Wychowanek Fogo Unii Leszno otrzymał dziką kartę na warszawską rundę i chyba niewielu kwestionowało nominację tego zawodnika. Jest w końcu aktualnym mistrzem świata juniorów. Bartosz Smektała już w pierwszym swoim starcie w pokonanym polu pozostawił późniejszych finalistów turnieju: Fredrika Lindgrena i Nielsa Kristiana Iversena. Polak ponadto okazał się lepszy od zwycięzcy kwalifikacji – Mateja Zagara. Takim stanem rzeczy wprawił w euforię PGE Narodowy. Dodatkowy wpływ na to miało teoretycznie najsłabsze pole startowe, które młodemu zawodnikowi przypadło po niezbyt udanych kwalifikacjach. – Miałem trzecie, w teorii najgorsze pole startowe, a udało się wygrać – mówił po zawodach uradowany 20-latek. – Jestem zadowolony. W półfinale zabrakło doświadczenia, ale i tak uważam, że jest dobrze. Fajnie wszystko wyszło. Pokazałem się z dobrej strony, a z Grand Prix trzeba się obyć. Wyciągam wnioski i jadę dalej – podsumował swój występ polski młodzieżowiec.
W wielu przypadkach kibice mogą być świadkami ostrej walki o trzecie miejsce w biegach półfinałowych, choć nie daje ono gwarancji występu w starciu finałowym. Jako jednorazowy uczestnik cyklu, junior Fogo Unii ma nieco inne spojrzenie na takową rywalizację - To była w moim przypadku tylko jedna runda, więc nie miałem nic do stracenia. Czy przywiozłem w półfinale 0 czy 1 punkt, to dla mnie nic nie znaczyło. Taki stały uczestnik walczy choćby o ten jeden punkt, jeśli nie dostaje się do finału, bo ten punkt może zaważyć w końcówce cyklu.
Tak dobra postawa skłania do przemyśleń, czy Bartosz Smektała jest gotowy do ewentualnego stałego uczestnictwa w cyklu. Z takimi myślami zderza się również sam zainteresowany - Myślę, że byłbym w stanie startować w cyklu na stałe. Wszystko jest do ogarnięcia. Mam przy sobie dobrych ludzi, dobry team, który zawsze dopilnuje moich motocykli. Jeżdżę w dobrym klubie i to nie tylko w Polsce. Wszystko jest w zasięgu – zakończył temat pierwszej rundy indywidualny mistrz świata juniorów.