Krzysztof Nowacki (Kurier Lubelski): W weekend mieliście rozpocząć sezon ligowy, a zamiast tego wszyscy siedzimy w domach.
Paweł Miesiąc (Speed Car Motor Lublin): Każdy pogodził się z sytuacją, że w kwietniu na pewno nie wystartujemy. Czas pokaże, co będzie dalej. Ja pozostaję w domu i staram się jak najwięcej trenować, żeby podtrzymać formę, którą wypracowaliśmy w okresie przygotowawczym. Oczywiście tęsknię za speedway’em i wyczekuję dnia, kiedy będę mógł wyjechać na tor. Natomiast obserwuję sytuację i jak każdego, niepokoi mnie to, co się dzieje.
Pewnie nudzi się już siedzenie w domu?
Na pewno. Pozostaje oglądanie telewizji i śledzenie wydarzeń na świecie. Staram się ten czas wykorzystywać najlepiej jak można i nie myślę za dużo o wirusie. Próbuję zagospodarować sobie wolny czas. Robię rzeczy, których nie robiłem wcześniej, a teraz mam taką możliwość.
Władze ligi wysłały do żużlowców list, informując o sytuacji finansowej klubów i konieczności zmniejszenia kontraktów. Zgadza się pan z takim stanowiskiem?
Przede wszystkim musimy dać sobie czas. Rozmowy będą możliwe, gdy będziemy pewni, że epidemia zbliża się ku końcowi i zaczniemy myśleć o jeździe. Dzisiaj możemy tylko spekulować, czy liga wróci za miesiąc, za dwa? Tak naprawdę tego nie wiemy. Pozostaje podtrzymywać formę i czekać za zakończenie tej sytuacji. Wtedy podejmiemy konkretne decyzje, a spekulować nie ma sensu. Bądźmy dobrej myśli, a na razie pozostańmy w domach i walczmy z wirusem.
Nie tylko żużlowcy nie zarabiają, ale też osoby należące do waszych teamów?
Każdemu jest ciężko i wszyscy musimy sobie jakoś radzić. W trakcie sezonu pomagają nam mechanicy, menedżerowie, psycholodzy. Zawodnicy współpracują z wieloma osobami i należy znaleźć takie rozwiązanie, żeby dla każdego było dobre. Każdy z nas musiał przygotować się do sezonu, ma gotowy sprzęt, a to wiązało się z bardzo dużymi wydatkami. Dlatego nie wyobrażam sobie, żebyśmy w tym sezonie nie jeździli. Mam nadzieję, że szybko wrócimy do ścigania. Gdy to się skończy i wyjdziemy w końcu na zewnątrz, to podejmiemy jakieś decyzje. Dzisiaj jest na to za wcześnie.
Prezesi klubów są zgodni, że najważniejsze, to wystartować. Nawet jeśli uda się odjechać tylko skrócony sezon.
Na pewno kibicom i zawodnikom brakowałoby emocji, walki, rywalizacji. Jeździmy i walczymy o coś, a gdy o wszystkim rozstrzyga tylko kilka spotkań, to inaczej się to odbiera. Mam nadzieję, że uda się odjechać w całości przynajmniej rundę zasadniczą. A jeśli wystarczy czasu, to również rundę play-off. Ale możemy mówić sobie, że chcemy i przyjmować kilka różnych wariantów, a i tak dzisiaj nic nie wiemy i niczego nie możemy być pewni.
Przebywanie w domu nie wpływa negatywnie na motywację?
Na pewno w jakiś sposób ta sytuacja na nas wpływa. Ale myślę, że jak dostaniemy znak, że jest możliwość rozpocząć pierwsze treningi, a ja w tym roku jeszcze ani razu nie wyjechałem na tor, to poczujemy jeszcze większą radość i chęć jeżdżenia, niż normalnie. Może więc te problemy podziałają właśnie pozytywnie i jeszcze bardziej będziemy chcieli robić to, co kochamy.
Jeżeli pandemia się skończy, to ile potrzebujecie czasu, żeby przygotować się do pierwszego meczu?
Dwa tygodnie, to wystarczający czas, żeby sprawdzić motocykle i przygotować się do jazdy na wysokim poziomie. Można odjechać dwa treningu i być gotowym do jazdy, ale trzeba jeszcze przetestować sprzęt. Zwłaszcza, że weszły pewne nowinki, które też trzeba sprawdzić.
Zatem pozostajemy w domach i z optymizmem czekamy na rozpoczęcie sezonu?
Dokładnie. Przy okazji chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców oraz sponsorów, którzy w tym okresie też przeżywają trudny czas.