3,1*,0,2*,1*) 7+3
11. Krzysztof Buczkowski (1,2,0,3,2*) 8+1
12. Grzegorz Zengota (3,1*,3,w,0) 7+1
13. Bartosz Zmarzlik (1,3,1,3,2) 10
14. Patryk Dudek (3,2*,3,1,3) 12+1
Menadżer: Marek Cieślak
Bieg po biegu :
1.(66,10) Pawlicki, Hancock, Łaguta, Janowski 3:3
2.(65,94) Zengota, Woffinden, Buczkowski, Batchelor 4:2 (7-5)
3.(66,16) Dudek, Iversen, Zmarzlik, Kildemand 4:2 (11-7)
4.(65,56) Hancock, Buczkowski, Zengota, Łaguta 3:3 (14-10)
5.(66,28) Zmarzlik, Dudek, Woffinden, Batchelor 5:1 (19-11)
6.(66,41) Kildemand, Janowski, Pawlicki, Iversen(!) 3:3 (22-14)
7.(66,44) Dudek, Hancock, Zmarzlik, Kildemand (u/w) 4:2 (26-16)
8.(67,50) Janowski, Woffinden, Hancock, Pawlicki 3:3 (29-19)
9.(67,38) Zengota, Kildemand, Iversen, Buczkowski 3:3 (32-22)
10.(67,58) Zmarzlik, Pawlicki, Hancock, Batchelor 5:1 (37-23)
11.(67,90) Woffinden, Janowski, Kildemand, Zengota (u/w) 2:4 (39-27)
12.(67,53) Buczkowski, Iversen, Dudek, Łaguta 4:2 (43-29)
13.(67,50) Kildemand, Zmarzlik, Pawlicki, Woffinden 3:3 (46-32)
14.(67,63) Dudek, Buczkowski, Batchelor, Hancock (d) 5:1 (51-33)
15.(68,24) Janowski, Iversen, Łaguta, Zengota 3:3 (54-36)
Widzów: ok. 6 000
Sędzia zawodów: Michał Stec (Krosno)
Tomasz Jastrzębski (za: inf. własna)