Odnoszę wrażenie, że rozmawiam z człowiekiem, który jest już trochę żużlem zmęczony...
Nie, ale po 40 latach człowiek ma już czasem dosyć.
Męczące jest to, co się do tej pory działo w tym sezonie?
Nie, jest bardzo ciekawie. Drużyna spisuje się całkiem dobrze. Nie mogę powiedzieć, że jestem niezadowolony. Na wyjazdach osiągamy bardzo przyzwoite wyniki. Jedyna porażka u siebie z ogólnym faworytem, czyli z Unią Leszno, to nie jest jakiś dyshonor. Wiadomo, że po niektórych spodziewałem się trochę więcej, ale niektórzy robią też więcej niż się spodziewałem. W sumie wychodzi na remis.
Czy plan minimum na pierwszą część rundy zasadniczej udało się zrealizować?
Na razie tak, chociaż nie ukrywam, że żal mi ciągle tego meczu w Gorzowie. Widać po ostatnich dwóch meczach, jak bardzo pomaga nam obecność „Griszy, jak on zmienił oblicze naszej drużyny. Szkoda, że nie mieliśmy takiego zawodnika od początku sezonu. Czerwiec będzie bardzo ważny, bo mamy trzy istotne mecze – spotkania z Wrocławiem i Zieloną Górą oraz wyjazd do Torunia. One mogą zadecydować o wszystkim, ale nie muszą. Będziemy się starali zrobić wszystko, żeby obronić Ekstraligę dla Lublina. Tak obiecałem kibicom, a w moim wieku, to głupio nie dotrzymywać słowa (śmiech).
W waszym przypadku sprawdza się powiedzenie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Do tej pory nie brakowało walki z waszej strony…
Po meczu w Zielonej Górze jeden z dziennikarzy powiedział mi, że kibice są zawiedzeni, bo przegraliśmy kolejne spotkanie. Odpowiedziałem: „Ale czego pan oczekiwał? Zwycięstwa w Zielonej Górze?”. Powiedziałem też, że czekamy na Grigorija Łagutę. A Falubaz ma takich trzech. Nie oczekujmy tego, że będziemy w tym roku walczyli o medale. Jeżeli ta drużyna obroni Ekstraligę dla naszego miasta, to będzie to naprawdę bardzo duże osiągnięcie. To jest tak, jak z meczem we Wrocławiu. Przed spotkaniem większość mówiła: „Przegracie 10 punktami, to będzie super wynik”. Przegraliśmy 4 punktami i jest fatalnie (śmiech).
Przegrane czy wygrane, ale na stadion przy Al. Zygmuntowskich i tak przychodzą tłumy.
Jestem w szoku. To, co pokazują lubelscy kibice w tym sezonie, to nie jest Ekstraliga, to jest mistrzostwo świata. My już jesteśmy złotymi medalistami, jeżeli chodzi o kibiców. Jeżdżę na żużel od 1975 roku. Takich kibiców, jak teraz są u nas, to nie było. To jest coś niebywałego i dla tych kibiców warto zrobić wszystko.
Jest pan zaskoczony tym, że Grigorij Łaguta z marszu stał się liderem zespołu?
Nie, bo jak ktoś umie dobrze jeździć, to siada i jedzie. Chyba, że ktoś zaniedba sprawy przygotowania kondycyjnego. Jednak już w zimie było widać, że „Grisza” jest przygotowany do sezonu. To nie jest zaskoczenie. Podobnie jak nie jestem zaskoczony postawą Mikkela Michelsena. Liczyłem, że to będzie bardzo dobry zawodnik. Pozytywnie zaskakuje za to Paweł Miesiąc. Wierzyłem w niego, bo od wielu lat z nim pracuję.
Zobaczymy jeszcze w barwach Speed Car Motoru Lublin Andreasa Jonssona?
Bardzo bym chciał, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Na razie musi wyzdrowieć, żeby być w pełni dyspozycyjny. Wtedy dopiero będzie mógł sprawdzić, jak wygląda jego jazda.
Co się dzieje z parą juniorską Wiktor Lampart-Wiktor Trofimow? Oczekiwania wobec niej były spore, ale najwidoczniej ten ciężar okazał się zbyt duży…
Mieliśmy mieć drugą parę juniorów w Ekstralidze. Na razie drudzy nie są, ale jest jeszcze kilka meczów, więc myślę, że wyciągną wnioski i będzie lepiej. Nie mówię, żeby byli lepsi od pary Bartosz Smektała-Dominik Kubera. Wierzę w to, że poza zwycięstwami w biegach młodzieżowych, ci chłopcy mogą też pokonywać zawodników innych drużyn.
Jest pan typem człowieka, który podejmuje decyzje pod wpływem emocji, czy stara się wszystko analizować?
Staram się wszystko przemyśleć, bo emocje są złym doradcą. Czasami na meczach koledzy mi mówią, że nie zależy mi na zwycięstwie. Zależy mi, ale wiem jedno – jak się zacznę denerwować, to mogę coś zepsuć.
Dążę do tego, że podjął pan już w tym sezonie kilka decyzji nazywanych przez kibiców „niezrozumiałymi” albo „kontrowersyjnymi”. Ludzie pytają, dlaczego Ziółkowski zrobił to, a nie to.
Mówiłem już o tym w jednym wywiadzie, ale zostało to źle odebrane. Powiedziałem, że własne brudy pierzemy we własnym domu. Ludzie to odebrali, że jakieś brudy są w Motorze. A mi chodziło o coś całkiem innego. Są pewne rzeczy w parkingu, o których nie informujemy opinii publicznej. Biorę to na siebie. Nie żałuję decyzji, które do tej pory podjąłem. A propos meczu z Wrocławiem, to wszyscy mieli pretensje, że w 14. biegu nie pojechał Michelsen. Gdyby mógł, to by pojechał – nie jestem na tyle durny, żeby zrezygnować z takiego zawodnika. Były powody, dla których nie pojechał.
Czego można się po was spodziewać w kolejnej części sezonu?
Że będziemy mieli więcej zwycięstw (śmiech). Mamy aż cztery mecze u siebie. Nie możemy sobie pozwolić na porażki na naszym torze. Chciałbym też, abyśmy urwali jakieś punkty na wyjeździe. Nie zwykłem poddawać meczu przed jego rozpoczęciem.