W niedzielę finał 2. Ligi Żużlowej. HAWA Start Gniezno na własnym obiekcie podejmować będzie drużynę Speed Car Motor Lublin. W pierwszym pojedynku górą byli lublinianie wygrywając 50:40 – podopieczni trenera Dariusza Śledzia mają dziesięciopunktową zaliczkę. - Jest to i duża i mała różnica. W niedzielę będziemy walczyć o takie zwycięstwo, które pozwoli nam awansować do pierwszej ligi! - mówi menadżer czerwono-czarnych Rafael Wojciechowski.
W pierwszym finałowym meczu żużlowcy Speed Car Motoru Lublin wykorzystali atut własnego owalu i przy dopingu nadkompletu publiczności rozpoczęli spotkanie od mocnego uderzenia. Trzy pierwsze biegi zakończyły się ich podwójnych zwycięstwem. Bieg młodzieżowy mógł się zakończyć podziałem punktów, jednak prowadzącego Norberta Krakowiaka na drugim okrążeniu wyprzedził Oskar Bober, a jego wyczyn chwilę później skopiował kolega z pary - Emil Peroń. - Faktycznie, nie spodziewaliśmy się takiego początku, choć należy zakładać każdy scenariusz. Zawsze ten czarny scenariusz zakłada się najtrudniej. Po tych trzech wyścigach myślałem, żeby nie było 20:4 po kolejnym z biegów. Wtedy faktycznie bylibyśmy na kolanach. Mieliśmy problem z dopasowaniem się. Po każdej serii trzeba było robić korekty w motocyklach. W pierwszej serii trafił tylko Mirek Jabłoński. W drugiej zawodnicy trafili, zaczęliśmy odrabiać stracone punkty. W trzeciej znów byliśmy troszkę pogubieni, bo należało robić kolejne zmiany. Na ostatnie trzy wyścigi zawodnicy znowu odpowiednio się przełożyli i odrobiliśmy troszkę punktów. Wszyscy jechali w kratkę. Starty wygrane przeplatali przegranymi. Postawa młodzieżowców była niezadowalająca. Nie spodziewałem się dobrego wyniku na trudnym torze w Lublinie. Oskar Bober jest doskonałym juniorem, zwłaszcza u siebie na torze. Potwierdził to dwa dni wcześniej w półfinale, kiedy zdobył trzynaście punktów. Emil Peroń na domowym owalu jest dobrze spasowany, potrafi przywozić punkty. Niestety, Norbertowi przytrafił się błąd, tak jak każdemu innemu zawodnikowi może się zdarzyć. Wykorzystali to gospodarze i trzeba było walczyć dalej. Liczę, że juniorzy zrehabilitują się dobrą postawą na torze w Gnieźnie. Wiele razy udowadniali w tym sezonie, że potrafią jechać u siebie. Ich punkty będą bardzo potrzebne i myślę, że ta rehabilitacja nastąpi. Kwestią dyskusyjną jest to czy skorzystamy z tej samej dwójki, czy wróci Patryk Fajfer. W najbliższych dniach znana będzie decyzja - ocenił działacz z Gniezna.
W drużynie z Grodu Lecha, pomimo czternastopunktowej straty do rywala z Lublina nie pojawiła się żadna roszada taktyczna. - Jeżeli miałbym patrzeć na rezerwy taktyczne to musiałbym chyba zmienić najlepszego zawodnika wczorajszego spotkania, czyli Eduarda Krcmara - dodaje. Miał on nieudany początek. Po bezbarwnych dwóch występach – zero i jeden punkt, stawiałem konsekwentnie na Czecha licząc na jego przebudzenie. Tak się stało, do końca meczu punktował bez wpadek - oprócz biegu trzynastego, w którym nieporozumienie z Mirkiem Jabłońskim spowodowało, że zamiast realnego 5:1 dla nas przegraliśmy 2:4 tracąc ważne punkty. To przesądziło o losach meczu i tym, że wygrana zostaje w Lublinie. Walczyliśmy jednak do końca, ważny był ostateczny rezultat, aby przed rewanżem mieć jak najmniejszą stratę do zawodników z Lublina. - przyznaje menadżer zespołu z historycznej stolicy Polski.
Gnieźnianie przystąpią do niedzielnego decydującego o awansie meczu z dziesięciopunktową stratą. Nikt ze sympatyków drużyny występującej z Orłem na plastronie nie bierze pod uwagę braku uczestnictwa w meczach barażowych z siódmym zespołem Nice 1. Ligi Żużlowej - Stalą Rzeszów. - Biorąc pod uwagę sezon zasadniczy drużyny naszych rywali miały problem, aby dobić do 37 punktów. Opole ten wynik zrobiło na inaugurację. Wtedy jednak tor nie był naszym atutem. Zapomnijmy o sezonie zasadniczym. Musimy przygotować się na trudne spotkanie. Komfort dziesięciu punktów daje pewne możliwości taktyczne trenerowi Śledziowi. Lublin będzie chciał to wykorzystać, ma możliwość wypuszczenia wszystkich zawodników dwa, trzy razy aby dopasowali się do toru. W decydującym momencie wybrani zostaną najlepsi i będą jechać z rezerwy taktycznej, bo taki scenariusz przewiduje. My zbudujemy przewagę, a lublinianie będą starali się zniwelować ją do minimum ośmiu punktów, która pozwalają im na awans. Od początku postaramy się zaskoczyć gości. Drużyna będzie mocno zmobilizowana, osiągniemy nasz cel. Będzie to trudne zadanie, ale realne. Zrobimy wszystko, aby tak się stało – zapewnia przedstawiciel z Gniezna.
Przed najważniejszymi meczami sezonu w drużynie lidera po rundzie zasadniczej pełna mobilizacja. Na czwartek i piątek klub zaplanował treningi przy ul. Wrzesińskiej 25. - Na piątek będę miał większość składu na miejscu, poza Oliverem Berntzonem. Ważne jest dla mnie, aby pojawił się w Gnieźnie Eduard Krcmar, który miał do tej pory problem z rozszyfrowaniem toru, nie nadążał z ustawieniami. Przejedziemy trening w systemie meczowym, aby przybliżyć przerwy na równanie toru i inne działania. Dopasowanie motocykli na zmieniające się warunki musi być w stu procentach dopracowane. To jest niezwykle ważne. Jesteśmy w stanie zdobyć te 50 punktów i cała drużyna zrobi wszystko, żeby ten mecz wygrać. Nie ma załamania po spotkaniu w Lublinie. Chłopacy są mocni u siebie – zarówno seniorzy, jak i juniorzy. Jeśli wszystko potoczy się według planu, nie będzie nas prześladował ogromny pech, będziemy nastawieni na wygraną jak największą ilością punktów. Zapraszam kibiców w niedzielę na stadion, będziemy świętować awans do pierwszej ligi. Doping jest nam potrzebny, zawodnicy z pewnością odwdzięczą się swoją jazdą na torze! - kończy Rafael Wojciechowski.