Zostań naszym Fanem!
ZALOGUJ SIĘ: 
Polecamy
Konferencja prasowa po meczu w Zielonej Górze
 01.10.2018 12:39
W pierwszym meczu barażowym o start w PGE Ekstralidze Falubaz Zielona Góra pokonał na własnym torze ROW Rybnik 51:39. Spotkanie było bardzo emocjonujące i dostarczyło wielu emocji. Rewanż odbędzie się w najbliższą niedzielę.

Podczas konferencji pomeczowej obecni byli kierownik Jarosław Dymek i Andrzej Lebiediew (ROW Rybnik) oraz trener Adam Skórnicki i Piotr Protasiewicz (Falubaz Zielona Góra).

 

Dominik Niczke (za: zuzel.falubaz.com)
Czy na pewno chcesz usunąć ten komentarz?
TAK NIE
Komentarze (11)
7 lat temu
W odpowiedzi na komentarz:
Jeżeli więc tak radykalne, choć słuszne, zmiany nie są możliwe, to władze PGE Ekstraligi powinny skupić się choćby na poprawie części najbardziej kontrowersyjnych regulacji, które obowiązują obecnie. Przykład Sebastiana Niedźwiedzia pokazał, że zmiany są potrzebne i są w interesie całego środowiska żużlowego. Junior Falubazu będąc mocno poobijany po poważnym wypadku pojechał jeszcze w dwóch wyścigach. PGE Ekstraliga dbając o swój wizerunek nie może nie brać pod uwagę takich sytuacji. Co byłoby, gdyby poobijany Niedźwiedź spowodował wypadek lub w trakcie wyścigu stracił przytomność? Na szczęście tym razem skończyło się na strachu, ale kolejnym razem zawodnik może mieć trochę więcej pecha.
– Podczas meczu jest bardzo mało czasu. Trzeba szybko zdiagnozować co się dzieje z zawodnikiem. Jeżeli otrzymałem od lekarza informację, że jest zdolny, to uznałem, że jest zdolny. Okazało się, że jest inaczej. Może czasami trzeba trochę więcej czasu żeby zdiagnozować czy zawodnik odniósł jakieś obrażenia – przekonywał tuż po meczu menedżer zielonogórskiego klubu Adam Skórnicki. Choć tłumaczenie brzmiało banalnie, to jednak trzeba przyznać, że szkoleniowiec miał rację.
Regulamin jasno stanowi, że lekarz zawodów na zbadanie zawodnika i podjęcie decyzji o dopuszczeniu go do startów ma zaledwie pięć minut i to licząc od momentu przerwania wyścigu! W praktyce oznacza to, że taka decyzja musi zostać podjęta natychmiastowo. Co więcej, w przypadku kolizji kilku zawodników czas wcale nie zostaje wydłużony. Tak właśnie było w Zielonej Górze, gdzie w trakcie pięciu minut lekarz zawodów musiał przebadać i ocenić stan zdrowia aż trzech poszkodowanych w wypadku.
Wystarczyłoby, aby w przypadku wypadków z udziałem trzech zawodników, wydłużyć ten czas to 10 minut, a lekarz spokojnie mógłby ocenić sytuację zdrowotną każdego żużlowa. Tak niewiele może czasem decydować o ludzkim życiu.
Zmiany są potrzebne, tym bardziej, że w prywatnych rozmowach przedstawiają je lekarze i ratownicy medyczni, którzy mają doświadczenie w obsługiwaniu meczów żużlowych.
Źródło: Przegląd Sportowy
A jak Rolnik z Leszna puścił Kildemanda kontuzjowanego? Wtedy Pająk załatwił Kopcia.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Konto usunięte
W odpowiedzi na komentarz:
skora kompetnie nie wie co siedzieje w parkingu
10-ty komentarz, czyli komentarz doparowego hihihihi
Sqra już od dawna nie wie co dzieję się w parkingu.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
DZIS 18.30

KOLEJARZ OPOLE - POLONIA BYDGOSZCZ
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Jeżeli więc tak radykalne, choć słuszne, zmiany nie są możliwe, to władze PGE Ekstraligi powinny skupić się choćby na poprawie części najbardziej kontrowersyjnych regulacji, które obowiązują obecnie. Przykład Sebastiana Niedźwiedzia pokazał, że zmiany są potrzebne i są w interesie całego środowiska żużlowego. Junior Falubazu będąc mocno poobijany po poważnym wypadku pojechał jeszcze w dwóch wyścigach. PGE Ekstraliga dbając o swój wizerunek nie może nie brać pod uwagę takich sytuacji. Co byłoby, gdyby poobijany Niedźwiedź spowodował wypadek lub w trakcie wyścigu stracił przytomność? Na szczęście tym razem skończyło się na strachu, ale kolejnym razem zawodnik może mieć trochę więcej pecha.
– Podczas meczu jest bardzo mało czasu. Trzeba szybko zdiagnozować co się dzieje z zawodnikiem. Jeżeli otrzymałem od lekarza informację, że jest zdolny, to uznałem, że jest zdolny. Okazało się, że jest inaczej. Może czasami trzeba trochę więcej czasu żeby zdiagnozować czy zawodnik odniósł jakieś obrażenia – przekonywał tuż po meczu menedżer zielonogórskiego klubu Adam Skórnicki. Choć tłumaczenie brzmiało banalnie, to jednak trzeba przyznać, że szkoleniowiec miał rację.
Regulamin jasno stanowi, że lekarz zawodów na zbadanie zawodnika i podjęcie decyzji o dopuszczeniu go do startów ma zaledwie pięć minut i to licząc od momentu przerwania wyścigu! W praktyce oznacza to, że taka decyzja musi zostać podjęta natychmiastowo. Co więcej, w przypadku kolizji kilku zawodników czas wcale nie zostaje wydłużony. Tak właśnie było w Zielonej Górze, gdzie w trakcie pięciu minut lekarz zawodów musiał przebadać i ocenić stan zdrowia aż trzech poszkodowanych w wypadku.
Wystarczyłoby, aby w przypadku wypadków z udziałem trzech zawodników, wydłużyć ten czas to 10 minut, a lekarz spokojnie mógłby ocenić sytuację zdrowotną każdego żużlowa. Tak niewiele może czasem decydować o ludzkim życiu.
Zmiany są potrzebne, tym bardziej, że w prywatnych rozmowach przedstawiają je lekarze i ratownicy medyczni, którzy mają doświadczenie w obsługiwaniu meczów żużlowych.
Źródło: Przegląd Sportowy
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Adrian uszkodził sobie końcówkę obojczyka i jeszcze dziś przejdzie zabieg – informuje trener częstochowian, Marek Cieślak. Jednym z powodów kontuzji zawodnika jest z pewnością kiepski stan nawierzchni w Krakowie, na który narzekali pozostali uczestnicy turnieju. Z tego też powodu zawody "60 lat żużla w Nowej Hucie” nie zakończono wyścigiem finałowym.
– Taki uraz jest zupełnie niepotrzebny, zwłaszcza że jest to okres, w którym większość zawodników zakończyła już ściganie. Wiem, że Adrian miał kilka spraw na głowie i to też pewnie przeszkadzało w skupieniu się na starcie w zawodach towarzyskich. Na szczęście uraz nie jest poważny i za tydzień zawodnik nie będzie już pamiętał o tej kontuzji. Dostał jednak nauczkę, że nie ma sensu startować w takich turniejach bez skupienia się na nich – dodaje Cieślak.
Źródło: Przegląd Sportowy
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Sezon od początku nie układał się po myśli Vaculika, który złamał nogę już w kwietniu podczas swojego debiutu w Premiership. Pierwsze diagnozy były bardzo złe i to może tłumaczyć ówczesny brak informacji. Jak się okazuje pierwsze co Vaculik usłyszał od lekarzy, to krótka sentencja „koniec sezonu”. Na szczęście sprawy nabrały inny obrót. – Cieszę się, że mogłem dojechać ten sezon do końca, bo pierwsze diagnozy po kontuzji mówiły nawet o jego końcu. Mój poziom nie był taki, jakiego bym od siebie oczekiwał. Mimo to nie kryję radości. Bardzo się cieszę, że mogę się w pełni sprawny przygotowywać do przyszłego sezonu przez zimę. Wrócę mocniejszy – spuentował Słowak.
Wiele spekuluje się nad przyszłością tegorocznego uczestnika Grand Prix. Jak twierdzi sam zainteresowany – razem z włodarzami skupili się najpierw na meczach finałowych, a sprawy transferowe odłożyli na bok. Na rozmowy przyjdzie czas w przyszłym tygodniu i to wtedy Vaculik ponownie zawita do Gorzowa. – Obecnie jestem zawodnikiem Stali Gorzów. Wiadomo, że kończy mi się kontrakt. Gorzów ma pierwszeństwo w rozmowach. Razem z zarządem klubu chcieliśmy się skupić na finałach i te wszystkie kontraktowe rzeczy odłożyć na bok. W przyszłym tygodniu zjawię się w Gorzowie – zakończył.
Źródło: Przegląd Sportowy
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu

1
‹ wróć

Cash Broker Stal Gorzów uległa w Lesznie miejscowej Unii 40:50, tym samym zdobywając srebrny medal drużynowych mistrzostw Polski. Tuż po finale Martin Vaculik docenił klasę rywala,.W obliczu przeciwności losu z początku sezonu (kontuzja Vaculika, łatanie dziur Grzegorzem Walaskiem) to i tak świetny wynik. – Gratuluję leszczynianom. Pokazali w obliczu całego sezonu, że byli najmocniejsi. W finale też byli mega trudnym przeciwnikiem. Zasłużyli na zwycięstwo – wychwalał rywala Vaculik. – My się możemy cieszyć ze srebrnego medalu. Po tym wszystkim co przeszliśmy w trakcie sezonu srebro jest na wagę złota. To znakomity wynik. Rok temu był brąz, w tym roku srebro. Już wiemy co nas czeka w przyszłym sezonie – obiecał Słowak.
Rewanżowa potyczka finałowa nie szła po myśli Vaculika, który świetne występy przeplatał zerami. 7 punktów i bonus jednego z trzech liderów gości to zbyt mała zdobycz punktowa, aby myśleć o nawiązaniu skutecznej walki z Fogo Unią Leszno. – Nie jestem zadowolony z mojego występu. W obu meczach finałowych chciałem pojechać dużo lepiej. W Lesznie wynik był uzależniony od ustawień motocykla. Minimalnie źle dobrana korekta sprawiała, że mogłeś przyjechać ostatni. Nie jestem zadowolony szczególnie z dwóch przywiezionych zer – powiedział.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Menedżer drużyny Piotr Więckowski zdradza, że zarząd nie wywierał presji na zawodnikach. Mówi, że przecież mogli zostać ekspertami od meczów barażowych, bo w ubiegłym roku w taki właśnie sposób awansowali do pierwszej ligi.
- Była wiara, ale ważną rolę odegrał również duży spokój. Nie wytwarzaliśmy zbędnego ciśnienia i nie tworzyliśmy atmosfery, że coś musimy. Mieliśmy jeszcze ewentualnie możliwość zostania fachowcami od barażów, ale woleliśmy ten sezon skończyć wcześniej (śmiech) - mówi Więckowski w rozmowie z klubowymi mediami.
Jeszcze w 2016 roku Lublin nie istniał na ligowej mapie polskiego żużla. Teraz Motor jest w Ekstralidze. Więckowski zaznacza, że spory udział w tym osób, które współpracowały z KM Cross Lublin podczas organizacji zawodów motocrossowych i dzięki temu wszystkie imprezy żużlowe w stolicy Lubelszczyzny są na najwyższym poziomie.
- Skoncentrowaliśmy się na tym, żeby odbudować lubelski speedway od fundamentów, czyli szkolenia młodzieży i nauki naszych członków klubu, którzy wcześniej zajmowali się motocrossem. Te osoby miały dużą wiedzę na temat organizacji zawodów oraz prowadzenia klubu, natomiast musiały jeszcze zdobyć doświadczenie w sporcie żużlowym, gdzie jest nieco inna specyfika. Myślę jednak, że to zostało szybko opanowane i dzięki temu jesteśmy w PGE Ekstralidze - zakończył Piotr Więckowski.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Szymon Woźniak: Mój występ na pewno nie był taki jak sobie zaplanowałem, ale w finale z takim rywalem zdobycie każdego punktu jest nie lada wyzwaniem. Chciałem wesprzeć moją drużynę, ale zdobyłem cztery punkty. Wiadomo, że pozostaje niedosyt, ale tak jak powiedział kierownik - nie mieliśmy dzisiaj łatwego zadania, czego się oczywiście spodziewaliśmy. Przy takich kontuzjach, przy tylu przeciwnościach losu jakie nas w tym roku spotkały, to ten srebrny medal, udział w finale i możliwość zmierzenia się z takim zespołem jak Fogo Unia Leszno, to jest naprawdę zaszczyt. jestem naprawdę dumny, że mogłem być częścią drużyny w tym sezonie. Czerpałem wiele radości, więc dziękuję kolegom z zespołu, całemu sztabowi szkoleniowemu, kierownikowi, wszystkim kibicom, którzy nas wspierali, zarządowi, mojemu teamowi, rodzinie. To był naprawdę fajny i przyjemny sezon pomimo kontuzji, która mnie spotkała. Na pewno to srebro zapadnie w mojej pamięci na długo i myślę, że będziemy walczyli o więcej.
  Lubię
  Nie lubię
7 lat temu
Krzysztof Orzeł: Przed meczem zakładaliśmy, że nie chcemy tanio skóry sprzedać, ponieważ wiedzieliśmy jak dobrym zespołem jest Unia Leszno. Nie przez przypadek była drużyną, która zajęła w rundzie zasadniczej pierwsze miejsce i w półfinałach szybko rozprawiła się z Wrocławiem. Tutaj był naprawdę miał miejsce bardzo ciężki mecz, i u siebie, i na wyjeździe. Myślę, że kibice będą zadowoleni. Trzymaliśmy się dość mocno leszczyńskiej Unii, ale to jest drużyna z naprawdę wielkim potencjałem. Mają znakomitych juniorów, którzy mogą w każdym momencie zastąpić seniora. Przegrać z taką drużyną to nie jest płacz i wielka rozpacz. Naprawdę wielkie gratulacje dla zespołu Unii Leszno - zasłużony mistrz bez dwóch zdań i ja mogę się pocieszyć aż srebrnym medalem. Zrobiliśmy naprawdę kawał fantastycznej pracy przez ten rok czasu i mogę być dumny, że udało nam się mimo tych przeciwności losu, które nas na początku sezonu nękały, uzyskać tak korzystny wynik jakim jest wjazd do wielkiego finału.
  Lubię
  Nie lubię
© 2002-2024 Zuzelend.com