Od rana losy meczu stały pod wielkim niczym słynny rzeszowski pomnik znakiem zapytania. Wszystko to z powodu intensywnych opadów deszczu, które przez ostatnie dni pracowicie podlewały lubelskie czarnoziemy. Nie inaczej było zresztą i dzisiaj - w trakcie spotkania nieustannie siąpił ledwo wyczuwalny deszczyk, który w połączeniu z dość zimnym wiatrem nie ułatwiał życia organizatorom. Tor był jednak należycie przygotowany i choć nawierzchnia była daleka od tak popularnego ostatnimi czasy betonu, po próbie toru zawodnicy podjęli decyzję - jedziemy.
W takich oto niesprzyjających warunkach żużlowcy Speed Car Motoru Lublin podjęli się zadania obrony 14-punktowej zaliczki z pierwszego spotkania. O tym, że przeżywającym ostry kryzys Stalowcom trudno będzie o zniwelowanie tej straty, wiadomo było z góry. Lublinianom przed barażami udało się sprytnie załatać dziurę na juniorce poprzez ściągnięcie spolonizowanego Wiktora Trofimowa. Rzeszowianie podkładali natomiast duże nadzieje w polonizacji Josha Grajczonka, jednak wysiłki te obróciła wniwecz kontuzja Australijczyka (a może już Polaka?).
W każdym razie nie oznaczało to jeszcze, że drużyna rzeszowska jest skazana w Lublinie na sromotną porażkę - ale gdy obecny w kabinie spikera Tomasz Dryła przekazał zebranym na stadionie kibicom informację, że awizowanego na ten mecz Jake'a Allena zastąpi w składzie Stali Mateusz Rząsa, szanse na zacięte widowisko spadły o dwadzieścia trzy procent, parafrazując Tomasza Hajtę. A że i tak wielkie nie były...
W każdym razie rywalizacja na torze potrwała 12 biegów, po których wynik meczu oraz dwumeczu był już ostatecznie rozstrzygnięty; toteż sędzia uznał, że nie ma sensu dalej męczyć zawodników jazdą na gąbczastym torze, kibiców zaś - jednostronnym widowiskiem. Targana problemami natury organizacyjnej drużyna gości nie była w stanie przeciwstawić się napędzonym na awans do I ligi lublinianom. Stal Rzeszów wygrała drużynowo tylko jeden bieg i dwa indywidualnie. Wszystkie te zwycięstwa są zasługą Dawida Lamparta, który jako jedyny podjął rękawicę w niedzielnym spotkaniu. Parę oczek dorzucił także młodszy z braci Lampartów Wiktor oraz Nick Morris. O wyniku Marcela Szymki, Nicklasa Porsinga, Mateusza Rząsy oraz Kamila Kiełbasy można napisać tyle, że byli.
Po stronie gospodarzy kapitalnie spisywał się Brytyjczyk Robert Lambert, który jako jedyny po próbie toru nie miał najmniejszych zastrzeżeń do stanu nawierzchni, czym nieco ośmieszył polską szkołę speedwaya. Podczas gdy wszyscy podkreślali, że nasiąknięty deszczem owal był bardzo trudny do jazdy, sympatyczny "Lambo" regularnie wykręcał coraz to lepsze czasy.
Po słusznej ze wszech miar decyzji o zakończeniu zawodów po 12 biegu, na stadionie w Lublinie nastała wielka feta i radość po awansie. Brawa za sportową walkę dostała również drużyna przeciwna, ale powodów do radości jest obecnie w Rzeszowie nader mało. Po raz pierwszy w historii Żurawie doświadczyły spadku do II ligi. Jeśli myślą o powrocie na zaplecze Ekstraligi, klub czeka gruntowna reorganizacja pod względem organizacyjno-sportowym.