Tadeusz Zdunek: Kontrakt Adriana Gały jest już w całości rozliczony, a żaden z zawodników nie poinformował nas, że nie zamierza respektować wcześniejszych ustaleń co do umów na kolejny sezon. Rasmus Jensen też tego jednak nie zrobił, a krótko po tym, gdy przelew został zaksięgowany na jego koncie, Falubaz ogłosił jego transfer. Ten przypadek pokazuje, że musimy być gotowi na wszystko i zapewniam, że jesteśmy.
Całe to zamieszanie medialne jest nam niepotrzebne. W czwartek odebrałem sporo telefonów od dziennikarzy, gdy na gorąco byłem jeszcze dość rozemocjonowany całą sytuacją. Ja prowadzę poważny biznes, nie siedzę w klubie 8 godzin dziennie, a dziennikarze dzwonią do mnie w różnych momentach. Często wyrywają dwa słowa z kontekstu i na takiej tezie budują cały artykuł. Chcę aby było jasne - nie mam za złe Rasmusowi, że zmienił zdanie i wybrał inną ofertę. Natomiast nie wierzę, że załatwił wszystkie formalności pomiędzy 1 a 3 października. Kultura wymaga, aby poinformował nas dużo szybciej, że rozmawia z innym klubem.
Swoją drogą to przewrotne, że gdy Rasmus zawodził na początku sezonu, klub bronił go przed atakami niezadowolonych kibiców. Teraz wielu sympatyków atakuje nas za to, że kapitan odchodzi. Żaden zawodnik nie jest jednak niezastąpiony i nikt nie jest ważniejszy od klubu.
Część kibiców ma pretensje do Pana, że osobiście nie powstrzymał takiego rozwoju wydarzeń.
W minionym sezonie pozyskaliśmy od sponsorów prywatnych 2,2 mln zł, z czego 60 proc. to wkład mojej firmy. Kwoty pozyskiwane w ten sposób przez klub rosną z roku na rok. Nadal są jednak przy niezmiennym wpływie z miasta i biletów. Kibice oczekują wybitnych rezultatów, a wielu z nich ma pretensje, gdy podnosimy ceny biletów o 5 zł posiadając jednocześnie najtańsze wejściówki w lidze.
Kibice dużo mówią o wierności i wiele wymagają, ale od 2015 roku liczba sprzedanych biletów na jeden mecz przekroczyła próg 5000 zaledwie raz – podczas barażu z Toruniem. W tym roku na inauguracji przeciwko Wilkom było nieco ponad 2000 ludzi, więc nie trafia do mnie argument, że o frekwencji decydują wyłącznie wyniki i marketing. Jaką mamy gwarancję, że kibice przyjdą na stadion nawet jeśli zbudujemy drogi, mocny skład? Rok temu ściągnęliśmy Jamroga z Kulakovem. Transfery wzbudziły zachwyty, ale po frekwencji nie było tego widać. Winna była pogoda? Wymagający gruntownej modernizacji stadion? Ani na jedno, ani na drugie kompletnie nie mamy wpływu.
Co Pan odpowie na zarzut, że w swojej firmie nie dopuściłby Pan do sytuacji, w której pracownicy muszą poczekać na wynagrodzenie, a w żużlu takie sytuacje mają miejsce?
W mojej firmie każdy pracownik ma określone cele. Jeśli ich nie osiąga, wyciągane są konsekwencje. W żużlu tak się nie da, bo zawodników jest mało i jeśli ktoś nie prezentuje poziomu, który deklarował przy podpisywaniu umowy, nie możemy wyciągnąć żadnych konsekwencji. Jeśli kontraktujemy zawodnika na 10 pkt, a on zdobywa po 6-7, możemy poszukać zmiennika, ale to wiąże się z kolejnym wydatkiem. Często nieproporcjonalnym do poziomu zawodnika, bo jak wspomniałem, rynek jest ubogi.
Podczas pandemii w firmie przedstawiliśmy pracownikom plan zachowania miejsc pracy, ale wiązało się to z obniżką pensji. Mogli go odrzucić, ale bez tego nie udałoby nam się utrzymać około 500 stanowisk. W przypadku żużla, zawodników nie interesuje, że słabszy wynik sportowy zmniejsza przychody klubu. Zwyczajnie nie są skorzy do ustępstw co do wynegocjowanych wcześniej stawek. Przykład mieliśmy na początku sezonu, gdy przegraliśmy pięć meczów z rzędu.
Z czego wynika fakt, że klub zaczął rozliczać kontrakty po zakończeniu sezonu?
Odpowiem na przykładzie Rasmusa. Zaraz po sezonie czekał na zapłatę wynagrodzeń za sześć z szesnastu spotkań. Chwilę później uregulowaliśmy kwotę za dwa, a w ostatniej transzy za cztery. Te pieniądze mogliśmy wypłacić wcześniej, gdybyśmy nie kontraktowali Timo Lahtiego, co było nieplanowanym, sporym wydatkiem. Wpływy z biletów mieliśmy najniższe w lidze, ale robiliśmy wszystko, aby wzmocnić zespół, czasem ponad nasze możliwości.
Kontraktując wyżej wymienioną dwójkę, daliśmy pozostałym po dwa dodatkowe mecze w play-off, co przekłada się na możliwość zarobienia dodatkowych ok. 70 tys. zł. Mogliśmy nie wzmacniać drużyny, przegrywać i być na czysto. Podjęliśmy decyzję, aby walczyć kosztem wydłużenia terminów płatności.
W którym kierunku pójdzie teraz Wybrzeże?
Wiemy jakim budżetem dysponujemy i budujemy zespół pod ten budżet. Jeśli będą dodatkowe wpływy, rozpatrzymy dodatkowe środki na zawodników. Włożyłem w tym roku w klub 1,4 mln zł, co jest najwyższą kwotą w dziejach klubu, jeśli chodzi o sponsorów prywatnych. Nawet jeśli teraz włożę więcej, jaką mam gwarancję, że ten czy inny zawodnik nie zawali meczu lub sezonu? To są moje prywatne pieniądze, które mógłbym spożytkować na własne cele. Jak doświadczenie wskazuje, nie ważne jakie pieniądze wykładamy, postawa jednego czy dwóch zawodników, może zaważyć na słabym wyniku drużyny. Obrażanie mnie to także obrażanie pozostałych sponsorów, którzy nie chcieliby być tak traktowani jak ja dziś. Skupimy się na pracy, nie będziemy wdawać się w przepychanki.
Nie będziemy wyrywać zawodników innym klubom. Nawet jeśli ktoś sam się do nas zgłosi, ale gdzieś wcześniej złożył deklarację, nie będziemy negocjować. Kluby muszą się wzajemnie szanować. Mieliśmy gotową koncepcję drużyny w oparciu o trzech zawodników. Teraz musimy wszystko przebudować i na pewno się nie poddamy, bo to nie jest w naszym zwyczaju. Jeśli ktoś jeszcze chce odejść, nie będę miał pretensji. Nie powinno być jednak tak, że ktoś mówi nam lub pisze, że zostaje, a później wycofuje się bez poinformowania nas. Dla mnie to brak elementarnej kultury biznesowej. Przy takiej decyzji informacja powinna być klarowna, abyśmy mieli czas na reakcję.
Jak pan widzi swoją dalszą przyszłość jako sponsor klubu?
Zawodnicy przychodzą i odchodzą, podobnie działacze. Natomiast klub będzie trwał latami. Jestem zaskoczony, gdy ktoś staje po stronie zawodników podczas, gdy ich zachowanie nie pomaga klubowi, a nieprzychylne komentarze odstraszają sponsorów. Wiem, że niektórzy robią to nieświadomie, z troski i w dobrej wierze, ale zapominają o konsekwencjach. Nie musicie pomagać, ale nie przeszkadzajcie, damy sobie radę.
W ciągu piętnastu lat trzykrotnie brałem udział w reaktywacji klubu i spłacałem cudze długi. Były to znacznie większe kwoty niż te, o których mówi się obecnie. Nie spodziewam się podziękowań, ale też nie spodziewałem się, że po tym wszystkim spotka mnie taka fala hejtu. W roku 2023 zapewnię sponsoring klubu, a na zakończenie sezonu rozważę co dalej.