IMP 1995
07.08.2017 15:17
Jeden z wyjazdów. Ostatniej nocy nie mogłem spać. Cholernie bolała mnie stopa. Nie wiem czy więzadła, stawy czy ścięgna, ale ból spać nie dawał. To sobie różne rzeczy wspominałem. Wydarzenia są prawdziwe, choć w niektórych szczegółach, pamięć może być zawodna.
Nie pamiętam nawet miesiąca. Miałem wówczas 20 lat i byłem w wojsku, ale obiecałem kolegom, że na IPM do Wrocławia pojadę, o ile załatwią transport.Zadbałem więc o 72 godziny przepustki.
Wyjazd z Gorzowa busem w 10 osób (najstarsza osoba miała 26, najmłodsze dwie po 18) i kierowca. Nas była czwórka z jednej ekipy. Po drodze ostre piwkowanie, aż dojechaliśmy na miejsce. Najpierw kupiliśmy bilety, a następnie znaleźliśmy przy stadionie ogródek piwny. I sobie grzecznie sączyliśmy naszą dyszką, aż obok przejeżdżał autokar z kibicami Polonii Bydgoszcz. Zaczęło się machanie szalikami, środkowe palce i nagle ich pojazd się zatrzymał, a niego wyskoczyła większość pasażerów i zaczęli przesuwać się w naszym kierunku. Z naszej dychy, dwóch najmłodszych uciekło. To był ich błąd, a jeden z nich dostał oklep (w parku przy stadionie olimpijskim) i stracił szalik i kaszkiet w klubowych barwach. Nawet nie wiedział, kto go skroił. W każdym razie zrobiło się groźnie, kilku Bydgoszczan wysforowało się do przodu i doszło do krótkiej szamotaniny i wymiany kilka strzałów. Ogólnie nic wielkiego. Ale byśmy oberwali, bo ich cała grupa zbliżała się do nas.Na szczęście dostaliśmy wsparcie o grupy harleyowców-fanów Sparty. Ich też było koło dychy, wciąż więc Poloniści mieli przewagę liczebną. Ale to już były wielkie, starsze chłopy. Ich wsparcie nas zdziwiło, bo to była zgoda Falubazu. W początkowym zamieszaniu, wsparło nas też dwóch kibiców Włókniarza. W Polsce wówczas powszechna była nienawiść do Polonii Bydgoszcz i do całego klanu Gollobów. Potem wspólnie popiwkowaliśmy i ruszyliśmy na mecz, wszyscy nam życzyli mistrza dla Śwista, a kibice Włókniarza poszli z nami na nasz sektor. Uważano, że Piotrek Świst jest jedynym, który może pokonać Golloba. To był najlepszy sezon Śwista po wypadku w Austrii. Wtedy Tomek Gollob lał każdego, a w tamtym sezonie spotkał się ze Świstem 12 razy (przez cały sezon w zawodach różnej rangi) i był remi 6-6. Gollob wtedy odbiegał sprzętowo od reszty Polaków, Świstowi maszyny na IMP pożyczył jednak Henka Gustafson (nawet klubowy kolega Golloba grał przeciw niemu).
Weszliśmy na stadion na chyba najgorszy sektor (koniec drugiego łuku), choć byliśmy najliczniejszą grupą przyjezdnych. Stal w tych zawodach była reprezentowana przez trzech zawodników: Śwista, Marka Hućkę i Ryszarda Franczyszyna. Pierwsza seria była idealna. Hućko wygrał, Świst wygrał w innym biegu przed Franczyszynem (dla Franka było to jednak jedyne punkty w tych zawodach. Potem w którejś z kolejnych serii Piotrek wygrał z Gollobem. I euforia. Potem jednak trochę popadało i Hućko siadł, a Piotrek przegrał z Dobruckim. Czyli jednak baraż. Ale w swoim ostatnim biegu, Świst przegrał start i wydawało się, że jednak nie da rady. Wtedy został przepuszczony przez Jacka Rempałę. I byl skandal. Z naszej pozycji widzieliśmy zamieszanie w parkingu i padło hasło: "biją Śwista" ruszyliśmy na płoty, ale przed nimi pojawił się kordon policji (dzisiaj policji na stadionach nie ma, ale wtedy były inne czasy). Okazało się, że Jacek Gollob strzelił "z bańki" mechanikowi Śwista, a Władek wrzeszczał, że nie będzie Niemiec chodził po polskim parkingu.
Doszło więc do barażu, który Gollob wygrał. I w sumie dobrze się stało. A nie jest prawdą, że Jacek Rempała sprzedał bieg. Nikt nic nie sprzedawał, wszyscy niemal zawodnicy po prostu nie cierpieli Gollobów, była to więc pomoc bezinteresowna. Rodzina Gollobów to była sekta. Świst będąc drugim zawodnikiem w Polsce nie był powoływany na światowe drużynówki czy światowe pary. Tym "interesem" trzęśli Gollobowie. I w różnych okresach do Tomka dodawano Jacka, Śledzia, Wilka, Winiarza. Lansowano też Jędrzejaka, Malechę i Tajcherta.
Potem jeszcze dekoracja, medale wręczał Mietek Wachowski, który dostał gwizdy od niemal całego stadionu.
Potem tylko spokojne wyjście ze stadionu i powrót do domu. Zaliczaliśmy niemal wszystkie stacje benzynowe.
P.S. Do dzisiaj mało się wspomina o drugim skandalu. O trzecie miejsce też był baraż, między Dobruckim a Sawiną (wygrał ten pierwszy). A do tego barażu doprowadził Tomek Fajfer, puszczając przed siebie Roberta Sawinę.