Ponowną obecność Michała Finfy w krośnieńskim żużlu można nazwać powrotem do korzeni?
Tak, to sentymentalny powrót. Ostatnio sporo osobiście przyglądałem się torowi jak i całemu obiektowi obok którego właściwie się wychowałem. W dzieciństwie mieszkałem nieopodal stadionu, więc jest to wspominać. Cieszę się, że żużel w Krośnie przeżywa teraz rozkwit i jest na lepszym poziomie niż w przeszłości. Mamy do wykonania ambitne zadanie i fajnie, że będę współuczestniczył w tym projekcie.
Jak ten projekt się rozwija?
Kiedy powstawał projekt Wilki Krosno nie sądziłem, że będzie tak szybko się rozwijał. Rozwój tej dyscypliny i zainteresowanie żużlem w Krośnie to proces niezwykle dynamiczny. W planach prezesa Grzegorza Leśniaka i jego ekipy awans do 1. ligi był oczywiście przewidziany, ale realizacja tego planu w drugim roku działalności klubu jest dużym wydarzeniem. Dziś mamy 1. ligę i zupełnie nowe wyzwanie, bo przeskok sportowy między tymi klasami rozgrywek jest naprawdę spory. Teraz trzeba małymi krokami iść do przodu i na początek zapewnić sobie spokojne utrzymanie na zapleczu elity. Przy odrobinie szczęścia powalczymy o coś więcej, a to będzie już pierwszy krok w kierunku dalszego rozwoju żużla w naszym mieście.
Dotąd patrzył Pan na Wilki z częstochowskiej perspektywy. Jaki to był obraz?
Krośnieński żużel w ostatniej dekadzie miał pozytywny wydźwięk w tym sensie, że zawsze było uczciwie i rzetelnie. Od dwóch lat, kiedy działają Wilki, przyszedł do tego wynik sportowy, świetny marketing, duże zainteresowanie sponsorów i kibiców wypełniających stadion po brzegi. Klub ma opinię profesjonalnego i dobrze zarządzanego, co w kraju jest zauważane i bardzo dobrze odbierane. To bardzo ważne w kontekście rozmów z zawodnikami wybierającymi swą drogę rozwoju. Przez dwa ostatnie lata nie usłyszałem złego słowa o Wilkach, a tylko same pozytywne głosy.
Po ilu latach wraca Pan do krośnieńskiego żużla?
Takie moje pierwsze przetarcie tutaj to 2009 rok, następnie 2010 i 2011. Po niemal dekadzie wracam do Krosna i w tym czasie żużel bardzo się zmienił. Wtedy całkiem fajnie jeździł na przykład taki Kenneth Hansen, a dziś w rozmawiamy o zupełnie innych zawodnikach. Sam jestem ciekaw kto będzie nowym liderem Wilków i ulubieńcem krośnieńskiej publiczności. Skład został przecież poważnie zmieniony.
Pomagał pan w budowie tego zestawienia. Na co stać Ljunga i spółkę?
Skład oparty jest na zawodnikach doświadczonych, mających za sobą jazdę w ekstralidze i bardzo dobrą dyspozycję w I lidze. Myślę, że śmiało możemy pokusić się o miejsce w połowie stawki. O play- offach zawsze się marzy, ale tu nie ma ciśnienia. Ważne, by omijały nas kontuzje i przypadki losowe.
Co przeniesie pan z ekstraligowej Częstochowy do pierwszoligowego Krosna? Czego nauczył się pan choćby od legendarnego trenera Marka Cieślaka?
Na pewno chłodnego podejścia do samego meczu i wyeliminowania emocji. Spokojnego zachowania i chłodnej analizy w czasie meczu. Przez trzy lata wspólnej pracy Marek zawsze imponował mi takim spokojem i tym jak wprowadzał go do drużyny. Obserwowałem jak ważne jest zapewnić zawodnikom jak najlepsze warunki do tego, by mogli pokazać swoje umiejętności na danym torze. A jeśli będzie nerwowo w parku maszyn i zawodnicy to zobaczą, pojawi się dyskomfort. Wtedy o dobry wynik jest bardzo ciężko. Myślę, że to niezwykle ważne i taka umiejętność bardzo potrzebna w parku maszyn.
Pracując we Włókniarzu można na co dzień podglądać pracę ludzi, którzy zarządzają ekstraligowym klubem…
Zgadza się. Dziękuję prezesowi Michałowi Świącikowi za współpracę i za szansę jaką otrzymałem pięć lat temu będąc człowiekiem z zewnątrz. Od 2016 roku, kiedy Częstochowa wracała na żużlową mapę, uczestniczyłem w nieustannym rozwoju klubu. Dziękuję wszystkim częstochowskim działaczom za zaufanie. To są owoce, których nie zbiera się na co dzień. Zebrałem w Częstochowie duże doświadczenie i teraz będę chciał je wykorzystać. Stwierdziłem, że czas na nowe wyzwania. Poczułem nowy impuls, jakim stała się dla mnie praca w Cellfast Wilkach Krosno.
Drugą osobą w nowym sztabie Wilków jest Ireneusz Kwieciński, z którym ma pan dobre relacje.
Z Ireneuszem znamy się dobrze. Współpracowałem z nim jeszcze 10. lat temu za czasów poprzedniego klubu. Przez te lata spotkałem na swojej drodze kilku trenerów, a Irek zawsze wyróżniał się ogromnym zaangażowaniem. Od początku przedstawiałem prezesowi swoją opinię na temat Irka i cieszę się, że razem będziemy kierować drużyną. Zawsze współpracowało nam się bardzo dobrze. On jest z pokolenia tych młodych trenerów, którzy z powodzeniem jeździli na motocyklu żużlowym. Opanował kwestie szkolenia młodzieży więc wydaje się człowiekiem na właściwym miejscu. Dziś Ireneusz ma zupełnie inne warunki do działania niż w przeszłości. Kiedy pracował w KSM Krosno nie miał pewnych możliwości, zresztą – poza jednym sezonem – to była ciągle 2. liga. Dziś dzięki naszym sponsorom i wsparciu miasta są dużo większe możliwości niż kiedyś.
Tato, który w przeszłości działał w krośnieńskim żużlu, trzyma za pana kciuki?
Pewnie, że tak. Zwróciłem uwagę, że chodzi na wszystkie mecze i ma swoje ulubione miejsce na stadionie. Zapewne jest dumny z tego, co się dzieje w Krośnie. Cały czas wspiera żużel i mocno kibicuje.
Co nowego menedżera Wilków usatysfakcjonuje na koniec sezonu 2021?
Spokojne utrzymanie się w lidze, stabilizacja zespołu w środkowej części tabeli, zbudowanie silnej marki w 1. lidze. O finansową płynność klubu jestem spokojny. Fajnie byłoby gdyby Cellfast Wilki za rok w czasie okresu transferowego mogły wybierać w zawodnikach, którzy sami będą się zgłaszać znając profesjonalne działanie klubu. A to już będzie otwarta droga do kolejnych etapów rozwoju żużla w Krośnie.