Na papierze nasz zespół jest faworytem do awansu?
Jesteśmy mocną drużyną, zmontowaliśmy dobry skład, ale inni też się zbroją. Dopiero po zakończeniu okienka transferowego poznamy siłę poszczególnych ekip. Bydgoszcz najmocniej stara się dotrzymać nam kroku. Awans trzeba jednak wywalczyć na torze, rywale łatwo nie odpuszczą.
Max Fricke będzie liderem, w składzie pozostał Piotr Protasiewicz, Krzysztof Buczkowski zapowiada, że chce być wiodącym zawodnikiem. Do tego dochodzi drugi z Australijczyków Rohan Tungate. Rywale mają się czego bać!
Max jest uczestnikiem cyklu Grand Prix i już sam fakt nobilituje go do bycia liderem zespołu. Piotr, Rohan i Krzysiu Buczkowski też nie będą mu ustępować. Każdego z nich stać na to, aby zostać liderem. I w tym upatruję naszą szansę na sukces. Do dyspozycji mamy też Jana Kvecha, Damiana Pawliczaka, Mateusza Tondera na pozycji U24. Doszedł do nas junior Dawid Rempała, który zrobił niezły postęp w tym sezonie. Ragus i Tufft z kolei nabrali ekstraligowego doświadczenia, co z pewnością zaprocentuje na torze. Zespół sobie poradzi!
Za rok będziemy drużyną ekstraligową?
Cel jest jeden – awans! W 2019 r. z Rybnikiem też udała mi się ta sztuka. Chciałbym, powtórzyć wyczyn z Falubazem. Z drugiej strony z ligi spadałem też trzy razy, ale zawsze wracałem. Zielona Góra zasługuje na Ekstraligę i my ją wywalczymy.
Mamy skład na dwa lata?
Zespół ma być przygotowany na jazdę w Ekstralidze w 2023, dlatego zaproponowaliśmy zawodnikom dwuletnie kontrakty. Po awansie być może zajdą tylko kosmetyczne zmiany, a może wcale nie będą potrzebne.
Mówi się, że jedną z przyczyn porażek jest brak umiejętności przygotowania własnego toru.
Każdy jest mocny do krytykowania, a nie do pracy. Poza tym, z uwagi na pandemię, przez ostatnie dwa lata kibice na treningach nie bywali, dlatego nie mieli okazji zobaczyć, w jaki sposób pracujemy nad torem. W zeszłym roku nasz owal był szykowany tak, aby pasował większości zawodników. Pogoda nam zresztą sprzyjała, dlatego nawierzchnia toru była identyczna na treningach i podczas spotkań ligowych. W minionym sezonie pogoda nie okazała się naszym sprzymierzeńcem. Staraliśmy się jednak z naszym sztabem szkoleniowym, aby łatwiej nam się ścigało z rywalami. Kibice też mieli troszkę radochy. W meczu z Częstochową było dużo mijanek, znawcy określili go jednym z najlepszych w tym roku w Ekstralidze. Nasz toromistrz Tomek Potoniec wykonuje robotę perfekcyjnie. Należą mu się duże podziękowania. Pamiętajmy o roli komisarzy torów, którzy mają wpływ na przygotowanie nawierzchni. Moja dewiza jest prosta - tor ma być jednakowy cały sezon albo przyczepny albo twardy.
Wiem, że trzeba się koncentrować na przyszłości, ale dlaczego Falubaz spadł?
W decydujących momentach zabrakło nam szczęścia. Tak naprawdę dwa wyścigi zadecydowały o naszych losach. W meczu z Częstochową, w 15 gonitwie Dudek i Protasiewicz wyszli na 5:1. Błąd na pierwszym łuku sprawił, że przegraliśmy 1:5 i minimalnie całe spotkanie. Z Lesznem było podobnie. W ostatnim wyścigu wystarczyło przywieźć remis, przegraliśmy 2:4 i duże punkty meczowe znowu uciekły. Warto przypomnieć sobie mecz Torunia w Grudziądzu, naszych bezpośrednich rywali w walce o pozostanie w lidze. Na początku upadek mieli Pedersen i Holder. Za Pedersena wskoczył Krakowiak, który zanotował mecz życia i nasi rywale z Grudziądza zremisowali ważne dla nas spotkanie. Na spadek miały zatem wpływ niuanse, ale prawda jest i taka, że sami sobie zawiniliśmy. Nasi zawodnicy nie popisywali się równą formą. Nie pamiętam meczu, w którym wszyscy liderzy odpalili w jednym momencie. Na początku sezonu Matej Zagar miał upadek w Toruniu i jeździł z kontuzją. Max Fricke po dobrym początku startował w kratkę. Piotrek Protasiewicz w środku sezonu po kolizji z Adrianem Gałą obniżył loty. O naszych młodzieżowcach mówiono, że są najsłabsi w lidze, ale zrobili kilka niespodzianek. Ragus wygrał wyścig w Toruniu, z Gorzowem chłopaki zwycieżyli 5:1. Nila Tuftta zahamowało parę upadków. Drużyna miała spory potencjał.
Niektórzy mówią, że spadliśmy, bo magia Falubazu minęła, a w klubie jest bardzo zła atmosfera?
Hejt mnie nie interesuje. Atmosfera w drużynie była znakomita, zawodnicy sobie pomagali. Dla przykładu Piotr pożyczył do Grudziądza swoje silniki Zagarowi, a Matej dobrze zajmował się młodzieżą. Zarząd klubu dał nam kredyt zaufania, mogliśmy spokojnie pracować. Prezes nie wywierał na nas presji. Wszystko było poukładane, zabrakło „tylko” wyniku.
Jak się panu podobają proponowane zmiany w regulaminie, np. poszerzenie Ekstraligi, zagraniczny junior w składzie.
Poszerzenie Ekstraligi to dobry pomysł, bo w pierwszej lidze jest kilka ciekawych zespołów. Na pewno trzeba poprawić sytuację beniaminka, bo kiedy zabiera się za urządzanie składu, to praktycznie nie ma już wartościowych żużlowców na rynku. Wspomina się o powrocie KSM (Kalkulowana Średnia Meczowa- red.), aby zapobiec tworzeniu dream teamu. Obcokrajowiec w roli juniora, to z kolei pójście na rękę klubom nie szkolących młodzieży. My stawiamy na dobrą szkółkę żużlową.