Czy ten awans był dla pana zaskoczeniem?
Oczywiście. Przecież przed rewanżowym finałowym meczem z PSŻ-tem Poznań mieliśmy stratę 28 punktów. Konia z rzędem temu, kto stawiałby wówczas na nasz triumf. A jednak odrobina nadziei się jeszcze tliła. Nasz krajowy lider, Kamil Brzozowski, powiedział, że skoro oni wygrali tyle z nami u siebie, dlaczego my nie mielibyśmy zdziałać tego samego? Potem, w przeddzień meczu, wyjeżdżając z klubu wieczorem, zobaczyłem trenera poznaniaków, Tomasza Bajerskiego, na naszym stadionie. To był drugi impuls, który powiedział mi, że chyba nasza wygrana nie jest aż taką fantazją, za jaką uważali ją wszyscy, bo skoro trener rywali przyjechał podejrzeć, jaki jest tor, to może nas się boi i coś w tym jest. Zmobilizowała mnie też wiadomość, że mimo tak bolesnej porażki, kibice nie zwracali biletów na rewanż, wykupionych w przedsprzedaży. To był znak, że oni jeszcze wierzyli. A ja miałbym być gorszy? O, nie...
Jak pan znalazł receptę na wygraną?
Po poznańskim laniu miałem ból głowy, myśląc nie jak odrobić straty, bo wówczas jeszcze, na świeżo, byłem przygnębiony i nie myślałem, że wygrana w dwumeczu jest realna, tylko jak zestawić pary Polonii, żeby kibice nie wyszli ze stadionu po kilku biegach, kiedy stanie się jasne, że na odrobienie strat liczyć nie będzie można. Pomyślałem już wówczas - idź, człowieku, na całość. Dlatego postawiłem na pierwszą parę najlepszych zawodników Brzozowski - Grajczonek, żeby wygrać 5:1 i dobrze otworzyć mecz. Potem co przerwę mobilizowałem zawodników, żeby jeszcze dociągnęli z dobrym wynikiem kilka kolejnych biegów, bo żal mi było kibiców. I tak jakoś wyszło, że wszystko zagrało jak trzeba i cały czas mieliśmy szanse na odrobienie strat. Po XI biegu, kiedy odrobiliśmy całe 28 punktów, zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że może wydarzyć się to, co dotąd uważałem za cud. Ale o wynik drżałem do końca. W ostatnim biegu, choć musieliśmy zdobyć jeszcze jeden, ostatni punkt, bałem się o niego do samego końca.
Byliście przygotowani na taką ewentualność?
Skądże! Po XIII wyścigu, kiedy już awans był na wyciągnięcie ręki, ktoś poleciał do najbliższej „Żabki”, bo była niedziela, i przyniósł stamtąd wszystkie szampany, jakie mieli, a było ich 9. I tak tradycji stała się zadość. To dla mnie była jedna z najwspanialszych chwil w życiu. Przypuszczam, że podobnie dla wielu bydgoszczan - kibiców.
Ochłonął pan, zatem okazja do głębszej refleksji. Jak to się stało, że zespół, który do samego końca nie był faworytem, wygrał rywalizację w II lidze?
Duże znaczenie miała atmosfera, klimat i zgranie w zespole. Moim zdaniem, musi być chemia na torze i poza torem. W sporcie działam ponad 40 lat i zdążyłem się przekonać, jak ważny jest to czynnik. Zaczęło się od obozu integracyjnego w lutym w Wieńcu-Zdroju, gdzie przekonywałem zawodników, że każdy z nich ma szanse pojechać swój sezon życia, pod warunkiem, że będziemy trzymać się razem i wzajemnie sobie pomagać. Zawodnicy w to uwierzyli, a że ja w ciągu sezonu nigdy nikogo nie zawiodłem i pieniądze dostawali na czas, inwestowali w siebie i sprzęt. To się złożyło na tak dobry wynik całej drużyny.
Czy w tym roku tor udało się uczynić dodatkowym sprzymierzeńcem Polonii?
Wcześniej był w Bydgoszczy beton, wszyscy o tym wiedzieli i przygotowywali się odpowiednio do startów. Wiedziałem, że coś z tym trzeba zrobić. Po poprzednim sezonie została luźna nawierzchnia. Dzięki radom Tomasza Golloba została zgarnięta i dosypana nowa glinka. Tor przez to był trochę inny niż poprzednio i stał się naszym atutem.
Przed Polonią nowa rzeczywistość - starty w I lidze. Jakie ma pan plany na 2020 rok?
Finalizujemy skład na przyszły sezon. Zostają trzy filary tegorocznego składu: Brzozowski, Grajczonek i Berge. Drużyna w stosunku do ubiegłorocznej zostanie znacząco wzmocniona, mogę powiedzieć, że kibice będą mile zaskoczeni nowymi zawodnikami - seniorami. Mam już z nimi dograne szczegóły kontraktu, jednak nie mogę jeszcze zdradzić ich nazwisk, będę to mógł uczynić ze względu na przepisy dopiero w listopadzie.
A co z juniorami?
Wzmocniona będzie też formacja juniorska. Ostatni sezon przekonał, jak ważną rolę pełni młodzież w drużynie, widać to było choćby w ekstraligowej rywalizacji o medale. Chcielibyśmy wprowadzić do drużyny własnych wychowanków, są na to spore szanse dzięki podpisaniu niedawno umowy o współpracy między szkółkami prowadzonymi przez ŻKS i BTŻ.
Jaki cel stawia pan przed drużyną na przyszły rok?
Po cichu myślę sobie, że chyba tym razem Kanclerz zwariował, bo marzy mu się awans do play-offu, a tam może się już wydarzyć wszystko, łącznie z awansem do ekstraligi. Zawodnicy, którzy zostają w klubie, i ci nowi wiedzą, że tak zbudowany zespół, jaki będziemy mieli, ma poważną szansę na miejsce w pierwszej czwórce. To dodatkowa dla nich zachęta, bo oznacza kilka meczów więcej, a zatem i okazji do zarobku.
Jaki będzie budżet klubu?
Około trzy i pół miliona złotych, może nieco więcej. W tym roku mieliśmy wpływy z biletów na poziomie 700 tysięcy zł, teraz możemy spodziewać się w okolicy miliona. Jednak, by tak było, zawodnicy muszą pokazać walkę na torze i zaangażowanie. Jest jeszcze sprawa sponsorów. Będę rozmawiał z tymi, którzy już są, i szukał następnych. Potrzebujemy też wsparcia kibiców. Bez nich nie bylibyśmy tu, gdzie teraz jesteśmy. Bez nich też nie zrobimy kolejnego kroku na drodze do powrotu Polonii do dawnej świetności.
Derby Pomorza wracają… Wprawdzie jeszcze nie w ekstralidze, pierwszy raz w drugiej klasie rozgrywkowej, ale zawsze. Po siedmioletniej przerwie znów Toruń będzie rywalizował z Bydgoszczą w lidze. Tego jeszcze pół roku temu nikt się nie spodziewał.
Współczuję zawodnikom i działaczom z Torunia spadku, ale taki właśnie jest sport. Derby Pomorza… to coś wspaniałego, fantastycznego. Pamiętam pełne stadiony żywo reagujących, rozemocjonowanych ludzi. Oglądałem wszystkie mecze derbowe od barażowych spotkań w 1973 roku zaczynając. Zdążyłem już za derbami zatęsknić. Tym bardziej, że czuję się także z Toruniem związany. Przez pięć lat uczęszczałem tam do szkoły, kibicowałem toruńskim drużynom - nie tylko żużlowym - i ten sentyment żyje we mnie do dziś.
Czy jest szansa, by kujawsko-pomorskie zespoły zdominowały rozgrywki I ligi w przyszłym roku?
Marzy mi się, by obydwa teamy awansowały już teraz do ekstraligi i następne derby odbyły się w najwyższej klasie. Jedni weszliby bezpośrednio, drudzy - po barażu. Ale to tylko takie moje ciche marzenie. Wiem, że dziś wielu uzna to za nierealne. Bardziej realne jest to, że do kolejnych derbów ekstraligowych dojdzie w 2021 roku, może w 2022, może jeszcze później, ale na pewno dojdzie. Jestem o tym przekonany.