Sezon 2015 dla Polonii Piła był bardzo udany, aż do decydujących spotkań. W nich pilanie okazali się słabsi najpierw od gdańskiego Wybrzeża, a następnie od Startu Gniezno i nie wywalczyli upragnionego awansu do wyższej ligi. Ostatecznie zespołowi z Grodu Staszica w kolejnym sezonie przyjdzie ścigać się w najniższej klasie rozgrywkowej w Polsce.
Przed sezonem głośno mówiło się o planach Polonii. Jedziemy po pierwszą ligę, tylko to się liczy. Nikt w Pile nie ukrywał, że już najwyższa pora, by odbić się od drugoligowego dna i zasmakować jazdy na wyższym poziomie. Cel był jasno określony. Do pewnego momentu wydawało się, że wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Wysokie zwycięstwa na torze przy Bydgoskiej, coraz bardziej rozbudzały apetyty kibiców pilskiej drużyny. Słabiej wyglądało to, jeśli chodzi o wyjazdy. Tylko z Rawicza udało się wywieźć wysoką wygraną. Na pochwałę zasługuje także mecz rundy zasadniczej w Lublinie. Tam pilanie przegrali minimalnie. U siebie jednak byli nie do ugryzienia. Nawet najmocniejsze w lidze Wybrzeże Gdańsk wysoko przegrało w Pile. Przyszła faza play-off. Problemy z półfinałem w Lublinie, późniejszy walkower i spokojna jazda w rewanżu powodowały, że Poloniści poczuli ogromną szansę na awans. Mała zaliczka wywalczona w pierwszym meczu finałowym niestety nie wystarczyła na bardzo silne Wybrzeże. Gdańszczanie pokonali pilan u siebie wysoko i wygrali ligę. Nikt w Pile jednak nie załamywał rąk. Wszyscy szykowali się bowiem do ostateczniej batalii o Nice PLŻ. Rywal - Start Gniezno. - Potrzebujemy dwudziestu punktów zaliczki - mówił przed meczem na własnym torze trener Polonii Janusz Michaelis. Skończyło się na jedenastu oczkach zapasu. Przy Wrzesińskiej brylowali gnieźnianie, którzy odrobili straty z Piły i utrzymali się w lidzę. Wśród pilan zapanował smutek, złość, rozgoryczenie. Plany były inne, miała być pierwsza liga. Coś poszło nie tak. Kolejny raz zawiedli liderzy zespołu. Polonia była bardzo blisko upragnionego awansu, niestety nie udało się i kolejny raz trzeba będzie pojechać w drugiej lidze.
Każdy klub w Polsce ma większe lub mniejsze, ale jednak problemy finansowe. Jeśli chodzi o Polonię, to sternicy od początku jasno mówili, że sytuacja zespołu jest stabilna. Kolejny raz włodarze Polonii otrzymali pomoc ze strony miasta, choć przed sezonem nie wyglądało to najlepiej. Ostatecznie jednak obie strony doszły do porozumienia i wsparcie finansowe z Urzędu popłynęło do klubu. Nie brakowało także innych sposnorów. Największym był i jest oczywiście były senator RP Henryk Stokłosa, który był obecny na każdym meczu Polonii przy Bydgoskiej. Pomagali również inni. Mniejsze firmy, przedsiębiorstwa oraz prywatni inwestorzy, którym zawsze ne sercu leżało dobro pilskiego żużla. Wydaje się zatem, że Polonia choć nie zreralizowała planów sportowych, to jednak pod względem finansowym nie może narzekać. Prezes klubu Tomas Soter wiele razy podkreślał, że jego zawodnicy otrzymują wynagrodzenie w terminie i mają zapewnione wszelkie wsparcie ze strony klubu. Ich zadaniem jest skupienie się na jeździe, a zarząd zrobi wszystko, by nie musieli martwić się o inne kwestie. Tutaj sternicy Polonii słowa dotrzymali i księgowa klubu nie powinna mieć problemów z przygotowaniem dokumentacji do procesu licencyjnego na kolejny sezon.
Drużyna Polonii była budowana z myślą o walce o awans. Zakontraktowani zawodnicy mieli gwarantować pokaźnie zdobycze punktowe. Nastąpiła zmiana przy wyborze odpowiednich żużlowców. Tym razem zrezygnowano z wariantu podpisywania dużej ilosci kontraktów i później testowania tych zawodników, tylko skupiono się na mniejszej liczbie, ale za to bardziej doświadczonych jeźdźców. Takie nazwiska, jak Jesper Monberg, Daniel King, Rene Bach, Ben Barker, czy Piotr Świst oraz powracający po trzech latach spędzonych w Sparcie Wrocław, Patryk Dolny, miały dać pilanom końcowy sukces. Do tego grona należy dodać jeszcze Rasmusa Jensena, który miał dobry sezon. Kwestia juniorów też nie wygladała najgorzej. Wypożyczono Rafała Karczmarza ze Stali Gorzów. Do tego w zespole był Arkadiusz Pawlak, na którego mocno liczono po dobrej końcówce poprzednich rozgrywek. Niestety Poloniści jechali koncertowo tylko na swoim torze. Podczas spotkań wyjazdowych dobrze spisywało się maksymalnie dwóch zawodników i to za każdym razem innych. Żaden z nich nie był w stanie ustabilizować swojej dyspozycji na dłużej. To też sprawiało wielkie problemy trenerowi Januszowi Michaelisowi oraz menadżerowi zespołu Tomaszowi Żentkowskiemu w odpowiednim doborze i ustawieniu par. W fazie play-off nie można już było korzystać z Karczmarza, więc zakontraktowano Mike Trzenioska. Młody zawodnik pokazywał walkę i ambicję, jednak czasami brawura brała górę i wtedy tracił punkty po swoich błędach. W zasadzie do końca z tego sezonu może być zadowolony tylko Patryk Dolny oraz Rasmus Jensen. Pozostali żużlowcy Polonii startowali w kratkę. Świetny początek sezonu miał Jesper Monberg, niestety druga część rozgrywek była w jego wykonaniu bardzo przeciętna.
Polonia przystępowała do sezonu z wielkimi ambicjami, planami oraz jasnym celem. Niestety nie udało się tego zrealizować i teraz prawdopodbnie zespół czeka gruntowna przebudowa. Zima będzie bardzo pracowita dla sterników klubu. Będą musieli znaleźć żużlowców, którzy w przyszłym roku zapewnią pilanom większą stabilizacje punktową. Nie jest to łatwe zadanie, choć z pewnością da się to zrealizować. Niestety kolejny raz najbardziej przegranymi są pilscy kibice, którzy tak licznie w tym roku przychodzli na stadion przy Bydgoskiej. Im najbardziej należał się ten awans. Nie pozostaje nic innego, jak zakasać rękawy i wziąć się do pracy, by kolejny rok można wreszcie uznać za całkowicie udany. Miejmy tylko nadzieje, że włodarzom Polonii wystarczy sił i chęci do dalszej pracy.
Marcin Grabski (za: inf. własna)