To bzdura, rzecz jasna. Skala dokonań Jerzego Synowca dla Gorzowa oraz tutejszego sportu, znacznie przewyższa osiągnięcia całej rzeszy aktywistów, radnych oraz działaczy sportowych. Co ważne, on nigdy się z tym nie obnosił; inni owszem i to bardzo.
Ciarki przechodzą po plecach na myśl, że można to wszystko unieważnić absurdalnym oskarżeniem o przywłaszczenie sobie pamiątek po Edwardzie Jancarzu. Niepojęte, że zarzut stawia człowiek, który nad Wartą niczego jeszcze nie osiągnął; dopiero na to pracuje. Powinno to dać do myślenia, bo jeśli ktoś znikąd, tak łatwo chce kasować gorzowianom autorytety, to jutro każdy będzie łajdakiem, złodziejem, psycholem lub kimś jeszcze gorszym. Dając wiarę komuś, kogo tak naprawdę jeszcze nie znamy, sporo ryzykujemy. Prezes Marek Grzyb pokazał, że nie ma już miejsca na prawdę. Jest tylko wysypisko informacyjnych śmieci. Można poniżyć i zdegradować każdego, jeśli tylko przyjdzie na to ochota.
Ręce opadają, ale wszystko wskazuje na to, że dla niektórych środowisk nad Wartą, jest to dziś najsmaczniejsza karma. A jak! Czy może być coś bardziej smakowitego od ubrudzonego autorytetu? Nic. Najgorsze jest to, że kibolska prostota wyrażania opinii oraz oskarżeń, za sprawą ludzi hipotetycznie poważnych – bo przecież funkcja prezesa Stali Gorzów była i jest poważna, weszła do głównego nurtu. Zainfekowała nam miejski dyskurs. I nawet jeśli niektórzy są rockendrollowo wyluzowani, to my gorzowianie mamy powody do obaw.
Stanie z boku, gdy obcy miastu ludzie deprecjonują autorytet i wizerunek tych, których znamy od dekad, nie jest niczym dobrym. To gwałt na przyzwoitości. Publiczność może być niewinna na stadionie żużlowym, ale nie są niewinni ci, którzy głośno nie krzyczą, gdy przyzwoitość jest gwałcona. Zarzuty pod adresem Synowca nie są żadnym wielopiętrowym konfliktem – są kłamstwem. Popatrzcie, do czego doszliśmy: człowiek znany nam od niedawna obrzuca błotem Synowca, którego znamy niemal od zawsze. A wszędzie cisza, albo śmiech. Prezes Grzyb nie, ale większość czytelników bloga przeczytało „Rewizora” Nikołaja Gogola; „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”.
Jeśli można bezkarnie oskarżać o kradzież Synowca, to jutro jakiś amator oskarży Bogusia Dziekańskiego z Jazz Clubu o brak talentu; inny powie, że Jan Tomaszewicz okradł teatralną garderobę, Bartek Zmarzlik kradnie kolegom paliwo, a profesor Dariusz Rymar popełnia plagiaty. Niektórzy myślą, że jak ktoś da do wiwatu komuś tak szanowanemu jak mecenas Synowiec, to będzie super. Nie będzie – to poziom kibolskiego mułu.
Normalnie, aby wejść na poziom Synowca niektórzy musieliby latami czytać książki, odbyć tysiące spotkań z gorzowianami i wydać dziesiątki tysięcy na mniej lub bardziej widoczne przedsięwzięcia. Teraz wystarczy zlecić tekst, dać kilkudziesięciu „orkom” duży baner i rzucić bezpodstawne oskarżenia. Synowca bronić nie muszę, on obroni się lepiej i bez mojej pomocy. Potwierdził to zresztą dzisiaj w sądzie – gdzie w pierwszej instancji z M. Grzybem wygrał. Wiem jednak, że tu chodzi również o tzw. efekt mrożący, aby w ewentualnej krytyce klubu nikt się nie wychylał.
Ludzie bardzo bogaci mają dość skromne potrzeby, które kilkoma przelewami można szybko zaspokoić; bogacąc się bardziej obrastają w tytuły, myśląc, iż to zrekompensuje im kompleksy oraz przyniesie szacunek w oczach innych. Szacunku nie da się zdobyć na skróty – do tego potrzeba czasu i ciężkiej pracy. Plan wydaje się szyty grubymi nićmi, ale oskarżanie Synowca, to jak wciskanie kwadratowego kołka w okrągły otwór – udać się nie może.
Nie można natomiast wykluczyć, że cała awantura to próba odwrócenia uwagi od faktycznych problemów prezesa i klubu. Tych jest bez liku. Tajemnicą poliszynela jest to, że na jednej fakturze może się nie skończyć. Ten felieton nie jest oskarżeniem prezesa Grzyba, ale tych wszystkich, którzy nabrali wody w usta. Każdy akapit przesiąknięty jest troską o zacnych gorzowian, którzy mogą zostać zaatakowani lub oskarżeni przez ludzi, którzy dzisiaj tutaj są, ale jutro ich nie będzie.
Śmiem twierdzić, że kultura „Fair Play” w gorzowskim klubie, zastąpiona została stylem charakterystycznym dla szalikowców. Nie jest to z mojej strony zarzut nokautujący, bo niektórym z tym do twarzy, ale zauważam od jakiegoś czasu, że centymetr po centymetrze znikają nam w Gorzowie miejsca, gdzie bycie nieprzyzwoitym nie uchodzi. „Dresiarze w garniturach(...). Są w polityce, filmach i biurach . Szpanerskich klubach” – śpiewa hiphopowa grupa Fisz Emade.
To prawda, są wszędzie - także w sportowych klubach i dziesiątkach innych miejsc. Zważyć należy, że milczenie, to aprobata. Można kochać żużel i szanować Stal Gorzów; nie trzeba siedzieć cicho, gdy zło udaje dobro. "Żyjąc wsród świń, wielokrotnie musiałem się ześwinić" - czytamy w jednym z monologów Wiesława Dymnego. Czy naprawdę tego chcemy? Milczenie i obojętność jest w tym przypadku rodzajem "ześwinienia". Można chodzić na stadion, biesiadować w lożach, ale nie trzeba...