Bartosz Zmarzlik ma za sobą najlepszy sezon w swojej karierze, zdobył brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Świata oraz był najskuteczniejszym zawodnikiem w lidze polskiej. W wywiadzie podsumowuje swój debiutancki sezon w Grand Prix.
Jakie to uczucie być trzecim żużlowcem Świata?
- To fajne uczycie, cieszę się że praca nie idzie na marne. Ja jak i cały tea przez cały sezon szliśmy w dobrym kierunku. Chcemy dalej pracować na jak najlepszy wynik, lecz zdajemy sobie prawę, że będzie jeszcze trudniej. Zależy mi przede wszystkim na tym żeby bawić się speedwayem. Najprzyjemniej jest wtedy gdy robi się to na spokojnie i z uśmiechem.
Czy w całym cyklu jedenastu turniejów był jakiś moment przełomowy?
- Było to chyba po turnieju w Cardiff, w którym zająłem trzecie miejsce. Uwierzyłem wtedy, że mogę znów wejść do finału i stawać na podium. Dało mi to pewnego rodzaju ?kopa? psychicznego, który pokazuje, że nie jestem wcale gorszy. Uwierzyłem wtedy w siebie, w team i w silniki. Widać to po moich zdobyczach punktowych, które po tym turnieju niebyły już mniejsze niż 10 punktów, a w Grand Prix chodzi o to aby regularnie punktować.
Ile dały Ci gorzowskie turnieje z cyklu Grand Prix, na które otrzymywałeś dziką kartę?
- Myślę, że w jakiś sposób to pomogło, samo przygotowanie, ciśnienie wokół zawodów no i nauczyłem się radzić z tym, wszystkim, przez co w całym cyklu było mi zdecydowanie łatwiej.
Co zdecydowało o tym, że tak szybko nauczyłeś się odczytywać obce tory?
- Wszystko polegało na tym, że musiałem zrozumieć, że występ nie kończy się na jednym starcie, a jest ich pięć i w każdym trzeba zdobyć jak najwięcej punktów. Na początku wszystko chciałem zrobić w pierwszym starcie. Po kilku turniejach trochę się uspokoiłem i zależało mi na tym aby dowieść punkty, które wystarczałyby do wejścia do półfinału, a potem do finału. Na początku wchodziłem jako 6 lub 7 potem postawiłem sobie poprzeczkę, żeby zajmować pozycję 3 lub 4 co pozwoliłoby mi na wybór korzystnego pola startowego. Ten sezon wiele mnie nauczył.
Czy spodziewałeś się, że będziesz musiał zdobyć aż 15 punktów aby zdobyć medal Indywidualnych Mistrzostw Świata?
- Przed turniejem słyszałem, że 11 punktów wystarczy aby zdobyć medal. Jak się później okazało było ich trochę więcej. Po treningu w Melbourne byłem w miarę zadowolony, a ciśnienie zeszło ze mnie całkowicie po pierwszym biegu. Wszystko mi tam pasowało. Ten tor jest chyba najlepszym ze wszystkich torów jednodniowych ponieważ było tam szeroko i był długi co pozwalało na walkę.
To prawda, że po biegu z Gregiem Hancockiem i Chrisem Holderem to twój team protestował?
- To nie prawda. Nie wiem skąd ludzie biorą takie informacje skoro ich tam nie było i nie widzieli co się działo. Chciałbym powiedzieć, że żadnego protestu z naszej strony nie było. My skupialiśmy się tylko na swojej pracy. Dopiero po czwartej serii startów dowiedzieliśmy się , że za tamten bieg mam punkt i wówczas wtedy zacząłem pytać dlaczego.
Kiedy pojawiły się pierwsze twoje przypuszczenia odnośnie możliwości zdobycia medalu?
- Jak media zaczęły o tym pisać (śmiech). Wszyscy mówili, że 5 czy 7 punktów to jest nic, a to nie jest wcale takie łatwe do odrobienia. Powtarzałem sobie, że dobrze by było utrzymać się w pierwszej ósemce, żeby ni wywierać na sobie niepotrzebnej presji. Jeśli ktoś powiedziałby mi przed sezonem, że będę trzecim zawodnikiem na Świecie to bym mu powiedział, że to niemożliwe, że mam jeszcze trochę czasu. Ale bardzo się cieszę, że spełniłem jedno z moich małych marzeń.
Wiedziałeś, że w półfinale musisz być drugi aby zdobyć medal?
- Wiedziałem ale nie chciałem wywierać na sobie dodatkowej presji. Zależało mi na tym aby pojechać jak najlepiej. Jak trafiłem do półfinału to chciałem jechać w finale, a w finale chciałem dać z siebie wszystko.
W którym momencie tak naprawdę uwierzyłeś w ten medal?
- Tak naprawdę to w żadnym. Dla mnie celem numer jeden było utrzymanie się w najlepszej ósemce co jak na pierwszy sezon byłoby i tak dobrym wynikiem.