Zarząd rybnickiego klubu ma bardzo mało czasu na dopięcie budżetu. Działacze muszą podjąć dezycję do 28 października, a prezes Krzysztof Mrozek zapewnia, że zamierza zagościć w Ekstralidze dłużej niż tylko jeden sezon. Trwa więc walka o pieniądze i kontrakty. Wśród kibiców zdania są podzielone. Jednych nie satysfakcjonuje awans niewywalczony na torze, inni twierdzą, że z takiej okazji trzeba skorzystać.
Wróćmy jednak do początku tego sezonu. ŻKS ROW to jeden z nielicznych klubów w całej Polsce, który właściwie nie boryka się z problemami finansowymi. Właściwie nie powinno to dziwić. Klub jest wspierany przez miasto olbrzymymi dotacjami. Pieniądze, które rybnicki magistrat przeznaczył na żużel, stanowią nierzadko cały budżet innych klubów. Oczywiście bez właściwego zarządzania na nic by się to zdało. Na słowa uznania zasługuje zarząd klubu z prezesem Mrozkiem na czele. Odkąd przy ul. Gliwickiej 72 rządzą obecni działacze nie spotkaliśmy się jeszcze z negatywnymi opiniami żużlowców i ekspertów. W Rybniku bardzo sobie to cenią i nie chcą zaprzepaścić tego wszystkiego jedną błędną decyzją.
Pod aspektem sportowym w tym roku ROW potwierdzał swoją potencjalną siłę. Na swoim torze nie mieli sobie równych, a po uporządkowaniu składu siali strach również na wyjazdach. Sporym objawieniem okazał się Max Fricke. Australijczyk wypożyczony z Torunia nie raz ratował zespół i znacznie przyczynił się do dobrych wyników. Do tego wystarczy dodać postawę liderów, czyli Damiana Balińskiego, Sebastiana Ułamka i Troya Batchelora. W wyniku powstała silna drużyna, która ku zaskoczeniu wszystkich odpadła w półfinale rozgrywek. Czego zabrakło? Z pewnością punktów Ułamka, który w najważniejszych meczach sezonu zawiódł. Chwilę słabości przeżywali z resztą wszyscy zawodnicy zielono-czarnych.
Kto jednak o tym będzie pamiętać, jeśli w przyszłym roku Rybnik będzie się bił z klubami Ekstraligowymi o play-offy? Polski żużel od lat przeżywa spory kryzys, więc kolejny stabilny finansowo i organizacyjnie klub na najwyższym szczeblu ligowym jest na wagę złota. Po sytuacji z Lokomotivem Daugavpils pozostaje jednak spory niesmak, bowiem traci się gdzieś ten aspekt czysto sportowy. Bez wątpienia przepisy powinny zostać usystematyzowane, aby takie sytuacje już się nie powtarzały. Historii jednak nie cofniemy i obecnie wszystkie oczy są zwrócone na Górny Śląsk. Przyszły tydzień przyniesie nam odpowiedź, czy nastąpi wielki powrót 12-krotnego Drużynowego Mistrza Polski do Ekstraligi czy jednak szansę dostanie kolejny kandydat.