Po nieudanych negocjacjach z Madsenem Cieślak chciał widzieć w swojej drużynie Rohana Tungate'a. Australijczyk jak na warunki PGE Ekstraligi należy do zawodników bardzo tanich. Doświadczony trener wierzył, że pod jego okiem 28-latek mógłby się stać prawdziwym odkryciem ligi. Zarząd klubu uznał jednak, że do koncepcji budowy drużyny bardziej pasuje Kacper Gomólski i to on trafił ostatecznie do Falubazu.
Na koniec sprawa Smolinskiego, którego transfer może okazać się kluczowy przy podejmowaniu decyzji o kontrakcie Cieślaka na kolejny sezon. Już raz działacze klubu zachowali się w podobnie, gdy w 2014 roku na inaugurację wymogli na Rafale Dobruckim odsunięcie od składu Andreasa Jonssona, a postawienie na młodego Aleksandra Łoktajewa. Na trybunach mecz oglądać miał bogaty rosyjski sponsor, a dobra postawa rodaka miała zachęcić go do inwestycji w klub. Ostatecznie Falubaz przegrał ważny mecz na inaugurację, a zachowanie działaczy popsuło atmosferę w drużynie. Ściągnięcie Smolinskiego można porównać z wystawieniem Łoktajewa, bo w obu przypadkach główną motywacją był biznes. Władze klubu zresztą bardzo roztropnie twierdzą, że obecność Niemca w składzie może zwiększyć zainteresowanie niemieckich kibiców, którzy do Zielonej Góry mają dość blisko. Problem jednak w tym, że tym razem trenerem Falubazu jest Marek Cieślak, który bardzo nie lubi, gdy władze mieszają się w ustawianie mu zespołu.
Czy można się więc dziwić, że szkoleniowiec wybrał klub, w którym jest szanowany a z prezesem od kilku lat jest w koleżeńskich relacjach?