Stal Gorzów rozegrała osiem spotkań, z czego sześć wygrała, jedno zremisowała i dopiero w ostatnią niedzielę doznała porażki. To daje pierwsze miejsce w tabeli z 15 punktami na koncie. - Gdyby mecze nie były przekładane, to myślę, że padłby rekord zwycięstw z rzędu. Liczyliśmy się z tym, że spotkanie w Grudziądzu będzie niezwykle trudne z oczywistych względów. Mówi się tam o twardym torze, ale taki nie jest jednocześnie śliski, a w Grudziądzu był. Jeżeli mówimy, że tor jest twardy, np. w Tarnowie i czasy są o dwie sekundy gorsze od rekordu toru, to na pewno jest on bardziej przyczepny niż ten w Grudziądzu, gdzie czasy są o cztery sekundy gorsze od rekordu. Tor był więc wyjątkowo śliski. Stało się, przegraliśmy. Jeżeli chodzi o ten mecz, to z powodu pogody nie mogliśmy trenować. Z tymi zawodnikami, co mogli być, czyli Bartek i Adrian, odbyłem taki trening szczątkowy na w miarę twardym torze. Idealnie nie było ze względu na wcześniej padający deszcz. Reszta była w rytmie startowym i trudno było się przygotować. Z drugiej strony nie było wielkiego ciśnienia na ten mecz, że zadecyduje on o sytuacji w tabeli. Podeszliśmy do niego z marszu. Patrząc jednak w przyszłość, jeżeli przyszło by nam rywalizować ponownie z grudziądzanami, to musimy znaleźć dwa takie dni treningowe w formie startowej, żeby solidnie się przygotować do tego pojedynku. Od dziesiątego biegu byliśmy równorzędnym partnerem i sześć ostatnich wyścigów kończyliśmy z dwupunktową zaliczką na naszym koncie, co pozwoliło nam obronić bonusa. Jak można nie być zadowolonym, skoro jesteśmy na pierwszym miejscu? Pokonaliśmy na wyjeździe bardzo mocne drużyny z Leszna i Zielonej Góry. Także Tarnów, który nigdy nam nie leżał, po ciężkim boju padł naszym łupem. Cała drużyna pojechała równo i to jest klucz do sukcesu tych wszystkich meczów. Nie można jednak popadać w hurraoptymizm.
Szkoleniowiec żółto-niebieskich wyróżnił spotkanie najlepsze i to najgorsze: -Najlepszy mecz był z Toruniem. Z niedowierzaniem patrzyłem na wyniki i skuteczność jazdy zawodników toruńskich. Spoglądałem na, to kiedy wyciągną wnioski i nawiążą równorzędną walkę. Poza jedną wygraną indywidualną Hancocka zespół, który predysponował przed sezonem do złotego medalu, rozczarował. Myślę, że w tamtym dniu my byliśmy bardzo dobrzy, nie popełniliśmy błędów, a oni byli słabsi. Najbardziej można się cieszyć z tego meczu, bo wyszedł nam doskonale. Rywal nie mógł znaleźć recepty, a przecież jechali zawodnicy klasy światowej. Można też wspomnieć derby. Falubaz jechał wtedy z ZZ-tką i był moim zdaniem mocniejszy niż teraz. Mimo presji, błędów i sytuacji na torze, to nie daliśmy wydrzeć sobie zwycięstwa. Ciśnie się na usta spotkanie w Grudziądzu. Na pewno wynik punktowy należy do najgorszych. Jednak jeden z gorszych meczów, gdzie niefrasobliwie straciliśmy punkty, to był w Poznaniu. Prowadzić 10 punktami i zremisować to sztuka, ale w złym tego słowa znaczeniu. To nie tak, że wrocławianie jechali aż tak znakomicie. Jechali dobrze, zwłaszcza Jędrzejak, który takiego wyniku już nie powtórzył, nie mówiąc o Woffindenie i Miliku. My poszliśmy za to w drugą w stronę. Jak w Grudziądzu było w dobrą stronę i odrabialiśmy punkty, tak w Poznaniu było odwrotnie. Nie potrafiliśmy utrzymać przewagi.
Kibiców w dalszym ciągu martwi postawa Micheale Jepsena Jensena oraz Adriana Cyfera. Trener uspokaja:
- Jeszcze jest dużo do poprawy, choć z Adrianem po ostatniej sesji treningowej można powiedzieć, że wiemy, w czym tkwił błąd. To nie tylko forma zawodnika, ale także dyspozycja sprzętowa. W takich upałach zawiodła elektryka i trudno było to szybko zdiagnozować. W pierwszych momentach ten motocykl sprawiał się dobrze, ale słabł w trakcie zawodów. Myślę, że będzie coraz lepiej. Praca jest jeszcze przed Michaelem, który będzie miał możliwość potrenować z kolegami na naszych zasadach, uwagach i wytycznych. Przy tym potencjale, który przecież ma, to ważne, żeby zatrybiło to przede wszystkim w play-offach. W lidze duńskiej jeździ przyzwoicie, robiąc taki wynik, jaki musi. Jeżeli byłoby gorzej, to mocno byśmy się zastanawiali. Nie po to żeśmy go kontraktowali, żeby teraz go skreślać. Jeszcze jest cierpliwość u mnie i wśród zarządu. Wierzę, że uda się go postawić na nogi, by jechał chociaż tak, jak w meczu w Lesznie. Rewolucja w sprzęcie przyniosła odwrotny skutek i teraz trzeba ogromnych środków finansowych, determinacji i skuteczności, żeby wrócić na te tory z poprzednich sezonów. Zawodnik próbuje tę bazę odbudować, ale to nie jest proste. Na razie zmiany są ilościowe, ale mam nadzieję, że przy współpracy z nami na treningu będzie jakość. Sprawdzian czeka go w spotkaniu z Tarnowem. Jeżeli to nie da rezultatu, to będziemy się zastanawiać, czy szukać we własnym rezerwach, gdzie mamy Karczmarza, czy poszukać kogoś w okienku transferowym.
W najbliższą niedzielę Stalowcy na stadionie Edwarda Jancarza podejmą ekipę z Tarnowa. Z Jaskółczego Gniazda żółto-niebiescy przywieźli sześciopunktowy zapas. Jak widzi to spotkanie Stanisław Chomski? -Tarnów rozpaczliwie będzie szukał punktów. Widzieliśmy, jakie były zapowiedzi, jaka mobilizacja. To wszystko to gra mentalna. Wypowiedzi zawodników i działaczy, że jadą do Leszna po zwycięstwo? Można się popukać w głowę. Taka jest jednak filozofia sportu, że stawia się cele, które teoretycznie są nierealnie, a w praktyce może się okazać, że jest łatwiej je zrealizować. Trzeba być ostrożnym w kalkulacjach. Nic łatwo nie przyjdzie. Tam też są doskonali zawodnicy jak choćby Janusz Kołodziej. Bjerre jeździł tu przed laty i ma dobry sezon. Piotrek Świderski występował w Gorzowie. Michelsen ciągle czuje na sobie odpowiedzialność za wynik. Do tego młodzieżowcy, ciągle nieopierzeni, ale nieobliczalni- zakończył szkoleniowiec Stali Gorzów.