Jak grom z jasnego nieba spadła dzisiaj na Falubaz Zielona Góra wiadomości o odejściu trenera Marka Cieślaka.
Strona zielonogórska twierdzi, że wszystko było niemal dogadane, był tradycyjny uścisk dłoni zapewniający chęć przedłużenia współpracy ze strony Marka Cieślaka. Z kolei szkoleniowiec Reprezentacji Polski uważa, że zabrakło konkretów w postaci podpisu pod kontraktem lub chociażby aneksie, który rozwiałby jakiekolwiek dywagacje. Finał jest taki, iż po dwóch lata współpracy Marek Cieślak powraca do domu, dzięki czemu będzie mógł skoncentrować się na opiece swojej schorowanej matki.
- Całą tą sytuacje i negocjacje z Markiem Cieślakiem traktuje osobiście i biorę w całości na klatę bo ja w imieniu zarządu prowadziłem rozmowy z trenerem. To ja doprecyzowałem umowę z nim. Dla podania faktografii, spotkaliśmy się 28 września pod Łodzią, żeby spotkać się gdzieś komunikacyjnie dobrze pomiędzy Zieloną Górą a Częstochową. Później w wyniku różnych podszeptów medialnych odnowiliśmy te śluby i przyrzeczenia 10 listopada w Brodach na gali ze sponsorami. Później do ubiegłego tygodnia włącznie byliśmy w kontakcie telefonicznym i wszystkie ustalenia były potwierdzone. Co więcej w poniedziałek tknięty jeszcze jakimś przeczuciem niepewności rozmawiałem telefonicznie z Markiem Cieślakiem i rozmowa zakończyła się w ten sposób, że na tą chwilę dla Falubazu wygląda dobrze. Oczywiście przedyskutowaliśmy również, jak i w każdej wcześniejszej rozmowie, problem choroby mamy. Temat ten przewijał się wielokrotnie ale jest to okoliczność, która trwa już od dłuższego czasu i była faktem w momencie rozpoczęcia naszych negocjacji i podania sobie ręki. Zaznaczam, że do mnie jako przedstawiciela dotychczasowego pracodawcy i osoby, z którą bezpośrednio i osobiście wynegocjował oraz ustalił warunki w sezonie 2018 nie wykonał żadnego telefonu lub wysłał sms-a. Dla nie jest to bardzo przykre i stawia tą całą sytuację te a także wcześniejsze rozmowy pod jednym dużym znakiem zaufania oraz wiary w człowieka. Jestem osobą dla, której słowo jest droższe od pieniędzy, a spojrzenie w oczy lub podanie ręki jest świętością. Faktycznie może ktoś powiedzieć, że podpis jest najważniejszy, ale byłem przekonany, że wszystko jest w porządku. Abstrahując od okoliczności bo sytuacja jest mocno skomplikowana, jeżeli chodzi o chorą mamę Marka Cieślaka, gdyż ja to bardzo szanuje i jedyny argument oraz uzasadnienie zmiany decyzji, aczkolwiek liczę na to, że jakoś będziemy w stanie przynajmniej z Markiem w stanie to sobie wyjaśnić - powiedział Kamil Kawicki, członek zarządu Zielonogórskiego Klubu Żużlowego.
- Dla mnie ostatnie dwa miesiące są jedne z cięższych w moim życiu i moja decyzja rodziła się w bólach. Oczywiście mówiłem, iż nie chcę odchodzić z Falubazu tylko, że w tym czasie zmieniło się bardzo wiele w moim życiu. Chodzi konkretnie o moją matkę, która jest w ciężkim stanie ale niestety muszę być przy niej i pomagać. Gdybym dostał chociaż jakąś umowę lub aneks to sprawa była by jasna, ale to wszystko się przeciągało. Minął października, a starą umowę miałem do końca października i byłem bez jakiejkolwiek umowy. Wtedy nastąpiły rozmowy z Kamilem Kawickim, lecz wtedy to ja zacząłem przeciągać sprawy, gdyż w domu zaczęło się walić. Niestety musiałem podjąć decyzję czy stać mnie na to aby podpisać umowę na rok i wyjeżdżać do Zielonej Góry na kilka dni w tygodniu. Po rozmowie z lekarzami w hospicjum podjąłem taką a nie inna decyzję. Nie mam żadnego żalu do zielonogórskiego klubu. Jestem zadowolony z tych trzech lat. Jest to dla mnie honor, że byłem w takim kultowym klubie. mistrzostwo Polski, brązowy medal, a teraz czwarte miejsce, ale ta drużyna zasługiwała na więcej. Nie udało się jak to w sporcie bywa, ale wstydu nie było. Tak mi się teraz ułożyło w życiu, że po prostu sam nie wiedziałem w pewnym momencie co zrobić. Ja wiem, że wszyscy będą mięli do mnie żal, ale nic złego nie powiem na klub bo nie mam prawa. Wszystko było wobec mnie w porządku i chciałbym aby było między nami normalnie - powiedział Marek Cieślak.