Po moich wcześniejszych rozważaniach na temat pięciu klubów PGE Ekstraligi sezonu 2015, przyszedł czas na tych najważniejszych i najlepszych, medalistów naszej ligi. Rozpoczynamy od brązu, czyli zespołu Unii Tarnów.
U-N-I-A
U jak... uzależnienie od brązu. No bo jak to inaczej nazwać? Trzeci z rzędu medal o tym kolorze. To wielki sukces klubu z Tarnowa, a zwłaszcza tegoroczny krążek. W sezonie 2014 klub zasługiwał na złoto. Chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości. Jak było, fani żużla pamiętają. Los okazał się bezlitosny dla „Jaskółek”. W tym roku medal byłby brany w ciemno. Przecież po odejściu Cieślaka z klubu, wielu głosiło dramatyczne wizje upadku drużyny i co najwyżej walki o utrzymanie. Tymczasem Unia dołożyła kolejny medal do kolekcji, udowadniając, że jest jednym z najbardziej utytułowanych drużyn 21 wieku w polskim żużlu.
N jak...narybek – ten żużlowy. Ostatnim znakomitym tarnowskim juniorem był... Janusz Kołodziej. Chyba każdy kibic z Tarnowa (i nie tylko) pamięta jego początki, kiedy uczył się żużlowego rzemiosła u boku Tomasza Golloba. Kołodziej-Marcin Rempała to para, która biła innych młodzieżowców na głowę. Z utęsknieniem oczekiwano w kolejnych latach chociażby w kilku procentach podobnego talentem zawodnika do „Koldiego”. Na darmo, bo taki się nie pojawiał. W kilku ostatnich sezonach liczono, że Ernest Koza wjedzie w końcu na ten wyższy poziom. Niestety, poza wyskokami (jak ten w meczu z KS Toruń) Koza nie wchodził wyżej, a wręcz przeciwnie, można było odnieść wrażenie, że jest coraz gorzej. Rosną jednak młodzi zawodnicy, którzy za kilka lat wyjdą spod skrzydeł Mirosława Cierniaka i być może staną u progu wielkiej kariery. Na ten moment oczy skierowane są głównie na Patryka Rolnickiego, który pokazuje spory potencjał. Utalentowanych chłopaków jednak nie brakuje, również znacznie młodszych. Wspomniany Janusz Kołodziej otworzył drugą szkółkę i przy solidnej współpracy kapitana „Jaskółek” z Mirosławem Cierniakiem, Unia może doczekać się znakomitych żużlowców. Każda żużlowa akademia, swoi zawodnicy, to radość. O to właśnie chodzi, by szkolić swoich chłopaków, a nie zatrudniać kohorty najemników. Nie mam też oczywiście nic przeciwko zagranicznym żużlowcom w Polsce, bo bez nich nasz żużel byłby mdły. Ale zamiast płacić im grube tysiące, może warto zainwestować w młodzież? Przy okazji, chciałbym tu słowami wesprzeć Daniela Kaczmarka, który właśnie teraz będzie potrzebował sporych pieniędzy, by na nowo skompletować swój warsztat. Trzymaj się chłopie!
I jak... irytacja, którą na pewno czują tarnowscy kibice, patrzący na sypiący się mościcki Stadion Miejski. Ten obiekt straszy. W momencie, kiedy wypełnia się kibicami, jakoś to jeszcze wygląda, chociaż też już coraz gorzej. Kiedy jednak wejdziemy na pusty stadion „Jaskółek”, to z łatwością można wyobrazić sobie tutejsze mecze sprzed kilkudziesięciu lat. Niestety, nie jest to wyraz sentymentu do starego czy historii. Miasto najwyraźniej nie rozumie, jak wspaniałą promocją Tarnowa i regionu jest żużel. Co więcej, żużel na najwyższym poziomie. Na Boga, Unia nie startuje w drugiej lidze, tylko w tej najlepszej na świecie! Od roku 2012 nieprzerwanie zdobywa medale, a początek 21 wieku to całe mnóstwo sukcesów drużyny. Nie mówię o stawianiu Małopolskiej Motoareny, bo takie marzenia musiałyby być rozważane w ramach wariactwa. Chociaż, jak sobie przypomnimy sukcesy za czasów Tomka Golloba i potężnego sponsora Rafinerii Trzebinia, plany były niesamowite i imponujące. Między innymi podwieszana trybuna nad ulicą za przeciwległą prostą. Taa... zamiast trybuny, niedługo trzeba będzie podwiesić jakoś sprytnie cały „stadion”, bo wszystko się rozsypie. To może zrobić obiekt na wzór szwedzki. Wydrzeć spróchniałe ławki, skuć beton, zasiać trawkę i na mecze z grillem. Oczywiście pół żartem, pół serio, ale wszystko byłoby lepsze od obecnego stanu. Czasami sam jestem zdziwiony, że przyznawana jest licencja. Może czas pomyśleć o kibicu, który płaci, zasiada na wraku i jakby nie patrzeć, jest największym sponsorem klubu! Może potrzeba, by coś komuś spadło na głowę, by przejrzał na oczy?
A jak... atmosfera, która w Mościcach wydawała się być bardzo dobra. Paweł Baran i Mirosław Cierniak zbudowali nie tylko ciekawą drużynę, nie tylko zgrany monolit, ale przede wszystkim świetną atmosferę. To był klucz do sukcesu, bo jeśli nie ma dobrego ducha w drużynie, to ciężko o wyniki. Śmiem twierdzić, że najlepszym duchem był nawet nie tyle Paweł Baran, ale właśnie ten drugi, trochę z boku, Mirosław Cierniak. Można powiedzieć, że obydwaj są od lat w środowisku tarnowskiego żużla. W drużynie „Jaskółek” było widać wielką ambicję i pasję, chęć zwyciężania. Drużyna budowana na Januszu Kołodzieju i Martinie Vaculiku to strzał w dziesiątkę. Słowak jest jednym z bardziej sympatycznych zawodników w naszej lidze. Kołodziej, trochę bardziej stonowany, ale także człowiek, którego kibice kochają, nie tylko w Tarnowie. Do tego Duńczyk Madsen, uwielbiany przez kibiców, zawsze uśmiechnięty i jak tylko na koncie jest dobrze, to o atmosferę w drużynie dba jak mało kto. Bjerre chimeryczny, co będę powtarzał już chyba zawsze, ale był najwyraźniej brakującym ogniwem i znakomicie wkomponował się w drużynę. Mroczka to walczak, który „gryzie” tor na każdym jego metrze. Również dobry duch w parkingu i „młynowy” drużyny w czasie radości po zwycięstwach. Czasami może za dużo sobie pozwala w wypowiedziach, ale w sumie takie jego prawo. Wynik jaki osiągnął też jest nienaganny i z pewnością działacze są z niego zadowoleni.
Wkrótce w żużlowej literomanii drużyna „rewelacja” - Betard Sparta Wrocław.