Rohan Tungate to zawodnik, który od kilku sezonów się z Panem przyjaźni i współpracuje. Dlaczego wziął pod swoje skrzydła właśnie Australijczyka?
Marcin Gortat: Nasza znajomość zaczęła się kilka lat temu, kiedy byłem na meczu Orła Łódź. Podziwiałem go na tym spotkaniu, bo kompletnie dominował. Pogratulowałem mu wyniku, później zaczęliśmy rozmawiać poprzez social media i to doprowadziło do naszego następnego spotkania. Poszliśmy na kolację. Coraz mocniej mu kibicowałem i z każdym kolejnym meczem obserwowałem, jak ambitnie jeździ, zdobywa punkty i popularność. Z czasem nawiązała się między nami przyjaźń, zaufanie, a ja coraz więcej uczyłem się na temat tego sportu.
Na czym teraz polega Wasza współpraca?
Pomagam mu bardziej w kwestiach poza sportowych, tak trochę z tylnego siedzenia. Rohan miał, na przykład taką sytuację, że rozliczał się w Anglii ze względu na współpracę z jedną z tamtejszych firm, ale po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej wszystko mu się pozmieniało, pokomplikowało pod tym względem i pomogłem mu te kwestie na nowo poukładać. W trakcie sezonu staram się wspierać go organizacyjnie, np. zorganizować auto do jazdy, załatwić wizytę u specjalisty, kiedy potrzebne jest np. prześwietlenie barku, wtedy jestem do dyspozycji Rohana. Nie jestem jednak jego menedżerem. Rohan ma w swoim teamie profesjonalnego agenta i jestem przekonany, że wspólnie opracują plan, który doskonale przygotuje go do sezonu.
Kontrakt z Stelmet Falubazem Zielona Góra będzie dla Rohana ważnym etapem w żużlowej karierze? Jak postrzegacie nasz klub?
To bardzo ważny moment w jego karierze, ponieważ Falubaz zamierza walczyć o powrót do PGE Ekstraligi, a to cel, który jest bardzo bliski Rohanowi. Tutaj będzie jeździł ze swoim przyjacielem Maxem Fricke. Cieszę się, że trafił do klubu, w którym jest stabilnie nie tylko pod względem finansowym, ale też organizacyjnym. Ten zespół ma mocne fundamenty, by jak najszybciej wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. To klub legendarny, zasłużony, siedmiokrotny mistrz Polski. Żałuję, że Rohan rok wcześniej tu nie trafił, bo wybrał Tarnów. Po tym sezonie stwierdziłem, że musi zrobić wszystko, co w jego mocy, by reprezentować Falubaz i się udało. Poznałem już wstępnie pracowników klubu. Jestem bardzo zadowolony ze znajomości z prezesem. Wojtek Domagała to porządny człowiek z charakterem. Cieszę się, że będziemy współpracować.
Od kilku tygodni media spekulowały o tym, że Rohan trafi właśnie do Falubazu. Pana reakcje w mediach społecznościowych pokazywały, że to dobry ruch Australijczyka.
Jazda dla takiego klubu to wyzwanie i wielkie osiągnięcie jednocześnie. Macie świetnych kibiców, co dostrzegłem, gdy byłem na meczu. Okrzyki, śpiewy, fantastyczna oprawa, szaleństwo na trybunach, to było imponujące, mocne jak piłkarskie widowisko. Jesteśmy tym klimatem obaj zachwyceni, dlatego w trakcie sezonu planujemy z Rohanem sporo niespodzianek dla fanów Falubazu.
Co takiego chcecie zorganizować dla kibiców?
Gdybym teraz to powiedział, Rohan by mnie zabił. Bo to niespodzianka i nie on to przekazał do wiadomości publicznej. Jestem pewien, że Rohan szybko się odnajdzie wśród waszych kibiców, bo jest bardzo otwarty, pozytywnie nastawiony do świata, a przede wszystkim, że stanie się lubiany i popularny w Zielonej Górze dzięki swoim wynikom. Będzie szybko jeździł, zdobywał regularnie punkty i wgrywał, dlatego swoimi pomysłami, różnymi ciekawymi akcjami dla fanów chciałby się im zrewanżować za obecność i doping na trybunach.
W sezonie 2020 miałeś okazję odwiedzić zielonogórski stadion podczas meczu, w którym Rohan Tungate pobił rekord toru. Czy w przyszłym roku będziesz częstym gościem przy W69?
Widziałem, jak pobił rekord toru, ale nie dowierzałem w słowa spikera, że to się udało po tylu latach! Cieszę, że Rohan tu trafił i z każdym wyścigiem może potwierdzić swoje umiejętności. Lubi ten tor, czuje się na nim komfortowo, odpowiada mu drużyna i cała organizacja, dlatego ten transfer to właściwa decyzja. Zamierzam się pojawiać na meczach w Zielonej Górze, kiedy tylko będę mógł. I liczę, że Rohan stanie się szybko jednym z liderów zespołu, a wierzcie mi, naprawdę można na nim polegać.
Chcę też zapytać o fenomen żużla w Polsce. Z czego wynika fakt, że stadiony zapełniają się niemal w 100%?
Szybkość, dynamika na pewno przyciągają. Jest też taka prawidłowość, że jeżeli mamy do czynienia ze sporem, w którym dochodzi do narażenia zdrowia i życia, to jeszcze bardziej nakręca ludzi. Ryzyko, niebezpieczne wyścigi, jazda po bandzie wywołuje euforię, taki wyrzut emocji i adrenaliny. Kiedy ludzie widzą, jak chłopaki wchodzą w łuk, osiągają mega prędkość, gdy czasami dochodzi do uderzeń, otarć, a nawet upadków, to robi na ludziach wrażenie. Dzięki temu ta dyscyplina staje się jeszcze bardziej interesująca. W żużlu o sukcesie decydują niuanse, dobór ciśnienia w oponach, przełożenia i w ciągu kilku sekund wynik może się zmienić. To jednak bardzo drogi sport, nie tak jak w koszykówce, gdzie kupi się buty, piłkę, koszulkę i można grać. Tutaj trzeba zainwestować mnóstwo środków, czasu, energii i umiejętnie radzić sobie z presją.
Jako przyjaciel nie boi się Pan o Rohana w czasie meczów?
Boję się o jego zdrowie, ale jeszcze bardziej o jego decyzje. Kiedy miał upadek w Tarnowie, mimo niedyspozycji chciał jak najszybciej wrócić do jazdy, by pomóc zespołowi, ale nie było to do końca przemyślane. On ma serce do walki i czasem to przekłada nad rozsądek i dbałość o zdrowie. Ale wielu żużlowców mi mówi: Marcin, albo ryzykujesz, że będzie bomba, ale wygrywasz, albo to nie ma sensu. Taka jest prawda.
Miał Pan okazję jechać nawet na motocyklu żużlowym. Jakie to były emocje?
Fantastycznie to wspominam. Cały czas naciskam na Rohana, żebym mógł jeszcze trochę pojeździć. Jednak, jak tylko się zbliżam do jego motocykla, powtarza: błagam cię, tylko nie wariuj! Próbowałem wchodzić w łuk, ale potrzebuję jeszcze trochę treningu.
Rozumiem, że możemy liczyć na rezerwę taktyczną w Pana wykonaniu?
Jeśli tylko dostanę kevlar, w który się zmieszczę, mogę spróbować. Ale wiem, jakich macie zawodników i motywację, więc raczej nie będzie takiej potrzeby.
Czy można porównać żużel do koszykówki? Są jakieś wspólne cechy w tych dyscyplinach?
W każdym sporcie ważna jest koncentracja na sukcesie, serce do walki, zaangażowanie i ambicja, która nie pozwala nam odpuścić do końca. To na pewno łączy reprezentantów wszystkich dyscyplin na świecie. Ale już naszych kontuzji nie da się porównać. My możemy kostkę skręcić, zerwać ścięgno w kolanie, powybijać palce, podrapać sobie skórę, gdy walczymy o piłkę i w wyniku kontuzji po prostu pauzujemy przez jakiś czas. Żużlowiec ryzykuje o wiele więcej. Po upadkach ludzie wręcz modlą się, by ich ulubiony zawodnik wstał. Może jeszcze łączą nas treningi na siłowni, ale one i tak się koncentrują na innych partiach mięśni, żużlowcy przecież nie mogą być wielcy, bo obciążają motory.