Przywykliśmy do tego, że są to, a przynajmniej takie jest założenie, najlepsi zawodnicy z danego państwa. Konflikt konfliktem, ale dla dobra dyscypliny trzeba jednak umieć przezwyciężyć i tę barierę. Selekcjonerem powinna być osoba, która znajdzie porozumienie z każdą osobą. Nie zawsze dobry żużlowiec będzie dobrym opiekunem kadry, choć zna dyscyplinę od wewnątrz. Oczywiście trudno wyrokować w sprawie Nickiego Pedersena nie znając całej sytuacji. W mediach wszystkiego nigdy nie napiszą a jestem przekonany, że całą sprawa ma swoje jakieś ukryte dno. Nie chcę wnikać jakie.
Próbując wcielić się w obiektywną rolę dziennikarską już na starcie muszę zaakceptować, że z pewnością w pewnym momencie polegnę. Dlaczego? A no dlatego, że 40 – letniego Duńczyka darzę sympatią, która nie raz ocenzuruje informacje, o których wspomnieć wypadałoby a które zostaną zapewne przeze mnie przemilczane. I drodzy Czytelnicy musicie mi to wybaczyć. Jakim zawodnikiem jest Nicki Pedersen chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Wielu zapamiętało jego ostre ataki, które może wtedy budziły w nas niezadowolenie ale też ubarwiało tę ekstremalną dyscyplinę sportową. Pamiętacie 8. gonitwę Speedway Grand Prix w 2015 roku w Gorzowie? Po groźnie wyglądającym upadku, 3-krotny Indywidualny Mistrz Świata nie wyglądał za ciekawie. Kamery zarejestrowały kadr w którym wyraz twarzy i wzrok wskazywały na niepełną świadomość żużlowca tego, co miało przed chwilą miejsce. Ze zawodnikiem nie było najlepiej, a fakt, że sam wycofał się z zawodów tylko potwierdziły te obawy. Pamiętamy przecież, gdy ze złamaną ręką kontynuował zawody, poobijany, ledwo się poruszał, ale wsiadał na motocykl i jechał dalej. Determinacja z jaką wcześniej przyjechał walczyć, nie pozwoliła Pedersenowi odpuścić zawodów, co może nie zawsze skutkowało pozytywnymi komentarzami ale przyszyła łatkę walczaka i twardego zawodnika, któremu nie straszny ból, któremu nic nie przeszkodzi w osiągnięciu postawionego celu. Co więc wydarzyło się takiego w Gorzowie, że Nicki znany z nieustępliwości bez żadnego zbędnego słowa przystał na propozycje lekarza o zakończeniu dla niego zawodów? Być może zapas adrenaliny już nie ten? A może Nicki naprawdę z wiekiem zaczyna myśleć na torze o czym wspomniał podczas GP w Horsens Paweł Ruszkiewicz przy okazji transmisji z tych zawodów w Canal plus? Jakim zawodnikiem jest Pedersen wszyscy wiemy. Nie wiemy jednak o nim wszystkiego. Wszystkie wydarzenia, te w których sam uczestniczył i te spowodowane przez niego stawiają jegomość w czarnym świetle, taki czarny charakter sportu żużlowego. Upadek? Jechał Nicki? To jego wina – taką właśnie mamy w obecnej chwili mentalność tym bardziej że z każdego „crashu” on zazwyczaj wychodził bez szwanku, a tak przynajmniej to do tej pory wyglądało. Grand Prix w Gorzowie przypomniało nam, że Nicki to nie nieczuły robot. To taki sam człowiek, człowiek myślący i kalkulujący jak ja czy Ty. Fakt, że potrafił wycofać się z zawodów tylko potwierdza tę tezę. To co robi, to kocha i wykonuje z pełnym zaangażowaniem, lecz „nic na siłę” choć niektórzy potrafiliby temu zaprzeczyć patrząc na dotychczasową postawę Duńczyka. Przyznaję rację, że Nicki jeździ ostro, często na granicy czysto sportowej rywalizacji i faulu, ale czy bez tego żużel byłby taki widowiskowy? Oczywiście bezpieczeństwo zawsze jest na pierwszym miejscu i nie można burzyć tej hierarchii dla kilkuminutowej satysfakcji z wygranej czy niesportowego potraktowania kolegi. Ale należy także zapamiętać, że żużel to sport kontaktowy z udziałem maszyn. Dlatego trzeba zachować trzeźwość umysłu prowadząc taki sprzęt. Nicki był na wpółprzytomny po feralnym upadku w 8. biegu polskiej rundy GP. I nie byłyby wstanie zapanować nad motorem, który potrafi pędzić z trzy cyfrową prędkością. Chwała jemu za to, że w takiej sytuacji w jakiej się znalazł, potrafił podjąć taką racjonalną decyzję i przeciwstawić się marzeniom o zdobyciu czwartego indywidualnego trofeum. Zapewne ta sytuacja nie odmieni sportowego oblicza „Powera” ale wszystkim nam kibicom i obserwatorom uzmysłowi, że Nicki potrafi zachować „chłodną głowę”.
Teraz wraca po ciężkiej kontuzji kręgów szyjnych. Lekarze w końcu dali zielone światło na starty, choć dla mnie to światełko jest bardziej czerwone z żółtym. Jest gotowy ale aby ruszyć potrzeba czegoś więcej. Jak się zachowa jego organizm? Co jakiś czas media bombardowały nas nowymi informacjami na temat zdrowia Pedersena. Sam zainteresowany, rzecz jasna, jeszcze bardziej od nas wyczekiwał tych nowinek. Teraz gdy wraca czy nie warto dać jemu wyrazów wsparcia? Powołanie do szerokiej kadry jest tak naprawdę niczym zobowiązującym. Ktoś to tyle zrobił dla tego sportu, dla własnego kraju chyba może liczyć na jakieś „podziękowanie”. Za zasługi się nie jedzie? Prawda. Analogicznie odwołajmy się do początku 2016 roku, kiedy Marek Cieślak ogłosił szeroki skład Polaków. Zabrakło miejsca dla Krzysztofa Kasprzaka, będącego wówczas w słabszej formie ale miejsce dla Tomasza Golloba, mimo że już nie reprezentował mistrzowskiego poziomu miejsce oczywiście było. Czy Nicki Pedersen jest dla Danii tą samą osobą co Gollob dla nas? Panowie Duńczycy mogą być skłóceni. Ale prywatnie. Wypadałoby, aby swoich spraw nie wywlekali na grunt oficjalny.
I na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Doceniam Hansa Nielsena, który chce odmłodzić skład. Ale trzeba zachować umiar. Żużel to nie piłka nożna, że trzeba zgrywać ze sobą wszystkich zawodników. Oni doświadczenie zdobędą na licznych(!) zawodach indywidualnych czy drużynowych. Pedersena bronią wyniki. Oczywiście tego zdrowego. Odkąd nie był brany przy ustalaniu składu, reprezentacja Danii nie istniała podczas DPŚ. Czy w ten oto sposób nie zabijamy narodowej rywalizacji? To samo tyczy się Rosjan, którzy ze względu na finansowe zawirowania wystawiali drugi a może nawet trzeci garnitur. Takie decyzje prędzej czy później odbiją się na światowej kondycji żużla. Już teraz nie ma komu organizować turnieju o DPŚ. Czy o to właśnie chodzi? Myślę, że gdyby nie to, że Polacy zdominowali te rozgrywki historia potoczyłaby się trochę inaczej.