- Sytuacja się zmieniła, bo Janusz został stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. W takiej sytuacji przyjacielskie rady i rozmowy o właściwym odżywianiu już nie wystarczą. Minęła radość po otrzymaniu stałej dzikiej karty. Obecnie pracujemy nad budżetem. Znam realia i wiem, jaką sumę musimy uzbierać (chodzi o 700 tys. zł - przyp. red.), by bić się o czołowe lokaty w cyklu - mówi Cegielski.
Cegielski jeszcze nie rozmawiał z "Koldim" o wynagrodzeniu dla siebie, a już zabrał się do roboty. - Dogadamy się z Januszem. Zresztą są ważniejsze rzeczy. Chodzi o wypracowanie modelu działania. Ja zamierzam się wzorować na Jimmym Nilsenie. Szwed nigdy nie był wielkim zawodnikiem, ale w środowisku mówiono, że budżet ma większy niż jego słynny rodak Tony Rickardsson. Pamiętam jak Nilsen zabiegał o sponsorów, jak o nich dbał. Dzięki temu miał stałe wpływy. Osiem lat minęło od kiedy Jimmy zjechał z toru, a nikt do tej pory nie umie skopiować jego metod. Ja to zrobię i uzupełnię je o własne pomysły - dodaje Cegielski.