Duży wkład w rozpoczęcie kariery przez torunianina mieli jego rodzice. - Właśnie dzięki ojcu trafiłem do szkółki Apatora, który był zapalonym kibicem żużla. I jest do dzisiaj. Zabierał mnie na mecze. Spodobało mi się, poprosiłem rodziców i zapisali mnie do szkółki. Postanowiłem spróbować, czy się nadam. Nie było łatwo, ale uparcie dążyłem do celu i teraz mogę jedynie podziękować rodzicom, że dzięki ich zgodzie coś osiągnąłem w życiu.
Początki dla Jagusia nie były jednak łatwe. Wspólnie z kolegami do jego obowiązków należało m.in wynoszenie koszy na śmieci czy też sprzątanie toru. - Najpierw miałem zajęcia u klubowego mechanika. Zapoznawał mnie z tajnikami sprzętu, bo wiadomo, że nikt Einsteinem się nie rodzi. Poznawałem więc pomału motocykl. Czyli - zacząłem od warsztatu. Potem doszły nowe obowiązki - posprzątanie parkingu, wynoszenie koszy na śmieci, sprzątanie toru przed meczem, krawężników itd. Można się dziś z tego śmiać, ale każdy tak zaczyna. Później zaś przydzielono mnie do Wojtka Żabiałowicza. Po dwóch młodych adeptów trafiało do starszych zawodników i myło ich sprzęt, zapychało motocykle. Mieliśmy też ich podpatrywać i się uczyć. - wspomina zawodnik.
Zdaniem Jagusia w obecnych czasach młodym zawodnikom jest na starcie kariery znacznie łatwiej, niż za czasu jego początków. - Kiedyś były inne czasy. Dzisiaj przyjdzie chłopak z bogatymi rodzicami, kupią mu sprzęt i może wyjeżdżać na tor. My musieliśmy sobie na to zapracować ciężką pracą. Długo czekałem, praktycznie rok, żeby wsiąść na motocykl. W szkółce jeden motor był przeznaczony dla trzech zawodników. Wkładało się wtedy stare kufajki i wio, na tor. Takie były czasy. Dzisiaj na pewno też młodym zawodnikom nie jest łatwo, ale to nie to, co kiedyś było. - tłumaczy wychowanek Apatora.