Gratuluję tytułu sportowca roku 2019 w Polsce. Czy ten sukces można jakoś porównać ze zdobyciem mistrzostwa świata? Pytam, bo w czasie odbierania statuetki dawał pan do zrozumienia, że czuł się, może nie tak samo, ale podobnie, jak podczas wyścigu, który decydował o złotym medalu.
Wszystko co robię od początku mojej przygody ze sportem ukierunkowane jest na sukces. Całe życie podporządkowałem pod sport, pod żużel. Na każdym etapie mojej kariery podnosiłem sobie poprzeczkę. Również, jeśli chodzi o tego typu plebiscyty. Generalnie jestem w ciągłym szoku, mam 24 lata, wszystkie medale mistrzostw świata i teraz ta wygrana w najbardziej prestiżowym plebiscycie sportowym w Polsce. Po ogłoszeniu nominacji chciałem być w pierwszej piątce, natomiast to, co wydarzyło się, to ciągle jakby jakiś sen. Stojąc tam wraz z Robertem Lewandowskim przed ogłoszeniem wyników, autentycznie powróciła do mnie myśl i emocje, jakbym ponownie wyjeżdżał do biegu półfinałowego w Toruniu. Naprawdę niesamowite emocje.
Ten tytuł powinien być tym cenniejszy, że został on przyznany przez kibiców. Skąd taka jedność wśród fanów speedwaya, bo z pewnością to oni w zdecydowanej większości oddali na pana głos? W trakcie ligowej rywalizacji nie ma takiej solidarności i w grupie kibiców, i w gronie zawodników, a teraz i największy rywal Stali Gorzów, a więc Falubaz Zielona Góra, zachęcał do wysyłania SMS-ów na pana.
Trudno porównywać mistrzostwo świata na żużlu z osiągnięciami innych mistrzów. Wydaje mi się, że jest to niemożliwe. Robert Lewandowski to osobowość znana na całym świecie, wzór sportowca. Paweł Fajdek, czterokrotny mistrz świata, a wśród nich ja, tak naprawdę jeszcze na początku mojej kariery, z dokonaniami daleko za nimi. Mimo wszystko ta jedność sportu żużlowego, kibiców, klubów, zawodników pokazała prawdziwą moc tej dyscypliny. Każdemu, kto oddał głos, kto wsparł mnie w tym głosowaniu, należą się wielkie słowa uznania i ogromne podziękowania, bo tego wieczoru wygrał żużel. Naszej dyscyplinie otworzyły się drzwi do lepszych czasów. Musimy to teraz dobrze wykorzystać.
Pozwolę sobie postawić tezę, że sympatycy „czarnego sportu” głosowali i na pana, i na mistrzowski tytuł, ale też na samą dyscyplinę. To nie jest tak, że kibice żużla trochę czują, że ich dyscyplina w naszym kraju jest niedoceniana? Skąd to może brać się?
Trudno porównać żużel choćby z piłką nożną. Żużel uprawiają nieliczni, to bardzo drogi sport, za to piłka jest bardziej popularna, bo może uprawiać ją każdy i w sumie każdy z nas kopał piłkę za młodu. W każdym razie, może jesteśmy niedoceniani, ale pokazaliśmy, że w kibicach żużla drzemie potencjał i nasze polskie wielkie marki mogą ten potencjał dobrze wykorzystać. Średnia kibiców na meczach żużlowych jest większa, oglądalność jest większa, pokazaliśmy, że ten produkt o nazwie żużel ma ogromne możliwości.
Druga lokata w plebiscycie, która przypadła Robertowi Lewandowskiemu, wielu nie przypadła do gustu. Najbardziej Wojciechowi Kowalczykowi, który kilka razy niepochlebnie wypowiadał się na pana temat i żużla. Podniósł panu ciśnienie?
Wydaje mi się, że to tylko i wyłącznie chodzi o nieznajomość dyscypliny. Gorąco zapraszam pana Wojciecha na nasz mecz do Gorzowa, na derby z Falubazem Zielona Góra. Obejrzenie z bliska najbardziej elektryzującego meczu w Polsce, tłumy kibiców na stadionie, prędkość, brak hamulców - może pokocha tę dyscyplinę tak, jak rzesze kibiców w całej Polsce.
Pomińmy samego Kowalczyka, ale takich przeciwników żużla jak on jest w naszym kraju wielu. Jedni mówią, że to niszowy sport, uprawiany przez stosunkowo niewielu, nie liczący się na świecie. Drudzy, że to w ogóle nie sport, bo jeżdżą same maszyny, a nie ludzie na nich. To wynika ze wspomnianego braku znajomości tego sportu?
Maszyna bez zawodnika nie pojedzie. Maszyna bez dopasowania jej do panujących warunków na torze będzie bezużyteczna. Składowych jest wiele: jak już wspomniałem dopasowanie, warunki atmosferyczne, refleks, odpowiednie zachowanie się na pierwszym łuku - naprawdę wiele zależy od zawodnika, od jego przygotowania fizycznego, od poprawnej analizy i odpowiednich wniosków. Za to odpowiada zawodnik wraz z teamem.
A gdy spotyka pan takiego fana sportu, który nie rozumienie tej dyscypliny, to jak pan kogoś takiego przekonuje do żużla?
Każdemu powtarzam, że to trzeba zobaczyć, być, posłuchać kibiców jak dopingują, poczuć. Derby, czy Grand Prix w Warszawie czy Wrocławiu, Toruniu to odpowiednie miejsca na to, aby zakochać się w tej dyscyplinie. Do tej pory mam ciarki, jak słyszę kibiców po półfinałowym biegu w Toruniu. Ta wrzawa, te emocje, to jest to.
Niedawno zaprezentował pan też swoje umiejętności piłkarskie w „Turbokozaku”. Liczy pan, że występy w takich czy innych programach, jak na przykład w TVP jako gość studia w trakcie konkursu skoków narciarskich, mogą też znacząco wpłynąć na rozpoznawalność pana osoby i żużla?
Mam nadzieję, że tak się stanie. Mam nadzieję, że przełoży się to na frekwencję na stadionach, która się jeszcze polepszy, na oglądalność, na zainteresowanie sponsorów i tym samym na rozwój dyscypliny.
Za rozpoznawalnością idą też pieniądze. Tym, jak je zarobić, zajmuje się menedżer, brat Paweł. Pan wiele razy powtarzał, że to zostawia jemu, ale musiały do pana docierać głosy, mówiące o tym, że czas po mistrzostwie świata to okres, który Bartosz Zmarzlik musi wykorzystać. I dla siebie, i dla dyscypliny. Udaje się to? Prezes Stali Marek Grzyb mówił o zainteresowaniu pana osobą firmy Orlen.
To wszystko nie jest takie proste. Widzę i słyszę przecież, ile pracy wykonuje Paweł i reszta teamu. Żużel to bardzo droga dyscyplina sportu i na pewno duży partner mógłby pomóc w realizacji kolejnych sportowych marzeń.
A czego potrzebuje żużel, by był sportem, może nie numer jeden w Polsce, bo u nas w kraju jeszcze może to nie być możliwe, ale numerem dwa, wyprzedzając między innymi wspomniane skoki narciarskie. Czy może już tak jest?
Wydaje mi się, że dostępu do publicznej telewizji. Ale, żeby była jasność, nie mam nic do ekipy Canal+ i nSport, bo ich profesjonalizm i zaangażowanie jest na najwyższym poziomie. Ostatnio przeczytałem, że jest jakaś szansa, aby polskie rundy Grand Prix były pokazane w publicznej telewizji. To mógłby być pierwszy krok, by ta dyscyplina była jeszcze bardziej rozpoznawalna.
Zmarzlikomania niczym niegdyś Małyszomania, nawiązując do skoków, jest możliwa? I wskazana?
Jest możliwa i wskazana dla dobra naszej dyscypliny. Ale za tym muszą iść sukcesy. Tych sukcesów jest teraz tak wiele w wielu dyscyplinach, że kibice mają co wybierać, stąd jest oczywiście trudniej.
Za co Polacy mogą pokochać Zmarzlika na torze?
Za nieustępliwość i profesjonalizm? Zawsze po biegu, zjeżdżając do parkingu, chcę mieć świadomość, że zrobiłem wszystko i dałem z siebie 100 procent, aby wygrać. Nie chcę, aby mnie ktoś źle odebrał, ale wszystko podporządkowałem tej dyscyplinie i karierze, więc bez tego nie ma miejsca na sukcesy.
Za co poza torem?
Trudne pytanie. Można powiedzieć, że za to samo, co na torze. W momencie, kiedy podporządkowujesz swoje życie karierze sportowej, te dwa obszary mocno przenikają się i tak naprawdę to, co na torze, jest też poza nim.
A to zamieszanie z domniemaną wpadką dopingową innego znanego żużlowca Maksyma Drabika, o czym donosi „Przegląd Sportowy”, nie wpłynie na wizerunek żużla? Wizerunek, który jest tak bardzo dobrze budowany teraz przez Bartosza Zmarzlika.
Ja nie znam szczegółów, więc przepraszam, ale nie chcę się na ten temat wypowiadać. Mam nadzieję, że to wszystko szczęśliwie się zakończy, dobrze dla dyscypliny i Maksyma, bo to przecież naprawdę zdolny żużlowiec.