- Niewątpliwie moim najcięższym wypadkiem był ten z 1999 roku wraz z kolegami. Wyfrunąłem wtedy poza tor - wspominał Gollob pamiętną kolizję z Piotrem Protasiewiczem podczas finału Złotego Kasku we Wrocławiu.
Gollob humorystycznie odniósł się do innych swoich wypadków. - Była już katastrofa lotnicza, był wypadek samochodowy, została jeszcze łódź podwodna i inne dziedziny, których raczej staram się unikać.
- Po ciężkich kontuzjach dla stuprocentowego sportowca najważniejszym jest jak najszybszy powrót na arenę. Jeśli rehabilitacja trwa długo, człowiek zaczyna się męczyć. Po swoich wypadkach zawsze miałem w głowie, aby po wyjściu ze szpitala jak najszybciej powrócić na tor - dodaje Tomasz Gollob.