W sobotę 14 października w Lublinie odbył się finał Indywidualnych Mistrzostw Europy na Żużlu. Złoto w całym cyklu wywalczył Łotysz Andrzej Lebiediew, a tuż za nim uplasowali się Rosjanin Artjom Łaguta i Czech Vaclav Milik. Zapraszamy do przeczytania wypowiedzi, jakich po tym turnieju udzielili zawodnicy.
Vaclav Milik (Czechy): Zdobyłem medal, więc jestem zawodolony. Na wszystkich rundach pogoda nam nie dopisywała, więc tym bardziej fajnie, że udało się zdobyć medal. Na lubelskim torze jestem pierwszy raz i bardzo mi się podobał. Uważam, że w biegu półfinałowym nie powinienem być wykluczony, bo ja jechałem po szerokiej, a Przemek był wypychany przez Kasprzaka, wyniosło go tam, a ja już nie dałem rady nic zrobić. Szkoda, to powinna być powtórka w czterech i mógłbym jeszcze powalczyć o srebro, ale z tego brązu też jestem zadowolony. W następnym roku chcę zawalczyć o złoto.
Artjom Łaguta (Rosja): Po pierwszych biegach tor mi pasował, a potem w miarę jak nawierzchnia się odsypywała, to mój motor był albo za mocny, albo za słaby i nie mogłem trafić z ustawieniami. Mimo to cieszę się z takiego rezultatu i gratuluję Andrzejowi i Waszkowi walki. Teraz czeka mnie dużo pracy w zimie, gdyż oprócz SEC, w którym będę chciał poprawić swój wynik, czeka mnie także jazda w Grand Prix, w którym poprzeczka jest dużo wyżej - ale cieszę się, że będę miał więcej jazdy.
Andrzej Lebiediew (Łotwa): Po pierwsze, gratuluję chłopakom za walkę i za dobry show przez cztery rundy. Po drugie - dziękuję organizatorom, którzy uwierzyli we mnie i przyznali mi dziką kartę na ten sezon, chociaż nie udało mi się awansować w eliminacjach. Przed zawodami powiedziałem sobie, że nie jadę o obronę pierwszego miejsca, tylko o odjechanie tego turnieju najlepiej, jak potrafię i to nastawienie mi pomogło - tym bardziej, że ostatni miesiąc był dla mnie dość trudny. W pierwszym biegu trochę mi nie poszło, bo byłem mocno zestresowany, ale w kolejnych biegach napięcie ze mnie zeszło i poszło lepiej. Dziękuję mojej rodzinie, a także mojej matce, która zaprowadziła mnie na żużel. Można powiedzieć, że to nasz "rodzinny sukces".
Krzysztof Kasprzak (Polska): Jestem trochę obolały po upadku, ale wszystko jest okej. Wjechałem w nasypane po szerokiej, gdzie przez całe zawody nie było równania, no i motocykl nie miał szans tego przegryźć. W sumie nie musiałem tam wjeżdżać, tylko spokojnie dowieźć jeden punkt, ale trochę się "napaliłem". Fajnie, że jest pierwsze miejsce - szkoda tylko, że bez medalu, ale będę o to walczył za rok.
Tomasz Jastrzębski (za: inf. własna)