Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Pierwszy raz poza Europą - część 1. wspomnienia Grand Prix Australii 2002 w Sydney
 21.10.2015 19:58
Przed trzynastoma laty żużlowe Grand Prix przeszło swoistą metamorfozę. Zmodyfikowano system rozgrywania zawodów, zwiększono liczbę turniejów w kalendarzu, a zmagania najlepszych na świecie zaczęto organizować coraz częściej na wielkich sportowych arenach w nowych lokalizacjach. Przede wszystkim po raz pierwszy zdecydowano się przeprowadzić jedną z rund poza Starym Kontynentem. Zapraszamy dziś na pierwszą część wspomnień z tych historycznych zawodów.
Pierwszy pozaeuropejski turniej rozegrany został w sobotę 26 października 2002 roku - a jakżeby inaczej - w ojczyźnie „czarnego sportu” Australii. Wybór lokalizacji padł na największą metropolię kontynentu Sydney i olimpijski obiekt Stadium Australia, który dwa lata wcześniej gościł sportowców z całego świata podczas XXVII Letnich Igrzysk Olimpijskich. Formuła rozgrywania zawodów światowej elity była wtedy całkowicie odmienna od tej, którą stosuje się obecnie. Stosowano system powszechnie nazywany „eliminatorem”, w każdych zawodach startowało aż 24 zawodników, z czego 22 było stałymi uczestnikami. Zawody były podzielone na serię kwalifikacyjną i serię główną, gdzie najlepsza ósemka turnieju poprzedniego automatycznie była rozstawiana właśnie w części głównej. Zawodnicy otrzymywali punkty za zajęte miejsca w turnieju, a nie za każdy z wyścigów, jak stosuje się to obecnie. Liczba wszystkich gonitw w danych zawodach wynosiła aż 25.
 
Przed ostatnią eliminacją Grand Prix 2002 kwestia złotego medalu była już rozstrzygnięta, gdyż po zawodach w duńskim Vojens, które odbyły się miesiąc wcześniej, pewny tytułu był już szwedzki mistrz Tony Rickardsson, dla którego była to piąta korona w karierze. W Sydney rozstrzygały się za to losy srebrnego i brązowego medalu. Pojedynek prawdziwie australijski stoczyli Ryan Sullivan i Jason Crump. Przed turniejem różnica pomiędzy oboma zawodnikami wynosiła w klasyfikacji przejściowej zaledwie 3 punkty na korzyść „Saletry”, dla którego ówczesny rok był zdecydowanie najlepszym w karierze. „Crumpie” potwierdzał zaś wielkie możliwości i coraz śmielej deptał po piętach wciąż błyskawicznemu i wyrafinowanemu Rickardssonowi. Sezon 2002 był też dla niego drugim z rzędu, który kończył na podium mistrzostw świata. Sytuacja sprzed trzynastu lat przypomina, więc do złudzenia sytuację jaką mamy obecnie. Na Antypody pewny złota przyleciał Tai Woffinden, zaś o srebro i brąz wciąż walczą Greg Hancock i Nicki Pedersen, których dzielą raptem 2 punkty.
 
Co ciekawe Amerykanin i Duńczyk brali 13 lat temu udział w zawodach w Australii, natomiast Woffinden miał wówczas 12 lat i powoli stawiał swoje pierwsze kroki na żużlowym bike’u, oczywiście pod okiem ojca Roba - człowieka w pełni oddanego speedwayowi. Jak wspominał niegdyś w swoich fascynujących opowieściach Tomasz Lorek, młody Tai oglądał w rodzinnym domu w Perth na zachodnim wybrzeżu zawody rozgrywane w największym mieście Australii, choć słowo „oglądał” jest tutaj sporym nadużyciem. Po trzech gonitwach zdecydował się on na… zmianę kanału telewizyjnego, z racji tego, że oglądanie żużla było dla niego dość nudnym sposobem spędzania wolnego czasu. Tymczasem po latach to on zajął na żużlowym Evereście miejsce wybitnego Szweda...
 
Wracając jednak do tego, co miało miejsce na Stadium Australia... Fani zgromadzeni na trybunach tego ogromnego obiektu (mogącego pomieścić ponad 80 000 widzów) byli mocno niepocieszeni, gdy okazało się że na torze nie pojawi się złoty medalista z roku milenijnego Mark Loram, odczuwający skutki bolesnego upadku z finału brytyjskiego, który odbył się tydzień przed australijską imprezą. Urodzony na wyspie Malta na Morzu Śródziemnym Loram, znany z niezwykłej walecznością i poświęcenia, którego kochały oglądać w akcji rzesze fanów na całym świecie, nie zdołał ostatecznie pokonać bólu i wsiąść na maszynę, przez co w dwóch gonitwach w Sydney jedno pole pozostawało puste. Na przeciwnym biegunie był natomiast rozochocony pierwszym tytułem mistrzowskim w ojczyźnie, wschodząca gwiazda żużla na Wyspach Scott Nicholls („Hot Scott” w sumie siedmiokrotnie wygrywał krajowy czempionat), który niczym błyskawica przemknął do fazy głównej australijskiej rundy, zgłaszając aspiracje do wielkiego wyniku tegoż wieczora.
 
Od początku zmagań największy handicap mieli zawodnicy startujący z pola pierwszego, bowiem na pierwszych dwanaście biegów w aż dziesięciu triumfowali zawodnicy, którzy startowali właśnie w kasku czerwonym. W pierwszej fazie obok Nichollsa swoje biegi wygrali: czeski walczak rodem z Pardubic Lukas Dryml, a także wściekły po nieudanym turnieju w Vojens, przywitany na prezentacji gromkimi brawami Leigh Adams, zachowujący jedynie iluzoryczne szanse na wywalczenie medalu. W biegu numer 4 dość nieoczekiwane problemy miał wysoko notowany Mikael Karlsson, który musiał przez to drżeć o swoje losy w biegu 6., po którym dwaj najsłabsi zawodnicy kończyli już udział w zawodach. Zaskoczył dziś już nieżyjący Matej Ferjan, który śmiałym atakiem przy krawężniku - właśnie w biegu z Karlssonem - zdołał minąć całą stawkę i pomknąć po zwycięstwo. Słoweniec ruszał z toru trzeciego, które niemal wszystkim sprawiało tego dnia spore problemy. Turniej udanie zainaugurowali także dwaj reprezentanci naszego kraju, jeżdżący w ówczesnym sezonie na pełnych prawach: Krzysztof Cegielski i Sebastian Ułamek, solidarnie mijający metę na drugich pozycjach i mogący spokojnie szykować się do jazdy w II rundzie kwalifikacji.
 
Na pierwszym planie trójka najlepszych zawodników świata w roku 2002 podczas oficjalnej sesji treningowej przed Grand Prix w Sydney. Od lewej: Jason Crump, Tony Rickardsson i Ryan Sullivan (w oddali Tomasz Gollob).
 
Obok wspomnianych Sullivana, Crumpa i Adamsa miejscowa publika wspierała tego dnia także czterech innych reprezentantów swojego kraju. Kapitalną walkę w biegu 5. zaprezentował prawdziwy weteran, brązowy medalista IMŚ 1990 z Bradford Todd Wiltshire, który przez niemal cały dystans tasował się z Niklasem Klingbergiem, ostatecznie unikając odpadnięcia z imprezy. Pędzący w ówczesnych czasach po światowych arenach w charakterystycznym białym kombinezonie Wiltshire nie mógł jednak zaliczyć zawodów do udanych, bowiem w biegu 11., a więc kolejnym ostatniej szansy, po serii prostych błędów stracił dobrą pozycję na rzecz ambitnego Ferjana i odpadł z turnieju. Jego los podzielił, startujący z dziką kartą Australijczyk Mick Poole, były solidny jeździec klubów angielskich z lat 90, który kilkadziesiąt minut wcześniej wygrał niekompletny wobec absencji Lorama bieg 5. Od początku turnieju swoją obecność podkreślał natomiast kolejny z zawodników gospodarzy Steve Johnston, który został zaproszony do startu w miejsce kontuzjowanego Grzegorza Walaska. Oddany przyjaciel wybitnej postaci brytyjskiego żużla (przede wszystkim tego na długim torze, na którym zdobył pięciokrotnie tytuł najlepszego na świecie) Simona Wigga - zmarłego w listopadzie 2000 roku wskutek choroby nowotworowej - wygrywając w biegu 11. ani myślał o końcu jazdy i grzecznym pomaszerowaniu pod prysznic. „Johno” miał nieodpartą ochotę na więcej.
 
Sukcesu Johnstona nie powtórzył za to Jason Lyons, który startował z „dzikim” numerem 23 na plecach. Pochodzący z Mildury dwukrotny mistrz globu w drużynie (1999 i 2002) pomimo nie najlepszej postawy i szybkiego zakończenia startów w rodzimym GP, nie musiał być do końca niepocieszony w ten październikowy, wietrzny, choć dość ciepły wieczór w Sydney. Wszystko to dlatego, że Dryml który po kilkudziesięciu minutach ostatecznie przypieczętował zachowanie miejsca w najlepszej dziesiątce cyklu GP 2002, podarował tym samym awans do cyklu w roku kolejnym właśnie Lyonsowi. Obaj zawodnicy brali, bowiem udział w tym samym roku w światowych eliminacjach i obaj zajęli wysokie miejsce w decydującym turnieju w Pile, skąd awans do GP 2003 wywalczała czołowa szóstka. Czech znalazł się w tym gronie, zaś Australijczyk był siódmy, dlatego też zadowalający wynik młodszego z pardubickich braci w klasyfikacji końcowej otworzył mu bramy żużlowej elity.
 
Blisko pełni szczęścia byli polscy fani, którzy w kraju nad Wisłą oglądali zawody o nietypowej porze, bo w sobotnie południe, jeszcze w porze przedobiadowej. W biegu 11. Ułamek z Cegielskim podwójnie mknęli do mety, co obu ich premiowało w tym momencie awansem do serii głównej. Niestety, mający problemy sprzętowe „Cegła” nie zdołał obronić się przed szaleńczymi atakami Karlssona, który na domiar złego minął na ostatnich metrach także Ułamka, dokonując rzeczy - wydawało się kilkadziesiąt sekund wcześniej - wręcz niemożliwej, wygrywając bieg pomimo jazdy przez dwa pierwsze okrążenia na miejscu ostatnim. Prosty błąd „Seby” na ostatnim wirażu dał na dodatek iskierkę nadziei na powodzenie Krzysztofowi i obaj Polacy niemal równo wpadli na linię mety. Po wnikliwych powtórkach sędzia Anthony Steele słusznie uznał lepszym Ułamka, co było jednoznaczne z opadnięciem z dalszej rywalizacji Cegielskiego, długo przeżywającego przegraną z rodakiem.
 
Wcześniej na tor wyjechali główni kandydaci do zajęcia wysokich miejsc w australijskich zmaganiach. Gonitwy numer 9 i 10 były tzw. „biegami rozgrzewkowymi” dla zawodników rozstawionych w serii głównej. Obyło się bez większych emocji. Pewnie triumfował Rickardsson, a także trzeci z naszych rodaków Tomasz Gollob, chwalący dobre przygotowanie mierzącego 334 metry toru na Stadium Australia. Toru twardego, który wprawdzie nie sprzyjał jeździe blisko płotu, ale doceniał umiejętne rozgrywanie zarówno pierwszego jak i drugiego łuku. Popełnienie choćby minimalnego błędu było niemal jednoznaczne z utratą pozycji, czego wyjątkowo dobitnie doświadczyli w serii kwalifikacyjnej Wiltshire i Cegielski. Nie najlepiej pierwszy start zakończył się ponadto dla dwójki amerykańskich mistrzów świata, niegdyś tworzących słynny „Team Exide” i brylujących w barwach Coventry Bees. Czempion z roku 1996 Billy Hamill nie imponował szybkością i w biegu 10. zdołał pokonać tylko jakby zagubionego Hancocka, najlepszego na świecie w roku 1997.
 
Po rozegraniu dwunastu biegów kwalifikacyjnych kibiców czekało już tylko danie główne - faza zasadnicza z udziałem najlepszych szesnastu zawodników. O tym i nie tylko jednak w części drugiej wspomnienia, która ukaże się w dniu jutrzejszym. Zapraszamy do lektury.
Podobał Ci się ten artykuł?
Daj plusa autorowi, by zwiększyć jego szanse na nagrodę!
Aktualna ocena: 0
Tomasz Janiszewski (za: inf. własna)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Najlepsze opinie
10 lat temu
Konto usunięte
lektura b.ciekawa, jak to dobrze,że jest ktoś kto przypomina nam jak to było. Po prostu artykuł-rewelacja!
Lubię
Nie lubię
+5 / -1
10 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Konto usunięte
Matej Ferjan nie zyje?smutne! Mikael Karlsson czy Peter? moze ma 2 imiona? suma sumarum artykul ciekawy, wiele ciekawostek dowiedzialam sie i przypomnialam z opowiadan rodzicow.
Matej Ferjan odebrał sobie życie w 2011 roku... Mikael Karlsson, to młodszy brat Petera, ale od 2003 roku startujący pod nazwiskiem Max. Ówczesny sezon (2002) był ostatnim, w którym ścigał się pod swoim pierwszym nazwiskiem.
Lubię
Nie lubię
+4 / -1
Komentarze (15)
10 lat temu
fajny artykul. dlaczego dopiero teraz go czytam?! niewazne, ide do czesci drugiej... ;))
  Lubię
  Nie lubię
+4 / -1
10 lat temu
Konto usunięte
dzieki:)
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -2
10 lat temu
"O tym i nie tylko jednak w części drugiej wspomnienia, która ukaże się w dniu jutrzejszym. Zapraszamy do lektury."
Czyli dzisiaj, najpewniej w godzinach wieczornych ;)
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -2
10 lat temu
Konto usunięte
właśnie- ja także oczekuję drugiej części wspomnień
  Lubię
  Nie lubię
+3
10 lat temu
c.d lektury czyli część nr.2 kiedy?
  Lubię
  Nie lubię
+3
10 lat temu
Konto usunięte
wow! ale ekipa na fotce... do tego bdb tekst. propsy.
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -1
10 lat temu
ciekawe kto pojutrze zdobędzie srebro czy Dzik czy Greg?..tylko 2pkt. róznicy hehe..Rzeczywiscie historia sie jakby powtarza tylko inne armaty w 2002 a inne w br..:):)walczyły o podium. To Nicki brał 13 lat temu udział w GP Australii?..Niestety pamieć jest zawodna.
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -1
10 lat temu
Konto usunięte
tekst b.ciekawy,mozna pogłebic wiedzę o historii GPrix. Niestety dostrzega się,ze dzisiaj coraz bardziej to wspaniałe widowisko jakim było traci na atrakcyjności.
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -1
10 lat temu
No no, chapeau bas Panie redaktorze. Świetny tekst czekam na więcej. ;) PS. Kiedyś na privie rozmawialiśmy na temat narodowości Taia jednak coś było na rzecz, że mi się ta Australia z nim kojarzyła.
  Lubię
  Nie lubię
+4 / -1
10 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
Konto usunięte
Matej Ferjan nie zyje?smutne! Mikael Karlsson czy Peter? moze ma 2 imiona? suma sumarum artykul ciekawy, wiele ciekawostek dowiedzialam sie i przypomnialam z opowiadan rodzicow.
juz wiem wiecej odnosnie smierci Mateja i jego skroconego zyciorysu, mieszkal i odszedl w Gorzowie, znaleziono go w samochodzie, sa dwie wersje przyczyny smierci, chyba nie byl szczesliwym czlowiekiem.
  Lubię
  Nie lubię
+3 / -1
© 2002-2024 Zuzelend.com