Nie był pan najlepszym zawodnikiem Wybrzeża w pierwszych sparingach, ale to o panu mówi się najgłośniej. Wydaje się, że waleczną postawą szybko zaskarbił pan sobie sympatię gdańskich kibiców.
Mam dużo do udowodnienia. Nikt mnie nie znał, więc nikt nie brał mnie na poważnie. Mam nadzieję, że teraz zapamiętają moje nazwisko. Każdy wyścig w Polsce to dla mnie zarówno sprawdzian jak i nauka. To też szansa aby udowodnić, że mam umiejętności, aby ścigać się w waszej lidze. Wyszło fajnie, bo mam wrażenie, że z każdym wyścigiem byłem coraz bliżej odnalezienia dobrych ustawień w motocyklu. Zależało mi na tym, aby od razu pokazać się z dobrej strony. Na torze musisz od razu pokazać, że nie odpuszczasz. Inaczej powiedzą, "o, przyjechał jakiś leszcz z Nowej Zelandii" i tak cię będą traktować.
Gdański tor panu przypasował? Nie był pan jakiś specjalnie szybki, ale wydaje się, że całkiem dobrze czytał pan odpowiedni tor jazdy.
Jest inny od tego co znam z Nowej Zelandii czy z Anglii, ale z każdym kolejnym wyścigiem wprowadzaliśmy korekty, po których czułem się szybszy. Musiałem się trochę napracować, ale myślę, że wyszło fajnie.
Jak pan w ogóle trafił do Wybrzeża i to aż na trzyletni kontrakt?
Mój menadżer Bartosz Maz szukał mi klubu w Polsce. Pokazał kilka ofert i powiedział, że jego zdaniem w Gdańsku będzie mi najlepiej. Posłuchałem go i jestem.
Nie był pan najlepszym zawodnikiem Wybrzeża w pierwszych sparingach, ale to o panu mówi się najgłośniej. Wydaje się, że waleczną postawą szybko zaskarbił pan sobie sympatię gdańskich kibiców.
Mam dużo do udowodnienia. Nikt mnie nie znał, więc nikt nie brał mnie na poważnie. Mam nadzieję, że teraz zapamiętają moje nazwisko. Każdy wyścig w Polsce to dla mnie zarówno sprawdzian jak i nauka. To też szansa aby udowodnić, że mam umiejętności, aby ścigać się w waszej lidze. Wyszło fajnie, bo mam wrażenie, że z każdym wyścigiem byłem coraz bliżej odnalezienia dobrych ustawień w motocyklu. Zależało mi na tym, aby od razu pokazać się z dobrej strony. Na torze musisz od razu pokazać, że nie odpuszczasz. Inaczej powiedzą, "o, przyjechał jakiś leszcz z Nowej Zelandii" i tak cię będą traktować.
Gdański tor panu przypasował? Nie był pan jakiś specjalnie szybki, ale wydaje się, że całkiem dobrze czytał pan odpowiedni tor jazdy.
Jest inny od tego co znam z Nowej Zelandii czy z Anglii, ale z każdym kolejnym wyścigiem wprowadzaliśmy korekty, po których czułem się szybszy. Musiałem się trochę napracować, ale myślę, że wyszło fajnie.
Jak pan w ogóle trafił do Wybrzeża i to aż na trzyletni kontrakt?
Mój menadżer Bartosz Maz szukał mi klubu w Polsce. Pokazał kilka ofert i powiedział, że jego zdaniem w Gdańsku będzie mi najlepiej. Posłuchałem go i jestem.
Jak w ogóle rozpoczął pan przygodę z żużlem?
To u mnie sprawa rodzinna. Mój dziadek Tony Wilson ścigał się na żużlu. Ojciec Darren i wujek Mike także. Ja jeżdżę od dwunastego roku życia, wcześniej próbowałem sił na motocrossie, zresztą do dziś praktykuję to w wolnym czasie.
Żużlowiec z Antypodów opuszcza dom, przemierza ocean i trafia do Europy, aby realizować żużlowy sen. To popularna historia, ale najczęściej wśród młodych zawodników. Pan ma 24 lata i o ile już znają pana w Anglii, w Polsce zaczyna pan dość późno. Dużo musiał pan poświęcić?
Wszystko. Finansowo i personalnie. Tysiące kilometrów, kupa pieniędzy i czasu. Większość roku spędzam w Anglii i nawet stąd do Polski podróżuję około 20 godzin. Na żużlu jeżdżę od dwunastu lat, w Anglii piąty sezon. To całe moje życie i nie mogę się cofnąć, nie mogę odpuścić. Polska to dla mnie kolejny krok do przodu.
To wyzwanie tym większe, że w Polsce trzeba naprawdę sporo inwestować w sprzęt.
Tak, a ja nie mam dużych sponsorów. Jeśli ktoś kto może mi pomóc, czyta ten wywiad, zachęcam. Większy budżet to lepsze i szybsze motocykle, a zaangażowania mi na pewno nie zabraknie. Jestem gotowy rywalizować z każdym, jeśli będę miał na czym.
Jak wygląda u pana cała logistyka?
Bazę mam w Coventry. W Anglii mieszkam z moją dziewczyną od marca do listopada i wracam do Nowej Zelandii. Tam w zimę masz tak naprawdę lato, więc mogę też się pościgać. Tak naprawdę ścigam się więc przez cały rok. Trzy lata z rzędu zdobyłem mistrzostwo kraju, ale wiadomo, poziom jest tam daleki od europejskiego. Mieliśmy w Nowej Zelandii wielkich mistrzów w historii żużla, ale teraz jest ciężko. Chciałbym przywrócić mój kraj na mapę w tym sporcie.
Czy korzysta pan z doświadczenia byłych mistrzów? Ma pan z nimi jakiś kontakt?
Często rozmawiam przez telefon z Tonym Briggsem, który zresztą jeździł kiedyś w Gdańsku. Natomiast Bruce Cribb, który w 1979 roku sięgnął po drużynowe mistrzostwo świata, wspiera mnie na co dzień. Jest moim mentorem, a czasem pomaga nawet przy sprzęcie, tak jak podczas sparingu z Motorem Lublin.