– Cieszę się, że tu jestem i możemy porozmawiać, bo nie było dobrze – tak rozpoczął rozmowę Mirosław Jabłoński. Były żużlowiec był gościem programu nSport+ „Trzeci Wiraż”, w którym opowiedział o wypadku syna.
– Z Mateuszem jest przede wszystkim bardzo dobrze i dlatego mogę otwarcie rozmawiać o tym, co z nim. Trzeba to otwarcie powiedzieć – on od ucha do ucha miał „złamaną głowę”. Jak to pani doktor powiedziała, miał kaszankę. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jeszcze potrzebuje trochę czasu, by nikt nie widział, że coś mu było – powiedział Mirosław Jabłoński.
– Gra w hokeja na lodzie, jeździ na rowerze, chodzi na siłownię. Funkcjonuje jak normalny nastolatek. Po takich upadkach, ludzie często nie dochodzą do pełni sprawności, a Mateusz robi rzeczy, których nie robił przed wypadkiem – zaznaczył ekspert CANAL+.
– Pamiętam wszystko, tylko że ten czas zwolnił. Podbiegłem do niego zdjąłem kask i pojawiła się wszędzie krew. Ratownik również podbiegł, karetka podjechała po paru minutach. Mogłem jedynie trzymać jego głowę, żeby nie udusił się krwią. Próbowałem dodzwonić się do domu i poinformować o wszystkim, ale żona nie odbierała. Widziałem na podglądzie w kamerze, że sprząta u psów. Nie mogłem zebrać myśli. Nie życzę najgorszemu wrogowi tego, co przeżyłem – opowiedział Jabłoński o momencie wypadku syna.
– Był okres, że obraziłem się na żużel. To był czysty przypadek, głupi zbieg okoliczności. To sprawiło także, że Mateusz nie ma przerwanego rdzenia kręgowego, funkcjonuje normalnie i nie skończył na wózku. Jedyny cel jaki ma, to powrót na motocykl żużlowy – zaznaczył gość programu.
– Motocykl odstawiony do garażu na zawsze. Amatorsko może sobie kiedyś wyjadę. Wolę cieszyć się życiem i chodzić na spacery, niż ryzykować, że rozwalę tę endoprotezę i skończę na wózku. W żużlu będzie funkcjonować, ale trochę inaczej. Na ten moment będę współpracował z CANAL+ i pomagał Mateuszowi – powiedział Mirosław Jabłoński, który ogłosił zakończenie kariery.