Projekt tego regulaminu przedstawiony w zeszłym roku wprowadzał m.in. zakaz sponsorowania zawodników innej drużyny przez klubowych działaczy, zakaz łączenia pracy w klubie i organach zarządzających rozgrywkami, zakaz pracy w spółkach konkurencyjnych wobec PGE Ekstraligi. Czytając projekt nie dało się nie zauważyć, że na wprowadzanych zmianach najbardziej straci właśnie GKM. Właścicielem ich sponsora tytularnego jest bowiem Stanisław Bieńkowski, czyli jeden ze współwłaścicieli... Stelmet Falubazu Zielona Góra. Jak widać jednak, nie było to dla nikogo żadnym problemem.
Wydaje się praktycznie niemożliwe, by w polskim żużlu znalazł się ktoś, kto zakwestionuje podpisaną przed momentem umowę sponsorską GKM-u i jednocześnie powalczy o wprowadzenie w życie kodeksu etycznego. W polskim żużlu nie ma już jednego z pomysłodawców i autorów projektu Adama Golińskiego. Pozostali działacze nie wyrażają zaś specjalnych chęci do walki z całym środowiskiem. Na wprowadzeniu kodeksu etyki stracić bowiem mogą nie tylko kluby, działacze, ale także zawodnicy. Od lat jednym z głównych żużlowych sponsorów jest firma Nice, ale Adam Krużyński zasiada w Radzie Nadzorczej Apatora i teoretycznie reprezentowana przez niego firma musiałby wycofać się ze wszystkim umów z wyjątkiem tych zawartych z Apatorem i jego zawodnikami.
Sceptycy kodeksu etyki dostali w piątek kolejny argument, by sprzeciwiać się wprowadzeniu projektu. Widać bowiem wyraźnie, że w praktyce nie ma on szans na funkcjonowanie w bardzo wąskim żużlowym środowisku.