- Oczywiście cieszę się, że jestem jednym z czterech zawodników, którzy otrzymali stałą dziką kartę . Spodziewałem się tego, więc nie jest to dla mnie duże zaskoczenie. Czuję, że wciąż należę do czołówki światowego żużla. Teraz ja i mój team musimy udowodnić, że FIM miała rację stawiając na mnie - wyznaje Pedersen.
A czy dla Duńczyka niespodzianką były dzikie karty dla Andreasa Jonssona, Emila Sajfutdinova i Janusza Kołodzieja?
- Emil stracił sezon przez kontuzję. Jonsson i Kołodziej to z kolei bardzo utalentowani zawodnicy, którzy pokazali, że są w stanie walczyć o najwyższe cele. Jedynym znakiem zapytania była kwestia tego, czy FIM da dziką kartę któremuś z Brytyjczyków, co byłoby w interesie dla czarnego sportu w Anglii. Tak się jednak nie stało.
Pedersena wkrótce czekają rozmowy ze sponsorami. W minionym sezonie miał z nimi, a raczej z ich brakiem ogromny problem.
- To, że wciąż jestem uczestnikiem Grand Prix będzie miało duże znaczenie dla potencjalnych sponsorów - dodaje na zakończenie.